Musisz zawsze splunąć trzy razy, a dopiero wtedy cud się zdarzy
Za jedną wróżbę płaci się od 10 złotych, za horoskop trzeba wyłożyć nawet 200 złotych. Mało kto przyzna się przed znajomymi, że się wybiera na toczenie gromnicy czy przepowiednię z rozbitego jajka. Tymczasem u wróżek i znachorek bywają zarówno hydraulicy, jak i profesorowie.
Znajomi Grażyny poradzili jej, by zajęła się swoim chorym kręgosłupem i poszła do znachorki. Nie polecili jej znanego lekarza, specjalisty ani tabletek z reklamy, gdzie „Grażynka bólu miała dość”. Kręgosłup dawał się we znaki. Dostała adres i umówiła się na wizytę. Wróżka położyła jej na głowie lnianą szmatkę, a na niej konopny sznurek, który spaliła. Znachorka pląsała wokół niej, poszeptała i splunęła. - I wie pani co, bóle ustały - śmieje się.
Danuta poszła do wróżki, bo była zestresowana problemami w pracy. Miała nadzieję, że tam znajdzie rozwiązanie kłopotów. Wróżka położyła jej na brzuchu oraz na głowie len i zapaliła go. Potem przelała nad nią rozgrzany wosk. W ten sposób, jak tłumaczyła, oczyściła jej zaburzoną aurę. Wróżka coś Danucie szeptała i przy okazji przepowiadała jej przyszłość. Że wokół niej kręcą się źli ludzie, szczególnie mężczyzna, który zabiera jej pozytywną energię. Dowiedziała się przy okazji, że będzie miała syna i majątek.
- Nic się nie sprawdziło. A w pracy stresowałam się dalej. To bzdury - uważa teraz.
Gdy Ewelina była dzieckiem, babcia stale przelewała żółtko. Ewelina tego nie pamięta. Babcia odprawiała czary, gdy była niespokojna i płakała tak głośno, że rodzice najchętniej by uciekli. Przelewała jajko i patrzyła, jaki kształt potem w miseczce się pojawia, bo z niego dawało się odczytać, czego boi się wnuczka. Ewelina też przelewa wosk, ale już nad swoim dzieckiem.
Takich sposobów na uspokojenie dziecka jest więcej. Współczesne młode mamy w internecie prześcigają się w poradach: „Można wziąć dwie gałązki brzozy, które krzyżujemy nad szklanką wody” albo „Bierzemy jajko i robimy z niego wydmuszkę. Wydmuchujemy nad śpiącym dzieckiem do szklanki z wodą białko, potem zgodnie z ruchem wskazówek zegara trzy razy chuchamy na malucha, za każdym razem spluwając za siebie przez lewe ramię. Szklankę trzeba postawić za głową dziecka. I wylać przed wschodem słońca. Dziecko po tym zabiegu, według mamy, słodko i spokojnie śpi”.
Można też inaczej. Na przykład tak:- Przyłożyć dziecko do futryny. Najstarsza osoba, w rodzinie uderza w futrynę drewnem, np. trzonkiem siekiery. Ucina w ten sposób strach - poleca inna mama.
Internet pełen jest takich rad. Dotyczą odpierania uroków, pozbywania się lęku u dzieci i dorosłych. Czytamy dalej: „Trzeba zdjąć ubranie noszone blisko ciała, plujemy na nie trzy razy. Następnie tym materiałem zwilżonym kreślimy dziecku albo dorosłemu na czole znak krzyża”.
Metoda dla tradycjonalistów: rozbujać obrączkę zawieszoną na nitce, a po złowrogiej sile nie pozostanie śladu.
Pomocna okazać się może kąpiel np. w czarcim żebrze, a właściwie w wywarze z tej rośliny. Jeżeli po kąpieli woda jest mętna, to oznacza, że ktoś rzucił na nas urok... Skażoną wodę trzeba rozlać na rozstaju dróg. .
A najlepszym sposobem, radzą młode kobiety, jest zapobiegać złu i kupić czerwoną wstążeczkę z medalikiem i przywiązać do łóżeczka albo wózka. Ceny za taki wynalazek zaczynają się od kilku złotych.
Nazywa siebie wróżką Arkadią. Nie czuje się czarownicą. Uważa, że lepiej brzmi wiedźma. - Wiedźma pochodzi od słowa „wiedzieć”.
W kącie pokoju, w którym przyjmuje zagubionych i nieszczęśliwych klientów, stoi miotła. Wiedźma zapewnia, że to prezent, jest bezużyteczna, to ozdoba. Ale zwraca jednak uwagę i rozbudza wyobraźnię gości. Przy ścianie, namalowany na drewnie, wisi anioł. Ma strzec ode złego. Obok garnek na wosk i płonąca świeczka. Arkadia jest też dyplomowaną bioenergoterapeutką. Wahadełkiem określa poziom energii. - Robię to, co wykonywały nasze prababcie, nie zajmuję się niczym nowym - zaznacza.
Cel tych zabiegów jest jeden. Oczyścić aurę, przełamać blokadę w energii, zdjąć urok i klątwę. - Cały czas otacza nas energia, jesteśmy nią. Słowo także jest siłą. Oprócz ciała fizycznego mamy tzw. aurę, do której przyczepia się zła energia i to ona zaburza prawidłowe działanie naszych organów. W żołądku gromadzimy emocje, których nie trawimy. W jelitach kryje się nadwrażliwość, w wątrobie - złość, a bolący kręgosłup oznacza brak oparcia w życiu - wyjaśnia wróżka.
Sposobów radzenia sobie ze złem jest kilka. Znachorka toczy jajko po głowie i po kręgosłupie, następnie rozbija i wlewa do święconej wody. Odmawia modlitwę, szepcze tajemne słowa. Kształt jajka pokazuje nasze lęki. W misce widzi linie, bąbelki, splątania. I interpretuje je. Od głowy do stóp przesuwa po ciele gromnicę, którą następnie spala albo macha nią wokół całego ciała. W przepędzeniu złej energii pomagają witki brzozowe. Przelewa także wosk, który ma uspokajać. Nad głową gościa porusza garnkiem z rozgrzanym woskiem. Modli się, potem wylewa ciecz do wody. Tu, w prawidłowej interpretacji ważna jest ilość skręceń i strona.
A gdyby komuś przytrafiła się choroba skóry zwana różą (tę zakaźną infekcję wywołują paciorkowce), znachorzy mają i na to sposób. Na zakażonym miejscu spala się konopie albo len. Przychodzą ci, którym przestało się układać, z kimś się pokłócili, przeżyli zawód miłosny, obawiają się, że ktoś zazdrosny i podły ich przeklął.
U znachorów i wiedźm lądują lekarze, hydraulicy, pielęgniarki czy nauczycielki, a nad ich głowami kręci się garneczek z rozgrzanym woskiem.
- To są stereotypy, że do wróżki chodzą ludzie prości. Otóż nie - zapewnia Arkadia.
Niezależnie od wieku i zawodu wszyscy chcą odmienić los, spróbować niekonwencjonalnych metod. Ale nierzadko ta sytuacja ich krępuje. Mało kto przyzna się, że wybiera się na toczenie gromnicy czy przelewanie wosku. - Ludzie nie chcą się przyznawać, kim są, niechętnie zdradzają swe imię, o nazwisko to już nawet nie pytam - kończy Arkadia.
Autorka: Dorota Krupińska