- Rok to za mało na przygotowanie reformy - twierdzą związkowcy i nauczyciele. MEN: - Zdążymy.
- Nie będzie szkoły powszechnej, tylko podstawowa - zdecydowało ministerstwo edukacji. To pierwsze odstępstwo od zmian, które rząd ogłosił na początku wakacji. Czy oznacza to, że wprowadzenie 8-letniej podstawówki i likwidacja gimnazjów nie jest jeszcze przesądzone?
Taka wiadomość obiegła wczoraj media. MEN jednak zaprzecza.
Zaczynamy 1 września 2017 roku. Tak, jak zapowiadaliśmy - mówi Anna Ostrowska, rzecznik ministerstwa. - Chcemy dać samorządom więcej czasu na wprowadzenie reformy, dlatego nie zmieniamy nic w tym roku.
Zdaniem związkowców to jednak za mało, aby zdążyć z przygotowaniem nowych aktów prawnych, podstaw programowych, podręczników itp. - Ta reforma jest nieprzemyślana - twierdzi ZNP, który nie zamierza rezygnować z walki o utrzymanie gimnazjów. Mogą w nią również włączyć się rodzice przeciwni reformie. Ci jednak przede wszystkim chcą wreszcie wiedzieć, gdzie ich dzieci będą uczyć się po ukończeniu szóstej klasy. - Mamy dość czekania - mówią.
- Mam już dość tego zamieszania - mówi pani Małgorzata, mama Kasi, która we wrześniu pójdzie do szóstej klasy. - Tuż przed wakacjami głośno było o tym, że będą zlikwidowane gimnazja. Tymczasem minęły dwa miesiące, a dalej nic nie wiadomo. Chciałabym wiedzieć, czy moje dziecko jest ostatni rok w podstawówce, czy też w niej zostanie. To jest bardzo ważne także dla córki.
Podobne odczucia ma większość rodziców i nauczycieli. Rok szkolny zbliża się bowiem wielkimi krokami, a o szczegółach reformy zapowiedzianej pod koniec czerwca w Toruniu przez minister edukacji Annę Zalewską nic nie wiadomo. Znany jest tylko ogólny zarys planowanych zmian: 8-letnia szkoła powszechna i 4-letnie liceum zamiast obecnej 6-letniej SP i 3-letniego gimnazjum.
Zgodnie z czerwcowymi zapowiedziami wprowadzanie nowej struktury ma rozpocząć się 1 września 2017 roku. Wtedy szóstoklasiści zamiast pójść do I klasy gimnazjum rozpoczęliby naukę w 7 klasie. Po ukończeniu szkoły powszechnej mieliby do wyboru 4-letnie LO, 5-letnie technikum lub 3-letnią szkołę branżową. Jednocześnie w przyszłym roku nie zostałby przeprowadzony nabór do gimnazjów i tym samym rozpoczęłoby się wygaszanie tych szkół.
Jednak jak napisała wczoraj „Gazeta Wyborcza”, wprowadzenie reformy może się opóźnić o rok. Chodzi o to, że jest mało prawdopodobne, aby wszystkie akty prawne, nowe podstawy programowe, podręczniki itp. zostały przygotowane na czas.
Na razie MEN już zrezygnował ze zmiany nazwy szkoły z podstawowej na powszechną. Oznaczałoby to bowiem nie tylko konieczność przeznaczenia pieniędzy na nowe tablice, pieczątki, dokumenty itp., ale również wypłacenia odpraw nauczycielom i przeprowadzenia konkursów na dyrektorów szkół.
- Wysłuchaliśmy głosu samorządów, którym zależało, aby właśnie z powodu kosztów zrezygnować ze zmiany nazwy szkoły - wyjaśnia Anna Ostrowska, rzecznik MEN.
Informację tę ministerstwo już wcześniej przekazało związkowcom. Miała się też pojawić na spotkaniach z kuratorami oświaty, które odbyły się w zeszłym tygodniu. Czy wtedy też pojawił się wątek przesunięcia reformy na wrzesień 2018 roku? Marek Gralik, kujawsko-pomorski kurator oświaty, nie potwierdza tej informacji. Mówi tylko, że rozmawiano na temat planowanej reformy.
Wątpliwości jednak są, bo według zapowiedzi MEN przekształcanie gimnazjów w 8-letnie szkoły podstawowe lub 4-letnie LO ma zostać przeprowadzone w ciągu 5 lat. - Dokładnie taką informację przekazano nam podczas ostatniego, poniedziałkowego spotkania - mówi Wojciech Jaranowski, rzecznik NSZZ „Solidarność”. - Pani minister nie uściśliła, co to oznacza, sądzę jednak, że nadal aktualny jest termin 1 września 2017, ale być może nie jest to jeszcze przesądzone.
- Reforma jest nieprzemyślana
- mówi Magdalena Kaszulanis, rzecznik ZNP. Wczoraj związek ogłosił zawiązanie koalicji „NIE dla chaosu w szkole”. Do przystąpienia zaprosił wszystkie organizacje, instytucje, ruchy społeczne, a także rodziców, którzy są przeciwni reformie.
- Na początku wakacji pani minister zafundowała rodzicom i nauczycielom trzęsienie ziemi - mówi Magdalena Kaszulanis. - Mamy koniec sierpnia, a pani minister nie potrafi powiedzieć nic więcej. Odbieramy bardzo dużo telefonów od zdezorientowanych rodziców. Jeśli rząd chciał przywrócić 4-letnie liceum, mógł wydłużyć naukę o rok i pozostawić obecną strukturę szkół. Przesunięcie terminu wprowadzania tej reformy jest właściwie koniecznością. Potrzebny jest czas na jej wdrożenie. Na świecie takie zmiany wprowadzane są przez kilkanaście lat, a nasz rząd chce to zrobić w rok.
MEN twierdzi jednak, że to wystarczająco dużo czasu. - Wprowadzanie reformy rozpoczynamy 1 września 2017 roku - mówi Anna Ostrowska. - Chcemy zrobić to w sposób ewolucyjny. Tak, aby samorządy mogły wprowadzić nowe rozwiązania spokojnie. Dlatego też w tym roku nic nie zmieniamy. Trwają prace nad przygotowaniem projektów ustaw, które przedstawimy w połowie września.