Po wizycie papieża Franciszka w Iraku dowiedzieliśmy się, że „wizyta papieża będzie miała poważne konsekwencje dla chrześcijan”. Powiało grozą. Ufam, że to tylko wpadka warsztatowa przy zatytułowaniu wypowiedzi abpa Mirkisa, jaką zafundował nam eKAI. Nie chodziło przecież o to, by wylewać kubeł zimnej wody na cieszących się z tej bezprecedensowej pielgrzymki. Tak przynajmniej wynika z zacytowanej wypowiedzi.
Trudniej usprawiedliwić to, jak pokazała (a właściwie co dała do posłuchania) redakcja katolicka w TVP. Mianowicie w niedzielne południe, relacjonując przylot papieża do Bagdadu, podmieniono dźwięk. W relacjach na żywo słychać, że gdy papież schodził po schodach z samolotu, orkiestra zagrała coś w rodzaju fanfary na cześć gościa. Natomiast, kiedy już zszedł na płytę i witał się z oficjelami oraz dziećmi, a potem szedł do gmachu lotniska, zagrano nie hymn Watykanu czy Iraku, ale „Odę do Radości” (używaną jako hymn Unii Europejskie).
To samo w sobie jest intrygujące i daje do myślenia. Skąd taki gest w kraju dotkniętym wojną z Zachodem, jej konsekwencjami, a potem wspólną walką z ISIS? Być może ta melodia umknęłaby naszej uwadze, gdyby nie wspomniana relacja. W „Między Ziemią a Niebem” usłyszeliśmy fanfarę, gdy Franciszek schodził po schodach, natomiast gdy witał się z gospodarzami i szedł z nimi do budynku, słyszeliśmy… dalej fanfarę. Ani jednej nuty z „Ody do Radości”. Cenzura?
Mam nadzieję, że w TVP nie ma zapisu cenzorskiego na hymn UE. Być może ręka dźwiękowca „osunęła” się bezwiednie i hymn został wyparty przez powtarzającą się fanfarę.
Ale kto w to uwierzy po tym, jaką atmosferę zbudowano w tej telewizji wokół UE? Czy raczej nie podejrzewamy takiej odruchowej „cenzury”: lepiej wyciąć coś, co by mogło wzbudzić niechciany temat?
Do tego jeszcze dochodzą pamiętne akcje z wymazywaniem serduszek.
Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.
Na podejrzenia zapracowujemy sobie. I nawet jak są nieuzasadnione, to jednak są uzasadnione jako podejrzenia. Dlatego trzeba odcinać się od sugestii, jakie daliśmy przez wpadki, przepraszać za to, żeśmy mogli być źle zrozumiani.
Jeśli redakcje tego nie robią, to zaczynają posługiwać się insynuacjami, przemycają przekaz, którego wstydziliby się uczciwi ludzie. Tak między innymi konstruuje się propagandę: powoli sugestia niewerbalna (choćby brak pewnej muzyki, autorów, tematów) staje się na tyle powszechna, że mamy do czynienia z polityką medialnych faktów dokonanych (swoisty Kulturkampf).
I w konsekwencji dziwni „dziennikarze” zamiast wynajdować to, co intrygujące, ciekawe, szukają „gładkiego” przekazu, nie chcąc drażnić uszu decydentów.