Dla Dariusza Szczeblewskiego muzyka to od 50 lat praca, ale i ciągle wielka pasja.
Dariusz Szczeblewski to od wielu lat postać kojarzona ze Społecznym Ogniskiem Muzycznym. Nic dziwnego, w ognisku pracuje od 1970 roku (łączył to z pracą w koszalińskiej filharmonii), kieruje nim od 1989 roku. Instytucji i uczniom poświeca swój czas i serce. Wspomina, że gdy zaczynał, ognisko było niezwykle popularne - gdy zaczynano zapisy ustawiały się tasiemcowe kolejki, szczególnie do wiejskich filii, które ognisko miało w okolicznych miejscowościach. By znaleźć się wśród grona około 300 szczęśliwców, zdać trzeba było egzamin. - To były czasy, gdy dzieci, szczególnie te ze wsi, bardzo się do muzyki garnęły. Dla nich te zajęcia to było coś niezwykłego, gotowe były do wielu poświęceń.
Dziś - jak mówi - to się zmieniło. Podopiecznych jest mniej. Z wielu powodów. Jednym z nich jest konkurencja. Przez całe lata ognisko było jedynym miejscem, w którym dzieci, młodzież, czy dorośli mogli się uczyć muzyki i występować amatorsko. Dziś są prywatne szkoły, kluby osiedlowe, domy kultury.
Jednym z tych powodów, dla których w ognisku jest mniej uczniów, jest też to, że dziś dzieci i młodzież mają szczelnie wypełnione kalendarze, szczególnie te z rodzin bardziej zamożnych - ich popołudnia są wypełnione lekcjami języków obcych, tenisem, jazdą konną. Bywa, że na muzykę miejsca brakuje.
A jednak jest grupa, która bez koszalińskiego ogniska sobie życia nie wyobraża. Maluchy trafiają na zajęcia w wieku kilku lat, chodzą aż skończą szkołę, bywa, że ich studia poza Koszalinem nie przerywają nauki gry na pianinie, gitarze czy lekcji śpiewu. A potem przyprowadzają swoje małe dzieci, bo chcą, by tak jak oni pokochały muzykę. Między uczniami i nauczycielami nawiązuje się szczególna więź - od zawsze w ognisku lekcje prowadzone są w formule uczeń - nauczyciel, czyli indywidualnie. - Z czasem stajemy się sobie bardzo bliscy, wiemy o naszych uczniach czasem więcej niż ich rodzice - komentuje nasz rozmówca.
Może dlatego właśnie pan Dariusz mówi, że dla niego ognisko to miejsce tak wyjątkowe. - Tu przychodzą ci, którzy kochają muzykę, zajęcia u nas to nie jest dla nich punkt do CV, ani sposób na zawodowe życie, to prawdziwa pasja - mówi. - A że ta pasja wiele wnosi do życia,to już inna sprawa.
Przez lata obserwuje, jak muzyka zmienia jego podopiecznych. Jego uczniowie przyznają, że gdy mają zły dzień, gdy jest im źle - siadają do instrumentu. Nie ma lepszego leku na chandrę. Muzyka, a szczególnie publiczne występy, dodają też pewności siebie. - Na scenie nie ma nauczyciela, nie mama rodziców. Trzeba sobie poradzić samemu - mówi. - To się przekłada na inne sfery życia.
We wrześniu, po wakacjach, uczniowie wracają do nauki, pojawiają się też nowi uczniowie. Pan Dariusz przyznaje, że czasem dzieci trafiają do ogniska z powodu ambicji rodziców. Jednak przy tym ważne jest, że odnajdują w sobie miłość do muzyki, miłość na całe życie.
Nie ma lepszego leku na smutek, chandrę i złość od gry na instrumencie