Mroczna strona zoo uczy lepiej niż szkoła
Białe lwy z Zoo Safari Borysew zszokowały w niedzielę zwiedzających swoim prawdziwym obliczem. Na wybiegu wielkich kotów jedna z samic zaczęła się kocić. Wzruszenie widowni (w tym dzieci) szybko jednak zmieniło się w przerażenie.
Matka odrzuciła swoje trzy kocięta, zostawiając je na pastwę pozostałych lwów, które były w pobliżu. Dorosłe lwy zaczęły miotać małymi po całym wybiegu. Pracownicy zoo próbowali je odciągnąć od lwiątek, wykładając w klatkach na zapleczu wybiegu świeże mięso. Lwy długo nie były zainteresowane drugim obiadem, ale w końcu się wyszalały i z matką młodych (sic!) udały się na posiłek. Przeżyło tylko jedno młode.
Wstrząsające? Dla części osób - głównie tych, które patrzą na zwierzęta przez pryzmat człowieczej etyki - na pewno. Pouczające? Myślę, że dla wszystkich.
Po pierwsze, sytuacja z Borysewa może w końcu wbije do głowy bezmyślnym zwiedzającym, że zoo to nie cyrk i mieszkają w nim dzikie, a nie tresowane zwierzęta. A skoro nie mają one oporów przed zabiciem młodych swojego gatunku, to głodne lub po prostu znudzone monotonią życia w zoo, nie będą miały problemu z odgryzieniem ręki osobie, która postanowi pogłaskać wielkiego kotka. A próby poczochrania lwa, zdarzały się również w Łodzi.
Po drugie, dzieci, które widziały bezlitosne potraktowanie lwiątek zobaczyły, czym są prawa natury. Bynajmniej nie zachęcam, aby dzieci zabierać teraz na wiwisekcje. Niemniej, nie mam wątpliwości, że w Borysewie o lwach dowiedziały się więcej, niż na jakiejkolwiek lekcji biologii.