Słowo „fanty” padło pięć lat temu na spotkaniu bydgoskich działaczy Solidarnej Polski. Jej czołowymi aktywistami byli wtedy: Szymon Dankowski, Krzysztof Kozłowski, Szymon Durlak, Tomasz Popowski, Krzysztof Magierowski i Tomasz Grądzki.
Dwa lata później, w marcu 2014 r. ta szóstka bydgoskich aktywistów opuściła szeregi Solidarnej Polski, zostawiając partię w trudnej sytuacji. Wszyscy wylądowali po pewnym czasie w biurze posła Bartosza Kownackiego, który już w lipcu 2012 r. odszedł z SP do PiS.
- Zdezerterowali 2 miesiące przed wyborami do europarlamentu. Dwa lata naszej wspólnej pracy na ich twarze poszły wniwecz - ocenia Bogdan Łabęcki. On partyjnych barw nie zmienił, a do kolegów, którzy w tak ważnej chwili uciekli z SP, stracił szacunek,bo... - Tak się dziwnie złożyło, że akurat te osoby piastują dziś bardzo ważne stanowiska w państwowych spółkach i agencjach, więc... albo ławeczka fachowców jest taka krótka, albo nie zrobili tego bezinteresownie - zauważa.
Sprawdzamy, czy na zasadzie „kopiuj - wklej”
da się wpasować sześciu uciekinierów z Solidarnej Polski w grupę świeżo mianowanych prezesów, dyrektorów i członków rad nadzorczych państwowych spółek oraz agencji w naszym regionie.
Szymon Dankowski, wówczas lider bydgoskiej Solidarnej Polski i jej kandydat na europosła, jest dziś wiceprezesem Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2. Krzysztof Kozłowski prezesuje spółce Nitrochem S A. Szymon Durlak jest dyrektorem oddziału Agencji Mienia Wojskowego i członkiem rady nadzorczej Belmy SA, zaś Tomasz Popowski - zastępcą dyrektora AMW i członkiem rady nadzorczej Nitrochemu. Krzysztofowi Magierow-skiemu przypadło członkostwo w radzie nadzorczej AMW oraz w zarządzie Kolejowych Zakładów Łączności, a Tomasz Grądzki zasiada w radzie nadzorczej Belmy.
Są tak zajęci, że tylko dwóch, Szymona Durlaka i Krzysztofa Magierowskiego, udało się nam namówić na krótkie rozmowy. Sugestie kolegów, jakoby lukratywne posady były nagrodą za opuszczenie Solidarnej Polski w ważnym dla niej momencie, co skutkowało tym, że partia nie wprowadziła posłów do europarla-mentu, nasi rozmówcy skwitowali tak:
- Ja takie sugestie odbieram jako pomówienia niezrównoważonej osoby, która plecie nie wiadomo co - to słowa Szymona Durlaka, a Krzysztof Magierowski mówi jeszcze dosadniej: - Nie wiem, w jakiej frustracji jest Łabęcki i co mu nie pasuje, bo jego
Teorie spiskowesą bzdurne. Nie jest tajemnicą, gdzie dziś jesteśmy, bo media pisały o tym wielokrotnie i nigdy nie było żadnej umowy z posłem Kownackim.
Na wszelki wypadek Magierowski postraszył Łabęckiego procesem o zniesławienie. - Ja się procesu nie boję, bo wszystko, co mówię opieram na faktach. A stawianie hipotez też jest w polityce dopuszczalne - odpowiada mu Bogdan Łabęcki. Wspomina entuzjazm, jaki towarzyszył powstawaniu Solidarnej Polski w regionie. Bydgoskie biuro SP było sponsorowane przez ówczesnych europarlamentarzystów: Zbigniewa Ziobrę i Tadeusza Cymańskiego, którzy po wyrzuceniu z PiS (w 2011 r.) tworzyli podwaliny Solidarnej Polski.
