Mordujemy, bo robią to inni. Masakra, stały element dziejów

Czytaj dalej
Fot. fot. Wikipedia
Włodzimierz Knap

Mordujemy, bo robią to inni. Masakra, stały element dziejów

Włodzimierz Knap

Wielkie rzezie. Masakry, zbrodnie wojenne są stare niemal jak ludzkość. Nic nie wskazuje, by kiedykolwiek przyszedł na nie kres. Najwybitniejsi dowódcy i władcy byli równie wielkimi okrutnikami.

Nie strach, lęk czy nienawiść motywują żołnierzy do bestialskiego zabijania na wielką skalę. O tym decyduje presja otoczenia i poddanie się woli dowódcy. Do rzezi, masakr dochodzi, bo tak robią inni. O tym przekonują psycholodzy społeczni. Z ich badań wynika, że trzy czwarte ludzi bardzo łatwo daje się podporządkować wodzowi, dyktatorowi. Stadne zachowania cechuje absolutną większość ludzi.

Takimi przypadłościami, na które wpływ ma zarówno kultura, jak i biologia, nie można usprawiedliwiać czynów strasznych. Należy jednak o tych czynnikach pamiętać, by zrozumieć, że masowe mordy, okrucieństwo towarzyszą ludziom od chwili, gdy zaczęli prowadzić wojny.

Przypominając wielkie rzezie w dziejach, warto pamiętać, że inaczej ludzie zachowują się w sytuacjach śmiertelnego zagrożenia, a tak jest podczas bitew. Inaczej również, kiedy już jako zwycięzcy dokonują zbrodni, bo mają zapewnioną dominację nad pokonanymi, a przede wszystkim poczucie bezkarności. Specjaliści zwracają uwagę, że w czasie wojny ogólne reguły moralne, jak np. „nie zabijaj”, „nie kradnij”, „nie gwałć”, łamie się o wiele łatwiej i częściej niż w czasie pokoju. Pokonani są mordowani, torturowani nierzadko przez na co dzień normalnych ludzi, bo ci działają instynktownie; mordują jak wszyscy wokół.

Okrutna starożytność

Zwycięzcy Achajowie dokonali rzezi Troi. Ocaleć miał tylko Eneasz z grupką towarzyszy. Tak sprawę przedstawili Homer i Wergiliusz. Nie ulega wątpliwości, że Troja została zniszczona, i to wielokrotnie. Od dziesięcioleci toczy się natomiast dyskusja na temat tego, kto zniszczył Troję? No i którą, bo uczeni dokopali się do siedmiu miast, kolejno stawianych, burzonych i znowu odbudowywanych.

Część badaczy, wzorem Homera, stawia na Achajów. Inni uważają, że taki scenariusz jest wręcz nieprawdopodobny, głównie dlatego, że nie można było pogodzić wielkiej wyprawy całej Grecji przeciw dalekiemu miastu w czasach (ok. 1200 r. p.n.e.), gdy ich własny świat rozpadał się w gruzy. Kto zatem dokonał masakry grodu Priama? Część uczonych przypuszcza, że zrobili to najeźdźcy z północy: Ludy Morza.

Starotestamentowe księgi opisują czyny Dawida (ok. 1040-ok. 970 r. p.n.e.), urodzonego w Betlejem. To on, najpierw muzyk, poeta, potem giermek Saula, stworzył królestwo Izraela i Judy i był nie tylko jego pierwszym władcą, ale najpotężniejszym królem biblijnego Izraela. Zresztą za panowania Dawida i jego syna Salomona (przez prawie sto lat) Izrael był po raz pierwszy i ostatni mocarstwem.

Dawid niejednokrotnie okazywał litość pokonanym, lecz nierzadko nie miał litości dla nich. Na jego rozkaz wymordowane zostały rzesze Filistynów, Syryjczyków, Moabitów, Ammonitów, Edomitów. 18 tys. tych ostatnich kazał wybić w Dolinie Morza Martwego. Jeszcze gorszy los z jego woli spotkał Syryjczyków, bo, według Biblii, w sumie zostało ich zabitych przez żołnierzy Dawida 47 tysięcy. II Księga Samuela nie podaje liczby zabitych Moabitów. Ogranicza się do opisu działań Dawida wobec nich: „Kazał ich ułożyć na ziemi i zmierzyć sznurem: dwie trzecie kazał zabić, a jedną trzecią pozostawić przy życiu”. W tej księdze czytamy, że „to PAN zapewniał Dawidowi zwycięstwo w każdej wyprawie”.

W epoce starożytnej polecenia dokonania rzezi na pokonanych wydawali również wielcy dowódcy i władcy, m.in. Hannibal, Juliusz Cezar czy Aleksander Wielki, który Teby, miasto buntujące się przeciw jego władzy, nakazał zniszczyć i zabić 6 tys. jego mieszkańców, by ich śmierć służyła za przestrogę innym potencjalnym buntownikom.

