Rosyjska Biblioteka Narodowa w Sankt Petersburgu posiadała w okresie carskim przywilej obowiązkowego egzemplarza. Oznaczało to, że każdy legalny druk, wydany w granicach Cesarstwa Rosyjskiego, winien tam trafić.
Skutek jest taki, że obecnie można znaleźć w mieście na Newą książki, broszury i czasopisma z naszych miast, o których słuch w Polsce zaginął. Bardzo ważne, ale i anegdotyczne wiersze, dramaty, instrukcje w językach: rosyjskich, polskim, żydowskim (jidisz). Najwięcej z Białegostoku (dużo statutów i katalogów, trzy kalendarze, także dziełko Josema Abrama Szmierielewicza, „Znaczenie zębów i zasady dbania o nie”), sporo z Łomży (Apolinary Kowalnickij, „Ostatnie dni życia przestępcy skazanego na śmierć”, Brunon Nowicki, „Postępowy pon Maciej”) i z Suwałk. Ach, gdyby można tam posiedzieć dłużej!
Zapomniany wędrownik
O Karolu Hoffmanie (1855-1937) wiemy za mało, zważywszy na jego pasje i dokonania. Andrzej Matusiewicz przypuszcza, że urodził się tenże w Łomży, ale na pewno dzieciństwo spędził w Suwałkach i tam pobierał nauki w gimnazjum. Studiował krótko w Warszawie, gdzie także „poznawał tajniki aktorstwa”. Po powrocie do Suwałk pracował jako kancelista w sądzie i dużo wędrował. Spotkałem wielokrotnie wzmianki prasowe o K. Hoffmanie, promotorze wypraw, działaczu Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego (PTK), autorze tomiku „Nieznane zakątki kraju, Suwalszczyzna” (1908). Pióro miał lekkie, zainteresowanie wszechstronne. Natomiast jako człowiek teatru zamieszkał w latach 1888-1894 w Radomiu, gdzie jednak wpadł w konflikt z miejscowymi elitami.
Swoje wrażenia z wycieczki w 1903 roku wydrukował Hoffman 28 lat później w roczniku „Ziemia”. Zadeklarował ukochanie regionu suwalskiego i ziem nadniemeńskich. Lasy, jeziora, rzeki, Wigry i Dowspuda „z wrażeń dziecięco-młodzieńczych wdarły się w serce tułacza na całe życie doczesne”. Duszę Karola, tęskniącego do krain byłego województwa augustowskiego, przeszywały bólem stwierdzenia, że „strony suwalskie nazywano krajem zabitym od świata deskami, a redaktor „Gazety Kieleckiej” wyznawał szczerze, że więcej wie o Afryce, niż o Suwalszczyźnie”. Trzeba jeszcze dodać, że artykuł Hoffmana w „Ziemi” poprzedził tekst Kazimierza Kulwiecia (1871-1943), „upartego Liwina”, absolwenta gimnazjum suwalskiego, założyciela w tym mieście w 1906 roku pierwszego na ziemiach polskich oddziału terenowego PTK, prezesa całego Towarzystwa i redaktora „Ziemi”. Kulwieć to także osoba wielce zasłużona dla Wigier, patron schroniska w Starym Folwarku, badacz przyrody, człowiek niezwykłej aktywności. Na koniec sybirak z nakazu NKWD, który na zawsze spoczął w rejonie archangielskim.
Cenna inicjatywa
W 1879 roku ukazał się „Kalendarz Suwalski” wydany staraniem K. Hoffmana. Miejsce wydania - Suwałki, cena 37,5 kopiejek. Egzemplarz tego rarytasu znalazłem także we wspomnianej bibliotece petersburskiej. „Słówko od wydawcy” zaczyna się od banalnego stwierdzenia, że każdy początek jest trudny. Hoffman przyznał, iż „ani w części nie odpowiedzieliśmy słusznym wymaganiom czytającego ogółu”. Nie czuł się jednak winnym tego faktu. „Wielu, bardzo wielu odmówiło nam bratniego współudziału, w szczupłym więc tylko ordynku życzliwych kolegów po piórze wzięliśmy się do dzieła. - Niech Bóg przebaczy pierwszym, a stokrotnie zapłaci ostatnim! Przyjmiemy więc was bracia - czem chata bogata. Na przyszły rok, da Bóg doczekać, damy Wam pożywniejszą i obfitszą strawę. - Zatem do zobaczenia”. Rok 1880 nastał, jednak kolejny „Kalendarz Suwalski” się nie ukazał.
Znaczenie roku 1879 miała podkreślić w omawianym kalendarzu wyliczanka z przywołaniem liczby lat, które minęły od: periodu juliańskiego (6593), ery bizantyńskiej (7387), tureckiej (1297), żydowskiej (5640), Nabonassara (Nabu-nassira, króla Babilonii - 2627), od zaprowadzenia religii chrześcijańskiej w Rosji (891), odkrycia druku i Ameryki, założenia miasta Petersburga i zamiany wsi Suwałki na miasto (169), urodzenia panującego wówczas cara Aleksandra II i jego wstąpienia na tron, działalności literackiej Józefa Ignacego Kraszewskiego (50) i wywindowania Suwałk na miasto gubernialne (43). Zabrakło przywołania chrztu Polski i innych arcyważnych dat z dziejów narodu polskiego, ale na to nie zezwoliłaby cenzura carska.
