Na czyim garnuszku będzie nasza starość?
- Dzieci idą w swoje strony, a mamę zostawiają samą – mówi pani Halina. A pani Wiesława wie, że dzieci ani jej, ani męża nie zostawią.
Buty na płaskim obcasie w kolorze ecru, znakomicie oddającym połączenie białej bluzki z kołnierzykiem i kardigana w kolorze kawy z mlekiem, do tego ciemne spodnie i nowa torebka. To pani Halina, za kilka dni skończy 84 lata. – Od zawsze umiałam dobierać kolory i części ubrania. Byłam piękną kobietą, teraz nie lubię patrzeć w lustro – zaczyna opowieść o macierzyństwie lub o samotności, bo w jej przypadku, obie sprawy się łączą. Wyszła za mąż po dwutygodniowej znajomości. Wdową została po dwudziestu latach. Musiała sama zapracować na dom i wychować trójkę synów. – Dzieci się już pożeniły i mnie samą zostawiły – mówi gorzko.
W czym tkwi gwarancja opieki na starość od dzieci? Czy taką pewność można mieć i czy da się na nią zapracować?
- Bardzo mi smutno. Dzieci idą w swoje strony, a mamę zostawiają samą. Czy zdrowa, czy chora jestem sama. Przyjdą na parę minut odwiedzić, coś tam powiedzą i już do widzenia, idziemy, bo nam się spieszy. A mamie się nigdy nie spieszyło. Pracowałam, dzieci chowałam, karmiłam, ubierałam, sama nie dojadłam i nie dospałam, a teraz co? Inne babki mnie spotykają i to samo mi mówią. Ale tak pan Bóg dał – mówi pani Halina.
84-latka wspomina, kiedy mama uratowała ją przed banderowcami na Podolu. Był śnieżno-deszczowy marzec. – Jak banderowcy do nas przyszli, wszyscy uciekli, tylko moja mama była tęga i nie mogła przez okno wyskoczyć i ja zostałam, miałam sześć lat. Ona otworzyła drzwi i mnie za plecami przepchnęła, żebym uciekła. Całą noc przesiedziałam w wyschniętych trawach schowana na łące – opowiada pani Halina. Matka przeżyła tę wizytę, został okradziony wtedy dom.
Czy luźniejsze więzy wynikają ze zmiany pokolenia? – To, jaki mamy szacunek do mamy, zależy w dużej mierze od tego, jakiego szacunku nas ona nauczyła – mówi Joanna Furmańska, urzędniczka, pochodzi z powiatu żagańskiego. – Choć powszechnie można stwierdzić, że każdy człowiek powinien mieć szacunek do swojej mamy to w rzeczywistości uwarunkowane to jest wieloma czynnikami. Każda matka o ten szacunek musi zabiegać i na ten szacunek pracować. Jak? Małego człowieka należy uczyć od małego, na czym polega szacunek do drugiego człowieka, a w konsekwencji do siebie. Uważam, że czasy nie mają tu żadnego znaczenia, bo to kwestia wychowania i wzorców, jakie zostaną w małym człowieku zakorzenione – podkreśla J. Furmańska.
Mama Wiesławy Kowal ma 83 lata. Mieszkała w Warszawie, kiedy się źle poczuła, pojechał po nią syn, przywiózł do Nowej Soli. Zdaniem pani Wiesławy, tak jak postępują rodzice, tak w przyszłości postępują ich dzieci. – Znaleźliśmy pomieszczenie niekrępujące, przy nas, żeby mogła przyjmować gości. Czuje się bardzo dobrze, przede wszystkim dlatego, że jest potrzebna, prawnuki ją cieszą, dzieci odwiedzają – przyznaje jej córka Wiesława. – Starsi ludzie muszą być kochani, otaczani opieką, trzeba ich zaprowadzić nie tylko lekarza do fryzjera, szczególnie mamy, żeby czuły się piękne. Mobilizuję mamę. Staram się, aby wychodziła na spacery, na kijki, żeby nie czuła wieku. Ciągle jej powtarzam, że jest młoda – przekonuje jej córka.
Wiesława Kowal o tym, jaką ma rodzinę, przekonała się, kiedy jej mąż miał udar. – Stan był beznadziejny. Powiedziano nam, że mamy wzywać księdza. Choroba męża pokazała, jaką mam wspaniałą rodzinę. Okazało się, że wszyscy kochają swojego ojca i mnie. Nie da się tego opisać. Córka była wtedy na wczasach łączonymi samolotami, majątek straciła, ale chciała szybko być przy tatusiu żeby nim się opiekować. Synowie też o wszystko zadbali, wozili na rehabilitację. Mąż dochodzi do siebie. Dopiero choroba pokazuje, jak ma się wspaniałe dzieci. Nie boję się starości. Będę śmiało patrzeć w przyszłość. Wiem, że dzieci mnie, ani mojego męża nie zostawią. Ale na to się pracowało przez całe życie. Przez właściwe wychowanie – podkreśla nowosolanka.
Co na to kierownik zakładu psychologii klinicznej na Uniwersytecie Zielonogórskim? – Dzieci mają być tak wychowane, żeby poszły do świata i wychowały własne potomstwo. Mają potrafić budować związki intymne, zawierać małżeństwo, zakładać rodzinę i o nią dbać – mówi prof. Iwona Grzegorzewska z Uniwersytetu Zielonogórskiego. – To, że przy okazji zajmą się swoimi rodzicami, jest wartością dodaną. Nie po to mamy dzieci, aby się nami zajmowały na starość. Nie jest to celem wychowania. Jeżeli dobrze wychowamy dzieci, to one to zrobią, ale nie mogą być do tego przymuszane. Nie chciałabym, aby mój syn zajmował się mną na starość, chcę to robić sama. Chciałabym się z nim wtedy spotykać i mam nadzieję, że będą to dobre spotkania – podsumowuje prof. Grzegorzewska.