MPK Poznań: Kierowcy parkują na torowiskach. Wysokie mandaty nie rozwiązują problemu
Minuta postoju jednego tramwaju kosztuje 5 złotych – tyle dolicza się do mandatu kierowcy, który parkując przy torowisku blokuje tramwaje. Kwota ta może znacznie urosnąć, jeśli przymusowy postój trwa dłużej niż np. godzina, a w korku stoi szereg tramwajów. Tylko w niedzielę MPK zanotowało w Poznaniu pięć przypadków zablokowania bimb.
- Jest tego coraz więcej – mówi Iwona Gajdzińska, rzecznik poznańskiego MPK Sp. z o.o.
W niedzielę pierwszy przymusowy postój mieli pasażerowie tramwajów w rejonie parku Sołackiego, przy ul. Wołyńskiej i Małopolskiej. Od godziny 6.51 do 7.12 ruch był wstrzymany z powodu samochodu zaparkowanego zbyt blisko torowiska. Dyspozytor MPK odebrał sygnał o kolejnym zawalidrodze przy ul. Strzeleckiej o godz. 18.04, przerwa w ruchu trwała aż do 19.12.
Jeszcze trwało usuwanie tego samochodu, gdy kolejne wezwanie przyszło o godz. 18.50 od kolejnego motorniczego, który utknął przy Wołyńskiej. Tu ruch wznowiono o 19.13. Czwarte zawiadomienie o zablokowanym tramwaju przyszło ponownie z Sołacza: od 22.11 do 23.35 tramwaje nie mogły przejechać w rejonie Alei Wielkopolskiej i ul. Nad Wierzbakiem. Najkrócej trwał postój tramwajów przy Górnej Wildzie i Spadzistej, zgłoszony o 22.49. Sprawca zorientował się w porę i odjechał po pięciu minutach, zanim na miejsce dojechały wezwane służby MPK.
- Sam postój jednego tramwaju to nie wszystko: za nim staje następny, później kolejny, czasem nawet kilka na danym odcinku, zanim zorganizujemy objazd, by kolejne składy nie wjeżdżały w „pułapkę”
- opowiada Iwona Gajdzińska. - Pasażerowie czekają, denerwują się, bo przecież ktoś może spieszyć się na dworzec i za chwilę ucieknie mu pociąg, ktoś inny jedzie na umówioną od miesięcy wizytę u lekarza, wreszcie ktoś jedzie do szkoły czy na ważny egzamin. Ci co są w tramwaju, widzą co się dzieje, ale inni pasażerowie, na następnych przystankach czekają i nie widząc nadjeżdżających zgodnie z rozkładem tramwajów, winią za to MPK.
Kursy wypadają parami
Dyspozytorzy MPK oceniają, że jeśli na linii ruch wstrzymany jest choćby przez dziesięć minut, to wypada z rozkładu przynajmniej jeden kurs każdej linii, która kursuje po tym torowisku. Przy dłuższych postojach, wypadają też kursy w drugą stronę, bo tramwaj, jeśli nawet dojedzie do pętli końcowej, to już nie zdąży wyjechać w drogę powrotną zgodnie z rozkładem.
Na „blokadowej” mapie Poznania znajdziemy przede wszystkim ulice Strzelecką, Mielżyńskiego Święty Marcin, Podgórną, Górną Wildę (od ul. Królowej Jadwigi do Rynku Wildeckiego), pl. Wolności (od Al. Marcinkowskiego do ul. Ratajczaka), Dąbrowskiego od Mostu Teatralnego do Rynku Jeżyckiego, a także – jak wskazują ostatnie wydarzenia – rejon parku Sołackiego.
Laweta na pomoc
W momencie, gdy motorniczy uznaje, że nie może przejechać z powodu zbyt blisko zaparkowanego samochodu, zatrzymuje tramwaj. Na miejsce jedzie nadzór ruchu i policja albo straż miejska i w następnej kolejności wzywana jest pomoc drogowa z lawetą.
- Przejazd radiowozu w takich przypadkach jest tak szybki, jak tylko sytuacja na drodze pozwala, załoga ma zgodę komendanta na używanie sygnałów świetlnych, gdy w grę wchodzi blokowanie komunikacji miejskiej
– mówi Przemysław Piwecki ze Straży Miejskiej. - Później już tylko czekamy na przejazd lawety, czasem nawet 20-30 minut. Wobec właściciela samochodu – zawalidrogi wszczynane jest postępowanie mandatowe.
W dalszej części tekstu przeczytasz:
- Jak kierowcy tłumaczą zablokowanie torowiska?
- Jak wysokie mogą być mandaty?
- Na jak długo zablokowali ruch "rekordziści"?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień