Sprawdziłem, ile osób rocznie ginie, myjąc okna i nie jest to imponująca liczba. Jedna, może dwie ofiary rocznie, choć wydawać by się mogło, że spada więcej.
Za każdym razem, gdy dokonywałem świątecznej czynności, czułem, że stąpam na granicy śmierci, zwłaszcza że przez lata pucowałem stare, drewniane, stuletnie okna skrzynkowe. Składają się one z progu (to, co w ścianie na dole, poziomo), nadproża (czyli to, co na górze, poziomo, nad progiem), ościeżnic (to co w ścianie, po bokach), słupka (to, co w środku, pionowo) i ślemienia (to co w środku, poziomo, między progiem a nadprożem).
Na tej konstrukcji zamontowano cztery skrzydła, przy czym te dolne, większe, przedzielone były jeszcze szprosami konstrukcyjnymi, czyli listwami oddzielającymi kwatery. Słupek i ślemię tworzą w takich oknach krzyż, a gdy staje się na parapecie, który jest zawsze pokryty kilkoma warstwami białej farby olejnej, śliskiej bardzo, to właśnie ŚLEMIĘ jest tym, za co się chwyta. Gdyby się to ślemię urwało, runąłbym w odchłań, gdyby tam przez 100 lat jakiś kornik działał (a korniki lubią okna) - to ten właśnie mały owad ległby u podstaw mojej groteskowej klęski.
Co by mi wtedy na grobie napisali? Zginął w umiłowaniu czystości. Ślemię mu pękło, a potem serce. Zginął śmiercią tragiczną w przededniu Wielkiej Nocy. Zmarł, przekraczając smugę cienia na szybie.
Mam już teraz nowe okna, na parterze, do samej ziemi i nic mi nie grozi. Rozkoszuję się różnorodnymi wonnościami środków czyszczących, ba, w sklepach wącham je sobie, jakbym wybierał wody toaletowe, wyszukane perfumy, uważam bowiem, że sprzątanie powinno być czynnością nie tylko powtarzalną, ale i przyjemną, zupełnie jak igraszki miłosne. Wierzę, że dzięki skrupulatnemu myciu okien stanę się jeszcze lepszym kochankiem.
Mimo dużego w tej kwestii doświadczenia, ciągle eksperymentuję z nowymi technikami. Dawniej stosowałem wodę z płynem do mycia naczyń i papierowe gazety, których już teraz nie ma, bo nie dają się klikać. Wiele lat trwał mój romans ze szmatkami, które miały tę przewagę, że nie rysowały szyb (tak, gazeta może porysować), brudziły się jednak szybko.
Teraz dotarłem do od dawna lekceważonych ręczników papierowych, dyskryminowanych ze względu na pozostawianie kłaczków papieru. Odkryłem jednak, że te mikroskopijne białe skrawki, można łatwo usunąć, delikatnie dmuchając na szybę pod specjalnym kątem.
Dmucham więc teraz czule na tafle szkła, lustrując jednocześnie, czy nie pozostawiłem po sobie nic do życzenia. Jestem z siebie zadowolony, wiem jednak, że nazajutrz, gdy słońce będzie w innym miejscu na niebie, odkryję wstydliwe, szare plamki, kreski, niewidoczne na pierwszy rzut oka.
Gdy już się ich pozbędę, będę mógł stać się jednocześnie częścią ogrodu i wnętrza, tylko śnieg będę widział, otoczony jednocześnie ciepłem wnętrza domu.