Obowiązkiem było też podanie tak zwanych dni galowych, „które należy obchodzić przez nabożeństwo i uwolnienie uczniów od lekcji”. Było ich 10 w roku, poczynając od „pamiątki wybawienia Cerkwi i Państwa Rosyjskiego od najścia Gallów”, a kończąc na rocznicy urodzin żony panującego cara. To jednak nie wszystko, bo dochodziło około 50 mniej ważnych dni galowych, które należało obchodzić tylko przez nabożeństwo, w tym wszystkie imieniny i urodziny dzieci carskich, cioć i wujków, stryjenek i stryjów. Wykaz oficjalny członków dworu cesarsko-ruskiego liczył ponad 40 osób. Cześć imion wraz z otieczestwem (imię ojca) i stopniem pokrewieństwa uczniowie musieli wkuć na pamięć i tą wiedzę w pierwszej kolejności sprawdzali wizytatorzy szkolni.
Literatura kalendarzowa
Strony nieoficjalne kalendarza suwalskiego zaczynały się od wierszy. Pierwszy z nich -„Na Nowy Rok” („Za wiele już/ Gromów i burz/ Na głowy nasze spada /Po ciosie cios/ Śle wrogi los/ Śmierć gości u nas blada!”) napisał sam K. Hoffman. On też był autorem pokaźnego nokturnu scenicznego w jednym akcie „Wigilia Bożego Narodzenia”. Rzecz działa się w małym miasteczku, w którym zamieszkiwali bohaterowie sztuki: Aleksander, Henryka, Jan i Józia. Następny, też obszerny tekst „Nad Niemnem” (obrazek życia) użyczyła Józefa Źdźarska. Była to opowiastka nie tyle o wielkiej, co koturnowej miłości Teofili i Michała: „Dłoń dziewicy zadrżała w dłoni klęczącego młodzieńca, lekko pochyliła się ku niemu i rękę jego przycisnęła do silnie bijącego serca”. J. Źdźarska nie figuruje w wykazach bibliotecznych autorów i wcale nie jestem pewny, czy to nie jest pseudonim. W „Kalendarzu Suwalskim” na 1879 rok znalazł się jeszcze obszerny i szczerze mówiąc cegłowaty tekst autorstwa Kazimierza Badowskiego o kodeksie Zamojskiego z 1776 roku: „Dziejowy rozwój naszego Prawodawstwa”.
Hoffman podał informację o zbliżającym się jubileuszu Kraszewskiego. Obchody 50-letniej działalności literackiej autora „Starej baśni” wyznaczono na 19 marca, dzień imienin „polskiego Tytana na polu ojczystego piśmiennictwa”. Niestety, okazało się, że w Suwałkach i okolicach znalazło się tylko 30 prenumeratorów wydawnictwa jubileuszowego. Nie udało się także przygotować wystąpienia teatralnego, koncertu lub odczytu. Dlaczego? „Bo brak nam wytrwałości, brak solidarności. Lecz wszelka prywata powinna i musi zginąć wobec wielkich celów. Czyż już nic nie zrobimy? Na Boga! Niech to będzie skromne, nieudolne, ubogie, ależ dajmy przynajmniej znak życia! Zakątek nasz prawie najuboższy w cały kraju materialnie, pokażmy przynajmniej światu żeśmy bogaci duchowo, że umiemy czcić naszych wielkich mężów! Bo inaczej - wstyd nam i hańba!”
Ciekawiej wypadła „Kronika naukowa” za rok 1877 (m.in. odkrycie księżyców Marsa). Dołączono i dział informacyjny z wykazem: adwokatów, notariuszów, lekarzy stale w Suwałkach zamieszkałych (czterech) i aptek (dwie). Ponadto przypomniano przepisy pocztowe i daty jarmarków w całej guberni. W Suwałkach miało się ich odbyć sześć, w środy po świętych: Romualdzie, Benedykcie, Stanisławie, Rochu, Justynie i Andrzeju. Wydawcy udało się pozyskać tylko reklamy: księgarni suwalskiej Edwarda Trautsolta (posiadała „maszynę do odbijania liter na papierze listowym i biletach wizytowych”), sklepu komisowo-handlowego Franciszka i Józefy Tyszków, magazynu strojów damskich Aleksandra Blechmana (na dziedzińcu Hotelu Litewskiego). Zapowiedziano ukazanie się tomiku wierszy, powiastek i komedyjek „Dla naszej dziatwy”, oczywiście autorstwa Karola Hoffmana
Stronę ostatnią, ledwie 69., zamykała najuprzejmiejsza prośba redaktora - wydawcy do wszystkich ludzi dobrej woli o dostarczenie materiałów do kalendarza na rok przyszły. Zapowiedziano w nim druk zarysu statystyczno-opisowego guberni suwalskiej. Było to wołanie na puszczy.