Straszne średniowiecze

Także i ta epoka pełna była masakr, choć wtedy żyjący, zarówno władcy, jak i ich wojska, działali w poczuciu, że robią to w imieniu Boga i dla Niego. Do takich działań uciekali się też polscy władcy, np. Bolesław Chrobry, który nie miał litości dla obrońców Kijowa i jego mieszkańców. Nasi przodkowie wyniszczyli Jadźwingów, wspomagając się Litwinami i Krzyżakami.

Wilhelm Zdobywca, król Anglii, na łożu śmierci w 1087 r. wyznał: „Splamiony jestem rzekami krwi”. Pewnie wiedział, co mówi. Gdy ujarzmiał Anglię, to niszczył prawie wszystko. Po walkach często kazał zabijać jeńców, palił wioski. Rzezie pokonanych w epoce wypraw krzyżowych były czymś zwyczajnym.

Tylko podajmy, że po zdobyciu Jerozolimy w 1099 r. krzyżowcy przez dwa dni mordowali jej mieszkańców. „Niemal całe miasto było pełne trupów” - czytamy w relacji jednego z uczestniczących w masakrze rycerzy. Muzułmanie nie byli lepsi. Saladyn po bitwie pod Hittinem (1187 r.) rozkazał zabić wszystkich schwytanych, a sam oglądał tę zbrodnię z podwyższenia. Muzułmanie zabijali w sposób wyjątkowo okrutny, bo karę śmierci na krzyżowcach wykonywali cywile, np. duchowni, naukowcy, którzy z powodu nieporadności, zanim ich zabili, zadawali im sporo ran.

Tragiczna nowożytność

Epokę nowożytną cechowało chyba jeszcze większe okrucieństwo. Franciszek Pizarro doprowadził do zagłady państwo Inków. Żołnierzom kazał z armat, arkebuzów strzelać do zgromadzonych na placu bezbronnych Inków. Iwan Groźny na swój przydomek w pełni „zapracował”. Doprowadził m.in. do rzezi ok. 60 tys. mieszkańców Nowogrodu Wielkiego. On też kazał wyciąć niemal całą ludność Moskwy.

Wojna trzydziestoletnia (1618--1648) była okresem niezwykle barbarzyńskim w dziejach Europy. W samych państwach niemieckich liczba ludności zmniejszyła się z 22 do 13 mln. Ludność Czech zmalała z 4 mln do 600 tys. Żołnierze nie tylko zabijali się w bitwach, ale też roznosili epidemie, grabili, gwałcili. Powszechny był wtedy kanibalizm.

W czasie wojny XXX-letniej ziemie polskie ucierpiały mniej niż zachodnia część kontynentu. Ale szybko przyszły na Polskę wielkie nieszczęścia: powstanie Chmielnickiego i potop szwedzki. - Wojska Karola Gustawa, króla Szwedów, w czasie potopu zniszczyły Polskę bardziej niż dwie wojny światowe razem wzięte! - podkreśla prof. Mirosław Nagielski, historyk wojskowości z UW.

Polacy też nie byli niewiniątkami. Wielki hetman, jakim był Jan Tarnowski, kazał ściąć 1,4 tys. jeńców rosyjskich, obrońców Staroduba w 1535 r. W 1596 r. dopuściliśmy się haniebnej rzezi powstańców kozackich, którzy skapitulowali nad Sołonicą na Ukrainie. Zabito wówczas ok. tysiąca jeńców wraz z rodzinami, czyli kobietami i dziećmi. I to tak niemiłosiernie, że jak pisał Joachim Bielski, syn kronikarza Marcina, „na milę albo dalej trup na trupie leżał”. Sygnał do rzezi dał dowodzący wojskiem polskim, również wybitny hetman, bo takim był Stanisław Żółkiewski. Pamięć o niechlubnych wyczynach lisowczyków w wojnie 30-letniej przetrwała na Słowacji jeszcze do połowy XIX w. Straszono nimi dzieci.

W samej Rzeczypospolitej wojsko polskie dopuszczało się okrucieństw i gwałtów wobec własnych rodaków, szczególnie w stosunku do chłopów.

Kiedy w 1634 r. wracało ze zwycięskiej kampanii na wschodzie, już w Polsce postępowali nasi żołnierze niekiedy tak okrutnie, że, jak pisze w swoich pamiętnikach Albrycht Stanisław Radziwiłł: „Nie wiadomo, czy ludność w niektórych miejscowościach nie wolałaby raczej wojny od takiego pokoju”. A wojska Stefana Czarnieckiego, gdy nie otrzymywały od Duńczyków (w 1657 r.) przydziału jedzenia czy paszy dla koni, puszczały z dymem całe wioski. Niechętnie przypominamy zachowanie się naszych wojsk w Hiszpanii jako oddziałów posiłkowych Napoleona.

