Łzami szczęścia, które nie chciały przestać płynąć zareagowali rodzice nienarodzonego jeszcze Kuby na wiadomość, że są pieniądze na operację ich syna.
Barbara i Mariusz Barszczewiczowie z Torunia mogą wreszcie odetchnąć. Po długich miesiącach wypełnionych brakiem snu, zmartwieniami i łzami, w końcu zaświeciło słońce. Rodzice Kuby mają pewność, że ich nienarodzony synek będzie mógł rozpocząć długą i ciężką walkę o życie.
- Jesteśmy ogromnie wdzięczni, że tak wiele osób, często nam obcych, zaangażowało się w nasza zbiórkę i pomagało finansowo, poświęciło swój czas, wspierało nas modlitwą, dobrym słowem, dzieliło się z nami swoją wiedzą - dziękuje pani Barbara.
Sponsor dał 120 tys. zł
Przed Bożym Narodzeniem państwo Barszczewiczowie dowiedzieli się, że ich synek ma HLHS, jedną z najpoważniejszych wrodzonych wad serca. Oznacza to, że dziecko przyjdzie na świat z połową tego narządu i bez operacji nie ma żadnych szans na przeżycie.
Szczęściem w nieszczęściu było to, że lekarze rozpoznali wadę stosunkowo szybko, na kilka miesięcy przed narodzinami, co dało czas rodzicom na szukanie ratunku. Najpierw jednak - po druzgocących informacjach - musieli podnieść się z kolan.
- Zamiast płakać postanowiliśmy działać. Uznaliśmy wspólnie, że naszą rolą jest danie Kubusiowi tego wszystkiego, co zwiększy jego szanse na życie i zdrowie - opowiadają Barszczewiczowie. - Dowiedzieliśmy się, jak na świecie leczy się tę wadę i gdzie robi się to najlepiej. Pozostało tylko i aż to wszystko zorganizować.
Rodzice zdecydowali się na klinikę w niemieckim Munster, gdzie maluchy z HLHS operuje polski kardiochirurg prof. Edward Malec. Byli bardzo szczęśliwi, gdy specjalista - po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną - zakwalifikował ich synka do zabiegu. W tym momencie jedyną przeszkodą okazały się pieniądze: poród i operacja w Niemczech to koszt 350 tys. zł.
- Mieliśmy sporo wątpliwości, czy powinniśmy prosić ludzi o pomoc. Z drugiej strony zebranie tak dużej kwoty w tak krótkim czasie zdecydowanie przekraczało nasze możliwości - wspominają Barszczewiczowie.
Rodzina znalazła się pod opieką Fundacji Cor Infantis. Zbiórkę prowadzono także na stronie Fundacji Siepomaga. Rozpoczęła się ona 6 lutego i miała trwać do 25 kwietnia. Los jednak zdecydował inaczej.
- W poniedziałek dowiedzieliśmy się, że udało się pozyskać sponsora, który zgodził się pokryć część kosztów operacji dla Kubusia w kwocie 120 tys. zł. A to oznacza, że mamy już wszystkie potrzebne pieniądze - cieszą się rodzice.
Trzy operacje
Wiadomo już, że Kuba urodzi się w klinice w Munster. Datę porodu lekarze wyznaczyli na 21 maja. Jednak już pod koniec kwietnia pani Barbara musi znaleźć się w szpitalu w Niemczech.
Kiedy Kuba będzie już na świecie, zostanie kompleksowo przebadany, a zaraz potem odbędzie się ratująca życie operacja. To jeden z trzech zabiegów przewidzianych przy korekcji HLHS. Przed chłopcem i jego rodzicami bardzo trudne chwile. Będzie im tym ciężej, że mają już starszego synka Adasia (2,5 roku), za którym na pewno będą bardzo tęsknić.
- Musimy sobie to wszystko zaplanować, poukładać. Tym bardziej, że nie da się precyzyjnie przewidzieć, ile czasu spędzimy w szpitalu - tłumaczy Barbara Barszczewicz. - Jesteśmy na początku drogi, dopiero zaczynamy walkę o zdrowie Kubusia. Dzięki pomocy dobrych ludzi na moment odetchnęliśmy z ulgą i teraz z dużą dawką optymizmu patrzymy w przyszłość.