Myślistwo - to rozrywka, sport czy bezmyślne zabijanie? Przeczytaj, jak w naszych lasach polowały elity II RP i dewizowi myśliwi
Sto lat temu, kiedy odradzała się Polska, myślistwo było traktowane jako szlachetna, wielowiekowa tradycja i wspaniała rozrywka dla tzw. wyższych sfer. Ubodzy mieszkańcy wsi w okolicach większych obszarów leśnych też nie narzekali - za udział w nagonce i pomoc przy łupach byli wynagradzani. Kwitł handel myśliwską bronią i specjalnymi strojami, rozwijały się hodowle psów tropiących i kursy strzeleckie, a literaturę łowiecką z wypiekami na twarzy czytała młodzież. Zdjęcia najlepszych strzelców z długimi pokotami leżących u ich stóp zabitych zwierząt zdobiły okładki wielu czasopism.
Polowania w II Rzeczpospolitej cieszyły się ogromną estymą, zwłaszcza wśród elit politycznych i wojskowych. Wielbicielami łowiectwa byli dwaj prezydenci - Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki, marszałek Edward Rydz-Śmigły, większość premierów i generalicji. Właściwie z grona najważniejszych osób w państwie tylko Józef Piłsudski nie interesował się myślistwem, deklarując się jako przeciwnik bezmyślnego strzelania do bezbronnych zwierząt. Na polowaniach załatwiano sprawy wagi państwowej, a nawet próbowano zawierać międzynarodowe układy. Sztuką sygnałów myśliwskich zajmowali się najwybitniejsi kompozytorzy, m.in. w 1937 roku „Sygnał prezydenta RP” napisał Feliks Nowowiejski.
Zapraszamy do lektury dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień