MY, POZNAŃ - 30-lecie samorządu terytorialnego. 30 lat temu radni nie tylko poznańscy radni stanęli przed ogromnym wyzwaniem
Po wyborach czerwca 1989 r. Senat, a potem rząd przygotowali i przeprowadzili pierwszy etap reformy samorządowej. Tak gminy zastąpiły rady narodowe. 27 maja 1990 r. odbyły się pierwsze po ponad półwieczu wolne wybory samorządowe. Kandydaci Komitetów Obywatelskich Solidarności zdobyli ponad 53 proc. głosów, a lokalne komitety wyborcze prawie 30 proc.
- Na 65 radnych 64 było z KO, a jeden z KPN
– wspomina Andrzej Bielerzewski, wieloletni radny Poznania, który znalazł się w Radzie Miasta właśnie z listy KO.
Wszyscy radni byli wtedy debiutantami, ale pełni entuzjazmu i energii. Dyskusje były burzliwe, a sesje trwały do późna. Już wybór prezydenta Poznania spośród radnych zapowiadał gorącą atmosferę, która charakteryzowała całą pierwszą kadencję. Wojciecha Szczęsnego Kaczmarka wybrano na prezydenta 6 czerwca 1990 r., wygrał „o włos” i to dopiero za trzecim podejściem.
- Dla mnie była to szkoła polityki – przyznał po latach Ryszard Grobelny, późniejszy prezydent Poznania . - Atmosfera była bardzo napięta, porobiły się frakcje, telefonowano w nocy do ludzi, „przeciągano” głosy.
Grobelny twierdzi, że Kaczmarek nie był jego pierwszym wyborem, poparł go dopiero w ostatnim głosowaniu. Niektórzy twierdzą, że grupa liberałów, do której należał m.in. Grobelny jeszcze nie raz przysparzała kłopotów.
Problemów było całe mnóstwo. - Zastaliśmy miasta i gminy w strasznym stanie. W połowie miast w Polsce nie było oczyszczalni ścieków, odpady komunalne były gromadzone w sposób, który dziś nazwalibyśmy dzikimi wysypiskami. Zapóźnienia cywilizacyjne po 45 latach PRL-u były ogromne. Wysiłek inwestycyjny gmin był skierowany na modernizację gospodarki komunalnej. Dostaliśmy budynki komunalne, w większości przedwojenne, silnie zdekapitalizowane – tak tamte czasy opisuje Związek Miast Polskich w publikacji z okazji 30-lecia.
Poznańscy radni stanęli przed trudnymi wyzwaniami, bo fundusze były ograniczone, a potrzeby ogromne. Spory toczono nie tylko na komisjach i sesja, ale także podczas prywatnych spotkań, bo życie towarzyskie wtedy kwitło, a poglądy nie były przeszkodą.
- Antek Szczuciński organizował spotkania dla wszystkich ugrupowań w knajpie "Pod psem"
- przypomina Janina Paprzycka.
Prof. Antoni Szczuciński po raz pierwszy znalazł się w radzie w 1994 r. podobnie, jak Michał Grześ. - Tamta kadencja była wyjątkowa. Postulowaliśmy rzeczy, które po latach wróciły: zakaz sprzedaży alkoholu na Starym Rynku, zniesienie podatku za psa – wspomina Grześ. - Wtedy wywalczyliśmy rozwiązania, obowiązujące do dziś. Na przykład, że projekty uchwał nie mogą leżeć w „zamrażarce” dłużej niż trzy miesiące, że to radny, a nie rada decyduje, w jakiej komisji będzie on pracować.
W 1998 r. mandat zdobył Grzegorz Ganowicz, późniejszy przewodniczący rady, który tę funkcję sprawuje do dziś. Jego zdaniem, w pierwszej kadencji samorząd był najmniej upolityczniony.
- To był okres pionierski, budowano zręby samorządności, dominowała pozytywistyczna chęć tworzenia czegoś nowego
– uważa Ganowicz. - Później to okrzepło i do samorządu wkroczyła polityka - podsumowuje.
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień