Jacka L. do sądu wprowadzili wczoraj policjanci. Oskarżony podczas rozprawy siedział za pancerną szybą. Nic nie mówił. Wydawało się, że słucha...
Jacek L. nie wygląda na bestię. W dniu aresztowania był znacznie większym mężczyzną. Wtedy trzeba było skuć go dwoma parami kajdanek. Po niemal 10 miesiącach pobytu za kratami schudł i zmizerniał.
Najwięcej do sprawy wniosła sąsiadka, z którą ofiara miała najczęstszy kontakt.
To z jej zeznań zaczęło rysować się piekło, w jakim żyła Ewa z synem Dawidem. Pijackie awantury, bicie kobiety i dziecka. Ewa miała połamany nos. – Była delikatną, filigranową kobietą. Kiedy Jacek wpadał w szał, musiała uciekać z domu – zeznawała przed sądem sąsiadka ofiary.
Podpowiedziała Ewie, jak ma wejść do jej domu, uciekając przed Jackiem. Ewa jednak chowała się na dworze, między drzewami i tam przeczekiwała szał męża. Sytuacja była tak dramatyczna, że sąsiadka kazała Ewie trzymać w szufladach jak najmniej noży i używać tylko tego z tępą kocówką.
Jacek trafił w końcu do więzienia za znęcanie się nad dzieckiem. W tym czasie Ewa trochę odżyła. Kat wyszedł po trzech miesiącach aresztu. – Wtedy był bardziej wyedukowany. Nie bił już tak, żeby zostawić ślady, ale ciągał Ewę za włosy po podłodze – zeznawał świadek.
Ewa bała się odejść od męża. Jacek groził jej, że jeśli to zrobi, zemści się na najbliższych. Strach przed mężem - sadystą ją paraliżował.
Wczoraj sąd przesłuchiwał wielu świadków. Do sprawy niczego nie wniosła ekipa karetki pogotowia, która przyjechała na miejsce zdarzenia. Jacek L. leżał wtedy skuty kajdankami twarzą do ziemi. Ręce miął skrępowane na plecach. Obok niego był syn Dawid. Krzyczał, że zabił mu matkę. On sam powtarzał „To nie ja, to nie ja”.
Kolejny świadek widział, jak Dawid ucieka z okna na piętrze swojego domu. – Podbiegł do mnie i powiedział, żebym wezwała policję. Mówił, że ojciec pociął mamę – relacjonuje sąsiadka.
Córka zeznającej opowiadała, że widziała Jacka L. na podwórzu domu. – Zmywał krew z rąk przy ogrodowym basenie – zeznała.
Do brutalnego zabójstwa doszło 25 maja ub.r. w Płotach koło Zielonej Góry. Policję wezwał 17-letni syn ofiary, który uciekł z mieszkania widząc jak ojciec morduje jego matkę. Kiedy wezwani policjanci weszli do domu, morderca siedział na łóżku, a jego żona leżała na podłodze w kałuży krwi.
Cięcie w szyję było tak silne, że niemal odcięło jej głowę. Jacek L. był pijany.