Motorniczy, czyli podróż do Górki Narodowej pośród kiboli Cracovii i Wisły
Trzeba zabić Żydów, którzy twierdzą, że Polacy zabijali Żydów – to wniosek z „debaty ”, jaka niezawodnie wybuchła w polskim internecie po ohydnych wypowiedziach izraelskich polityków. W Tel Awiwie szczyt kampanii wyborczej, Likudowi (czyli ichniemu PiS) grozi porażka, więc liderzy sięgają po historyczne klisze – by użyć ich jako pały. Najporęczniejszą pałą jest „polski antysemityzm”. Okłada się nią mniemanych wrogów – i słupki poparcia rosną. A że nad Wisłą burza? Świetnie! To kolejny dowód na antysemityzm...
Jako człowiek zaangażowany w normalizację stosunków polsko-żydowskich po 1989 roku poczułem się w ostatnich dniach tak, jak pasażerowie krakowskiego tramwaju do Górki Narodowej podróżujący pomiędzy kibicami Cracovii i Wisły. Patriotów Pasów (na przedzie) była garstka, patriotów Białej Gwiazdy (z tyłu) była garstka, a normalsów dziesięć razy tylu. Ale to „patrioci” nadawali ton, czyli pluli. Pluli na siebie, a przy okazji (a może głównie) na tych pośrodku: zwykłych ludzi. Plucie było tak obfite, że normalni zaczęli podejrzewać siebie nawzajem, iż także plują. Sytuacja społeczna zrobiła się podła, by nie rzec – wojenna. Szczęśliwie, motorniczy, najwyraźniej świadom działania mechanizmów nienawiści i ich skutków, wywalił nabuzowanych idiotów z naszego składu. Tramwaj ruszył odpodlony.
W polskiej i izraelskiej polityce brakuje motorniczego. Rządzący chętnie odwołują się do historycznych klisz i budują słupki poparcia na wściekłości pseudopatriotów. Owa wściekłość nie ma nic wspólnego z umiłowaniem Ojczyzny i chęcią bezinteresownego służenia rodakom. To brzydka, wybitnie niska emocja maskująca ideową pustkę. Ot, paradoks nacjonalisty: jest tak zakompleksiony i niepewny swej narodowej tożsamości, że do jej wydobycia i wyrażenia potrzebuje wroga. Dzięki temu na pytanie: „Co robisz dla Polski i Polaków” nie musi odpowiadać „Nie wiem”, lecz: „Zwalczam wrogów”.
W minionym tygodniu nacjonaliści polscy postanowili dać odpór nacjonalistom izraelskim i oba nasze społeczeństwa znalazły się po raz kolejny (i na pewno nie ostatni) w symbolicznym tramwaju do Górki Narodowej. Pocieszające, że lata – trudnego i burzliwego - dialogu normalnych z obu stron owocują dziś obficie i wspaniale. Kto głośno (i najskuteczniej, wobec degrengolady naszej dyplomacji i niebytu Polskiej Fundacji Narodowej) upomina się o historyczną prawdę i broni honoru Polski i Polaków? Organizacje żydowskie, w tym Komitet Żydów Amerykańskich.
Nasi przyjaciele robią to, bo myśmy sobie przez tych 30 lat sporo rzeczy wyjaśnili. Fantastyczną pracę wykonali naukowcy i publicyści, wychowawcy i edukatorzy, duchowni z Janem Pawłem II na czele i politycy, od Aleksandra Kwaśniewskiego po Lecha Kaczyńskiego. To ten ostatni zainicjował tworzenie Muzeum Historii Żydów Polskich i jako pierwszy prezydent RP uczestniczył w modłach w synagodze w święto Chanuki. W kolejnych latach w dni Chanuki zapalał świece w oknach Pałacu.
Marny polityk idzie na łatwiznę, sięgając po pałę klisz, podziałów i resentymentów. Dobry – odrzuca tę pokusę, nawet kosztem utraty władzy. Ten drugi wie, że nienawistni idioci na portalach i w tramwajach będą istnieć zawsze. Że wściekłość jest wieczna jak zło. Od przywódców, politycznych i duchowych, mądrych motorniczych, zależy, czy normalni ludzie pozostaną normalni, czy ulegną nienawiści.