Z Łukaszem Kozłowskim, ekonomistą, ekspertem z organizacji Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej, rozmawia Agnieszka Kamińska.
Związek Zawodowy Pracowników Ukraińskich zaproponował abolicję dla obywateli Ukrainy pracujących w Polsce nielegalnie. Chodzi o to, że nie byłyby wyciągane wobec nich żadne konsekwencje. Czy to nie jest zbyt daleko idący pomysł?
Nie. Abolicja lub jakaś forma ułatwień dla pracowników z Ukrainy ma ogromny sens, a wręcz nawet jest konieczna. Obecnie większość Ukraińców pracuje u nas na podstawie oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy. W ubiegłym roku firmy złożyły 1,2 miliona takich oświadczeń w całym kraju. Tymczasem w ZUS zarejestrowanych było tylko około 230 tysięcy Ukraińców. Wielu z nich pracuje u nas w szarej strefie lub na jej granicy, np. niezgodnie z prawem w oparciu o umowę o dzieło. Tak naprawdę nie wiemy, jaka jest skala tego zjawiska. Abolicja przede wszystkim uszczelni system podatkowy i zwiększy wpływy do budżetu z tytułu zatrudnienia. Dowiemy się też, ilu tych Ukraińców właściwie u nas pracuje. Znane są przypadki działania pośredników czy wręcz całych mafii, które zarabiają na „załatwianiu” Ukraińcom lewego zatrudnienia w Polsce. Abolicja ukróciłaby ten proceder. Poza tym wprowadzono zmiany dotyczące polityki wizowej. Od 11 czerwca obywatele Ukrainy nie muszą uzyskiwać wiz na wjazd do krajów UE w celach turystycznych czy biznesowych. Niektórzy Ukraińcy będą tę możliwość nadużywać, aby podjąć u nas pracę nielegalną. Istnieje również duże ryzyko, że będą traktować Polskę tylko jako kraj tranzytowy.
Popracują u nas przez chwilę i pojadą dalej na Zachód?
Tak, nie będą chcieli u nas pracować na dłużej. Polskie firmy płacą mniej niż przedsiębiorcy w Niemczech czy Holandii. Zamiast czekać, aż inne kraje zliberalizują zasady zatrudniania, Polska powinna podjąć już teraz działania, które pozwolą zatrzymać w kraju Ukraińców. Nasze firmy bardzo ich potrzebują. Jeśli Ukraińcy dziś pracują u nas na czarno, nic nie będzie stało na przeszkodzie, żeby pojechali dalej na Zachód i tam podjęli nielegalną pracę.
Jak w praktyce miałaby wyglądać abolicja? I czy nie doprowadzi do zalegalizowania pobytu w Polsce na przykład przestępców z Ukrainy?
Pomysł abolicji pojawił się kilka dni temu i błyskawicznie zyskał aprobatę różnych środowisk. Dlatego brakuje tu jeszcze szczegółów. Autorzy propozycji dopiero zamierzają przeprowadzić konsultacje społeczne i przygotować projekt regulacji prawnej. Czekamy na stanowisko rządu w tej sprawie. Pomysł popierają jednak organizacje pracodawców, eksperci od gospodarki i związki zawodowe. Jest więc duża szansa, że to wypali. Tym bardziej że my po prostu musimy coś zrobić, żeby zatrzymać w kraju osoby ze Wschodu. Ukraińcy pracują u nas przede wszystkim tymczasowo. Podejmują prace sezonowe w przetwórstwie, rolnictwie czy budownictwie. Te osoby po kilku miesiącach pracy muszą wrócić na Ukrainę. A następnie znów przyjeżdżają do polskiej firmy, na kolejny okres pracy. Zdarza się, że nie wyjeżdżają i pracują nadal po przekroczeniu wymaganego okresu pracy, czyli już nielegalnie. Wyobrażam sobie, że abolicja będzie dotyczyć właśnie takich osób - pracowników spełniających oczekiwania pracodawców, chcących u nas rzetelnie pracować. Dobrze by było przygotować takie rozwiązania, aby te osoby mogły pracować u nas na stałe. Formalnościami mogłyby się zająć urzędy do spraw cudzoziemców.
Czy abolicja powinna dotyczyć tylko Ukraińców? I czy jednak nie ma zagrożenia, że cudzoziemcy wyprą z miejsc pracy Polaków?
Abolicja powinna objąć tych cudzoziemców, którzy teraz korzystają z uproszczonej ścieżki podjęcia u nas zatrudnienia, czyli w oparciu o oświadczenie o zamiarze powierzenia pracy. Dotyczy to obywateli Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji i właśnie Ukrainy. Te osoby nie wypierają Polaków z miejsc zatrudnienia, a zapełniają lukę na rynku pracy. Bez nich wielu przedsiębiorców miałoby problemy z prowadzeniem swoich firm. Duże znaczenie ma też obniżenie wieku emerytalnego. Za chwilę na rynku zmniejszy się liczba zatrudnionych w wieku przedemerytalnym i poprodukcyjnym.