Rzeź Pragi

W listopadzie 1794 r. ponad 30-tysięczna rosyjska armia gen. Aleksandra Suworowa dokonała rzezi Pragi w czasie insurekcji kościuszkowskiej. Rosjanie nie oszczędzali nikogo. Gwałcono zakonnice z klasztoru bernardyńskiego. Mieszkańcy Pragi ginęli od strzałów, kolb karabinów, bagnetów, szabel. Według relacji wiele ofiar zginęło w męczarniach, m.in. zostali wrzuceni do ognia lub poćwiartowani. Pisze o tym w swoim pamiętniku bohaterski szewc Jan Kiliński: „Na Pradze Moskale bez pardonu matki i małe dzieci rżnęli i na bagnety biorą i rzucają na ulicę.

Matki nie dość że zabito, ale je po ulicach gołe rozkładali i między nogi piki wtykali, tak dalece, że im gardłem wyłaziły. Inne w ogień wrzucano i żywcem palono...”. Rosjanie postępowali na Pradze tak brutalnie, że na rzeź ze wstrętem patrzyli niektórzy oficerowie armii Suworowa. Jeden z nich, Lew Engelhardt, relacjonował: „Na widok tego wszystkiego serce zamierało w człowieku. Podczas bitwy człowiek nie tylko nie czuje w sobie żadnej litości, ale zezwierzęca się bardziej, morderstwa jednak po ukończonej bitwie - to hańba!”. Historycy szacują, że w wyniku bestialstwa Rosjan zginęło ok. 7 tys. cywilów.

Wielkie zbrodnie

Liczba ofiar zbrodni wołyńskiej nie jest dokładnie znana. Badacze polscy twierdzą, że Ukraińcy wymordowali od 30 tys. do ponad 120 tys. Polaków. Ukraińscy historycy znacznie tę liczbę zaniżają. Po stronie ukraińskiej liczbę zabitych szacuje się na 2-3 tys. Prof. Bolesław Sprengel, znawca relacji polsko-ukraińskich z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, podkreśla, że Ukraińcy z UON i UPA dążyli do usunięcia Polaków z Wołynia i Małopolski Wschodniej. - Ten cel uświęcał, w ich mniemaniu, każde podjęte przez nich środki, łącznie z masowymi mordami, okrucieństwem - mówi prof. Sprengel.

- Radzę też pamiętać, że antagonizm polsko-ukraiński podsycali dwaj zaborcy, czyli Niemcy i Związek Sowiecki. Dr Lucyna Kulińska z AGH, badaczka zbrodni nacjonalistów ukraińskich na Polakach, przypomina: - Zabijali oni głównie prostych ludzi, rodziny chłopskie, bo przecież polska inteligencja została wcześniej albo wywieziona w głąb Rosji sowieckiej, albo wymordowana.

Wielką rzezią zakończyło się powstanie warszawskie. Zginęło w nim ok. 200 Polaków: 180 tys. ludności cywilnej i 20 tys. powstańców. Poległo również 2,3 tys. żołnierzy 1. Armii gen. Zygmunta Berlinga usiłujących pomóc walczącej stolicy.

Niezwykle wstrząsające są wspomnienia mieszkańców Hiroszimy, którzy przeżyli zrzucenie bomby atomowej. Iwao Nakamura 71 lat temu był uczniem szkoły podstawowej. Po ataku wyszedł z domu. Długo nie spotkał nikogo żywego. „Wreszcie - opisywał - natknąłem się na żywych ludzi. Byli nadzy. Ich skóra była jak rdza, ciała opuchnięte jak balon”.

Właściciel sklepu spożywczego pozostawił taką relację: „Ludzie nie mieli włosów i na pierwszy rzut oka nie wiadomo było, czy widzisz ich od przodu czy od tyłu. Skóra, nie tylko na rękach, lecz na twarzach, ciałach, zwisała. Wciąż ich widzę. Chodzące upiory. Nie wyglądali jak z tego świata. Szli w szczególny sposób, bardzo powoli. Ja byłem jednym z nich”. Kenzaburo Oe, pisarz japoński, przekazał wspomnienia jednego z żołnierzy: „Gdy wróciłem do zmysłów, spostrzegłem, że moi koledzy wciąż stoją na baczność i salutują; powiedziałem, hej tam, i poklepałem po plecach, a wtedy rozpadli się w proch”. Ocaleni zgodnie przyznawali, że mieli wrażenie końca świata. Nie miał ich zresztą kto ratować. 90 proc. lekarzy i pielęgniarek zginęło lub zostało rannych.

Po II wojnie światowej rzezi nie było mniej niż w innych czasach. W Europie w latach 90. mordowano się na Bałkanach, a w 1994 r. w Rwandzie w ciągu kwartału doszło do masakry, w której zginęło ok. 1 mln osób z plemion Tutsi i Hutu. Dziś na naszych oczach trwa dramat w Syrii.

wlodzimierz.knap@dziennik.krakow.pl

Włodzimierz Knap

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.