- Pamiętam zjazd założycielski partii w Otrębusach, w marcu 2012 r. Posłowie za własne pieniądze kupili 25 roll-upów reklamowych. Byłem w szoku, gdy po zjeździe moi partyjni koledzy „buchnęli” siedem i bez pytania posłów o zgodę przywieźli je do bydgoskiego biura - wspomina Łabęcki. Uznał, że to nieuczciwe. - Powiedziałem chłopakom, że rozumiem ich euforię, ale dla mnie jest to kradzież. Powinniśmy te roll-upy spakować i odesłać do centrali, a potem poprosić tych, którzy je kupili, o jeden, bo więcej nam nie trzeba - relacjonuje Łabęcki. Twierdzi, że Dankowski go poparł i obiecał, że na najbliższym zebraniu przedyskutują tę propozycję. - Tak też się stało i pamiętam reakcję Kozłowskiego i Magierowskiego.
„Ty chyba zgłupiałeś, na polityce się nie znasz? Trzeba brać fanty póki są, bo jak nie weźmiesz, to nikt ci ich nie poda”, usłyszałem i już wiedziałem, że z ludźmi o takich poglądach mi nie po drodze - wspomina.
- To są jakieś bzdury tworzone przez Łabęckiego, także w Internecie - zaprzecza Magierowski. Podobnie podchodzi do kolejnego zarzutu dawnego partyjnego kolegi.
- Kiedy w marcu 2014 r. ta szóstka aktywistów opuszczała partię, zapomniała się rozliczyć z mebli. Już w lutym wywieźli gdzieś stoły i krzesła, na które wszyscy się składaliśmy. Ja też - twierdzi Łabęcki.
- Gdybyśmy się nie rozliczyli, to SP wystąpiłaby oficjalnie o zwrot należących do biura poselskiego urządzeń, a tak nie było - tłumaczy Magierowski.
Obu działaczy poróżniły też inne rozliczenia. Łabęcki, jako współwłaściciel hurtowni narzędzi, sprzedał spółce Magierowskiego towar, a gdy mimo kilku upomnień nie doczekał się zapłaty, oddał sprawę do sądu, a ten wydał nakaz płatniczy. Wyrok był na Magierowskiego i jego wspólniczkę, bo to spółka cywilna.
- Komornik nie mógł ściągnąć tych pieniędzy z Magierowskiego, więc wszedł na konto jego wspólniczki, pani G., nauczycielki. - słyszymy. Wierzycieli spółki było więcej, więc G., która sama ich teraz spłaca, prowadzi sądowy spór z Magierowskim. Chce by były wspólnik, który otrzymał lukratywne stanowisko, partycypował w spłacie wierzycieli.
- Ta spółka jest w stu procentach rozliczona z panem Łabęckim, a poza tym to moja prywatna sprawa i nie ma nic wspólnego z moją obecną pracą zawodową - obrusza się Magierowski.
- Jeśli ktoś przyjmuje poważne stanowisko w zarządzie Kolejowych Zakładów Łączności i radzie nadzorczej AMW, to musi być czysty i mieć świadomość, że społeczeństwo będzie go prześwietlać - przypomia Łabęcki. Naraził mu się też Szymon Durlak, dziś dyrektor oddziału AMW, a niegdyś skarbnik bydgoskiej SP. - Kiedy odszedł z partii, napisałem mu: „Rozlicz się z kasy przed nowym pełnomocnikiem”, ale on tego nie zrobił, choć był wtedy księgowym w hurtowni art. papierniczych i wiedział, jakie to ważne - wytyka Łabęcki.
- Wszystkie rozliczenia trafiały do centrali SP w Warszawie - tłumaczy Durlak.
W lipcu 2014 r. Solidarna Polska i Polska Razem podpisały z PiS porozumienie o współpracy, zakładające wspólny start z list PiS w wyborach do parlamentu. Wtedy też grupa uciekinierów z bydgoskiej SP wylądowała w biurze posła PiS Bartosza Kownackiego. Byli jego społecznymi asystentami, robili mu kampanię .
- Już w styczniu 2014 r. zniknęły sprzed biura tablice reklamujące Solidarną Polskę. Koledzy twierdzili, że to wandale zniszczyli nasz szyld, ale czemu nie zamówili nowego? Został za to
Szyld Kownackiego po prawej stronie oraz Ziobry i Cymańskiego po lewej, bo te biura były na jednym piętrze - wspomina Łabęcki.
Odejście z bydgoskiej SP jej lidera Szymona Dankowskiego i pięciu aktywistów oraz przegrane wybory do europarlamentu (3,98 proc.) zminimalizowały moc partii. Pozostała za to moc niedomówień i żal. - Fakt, że prezesem Nitrochemu zostaje akwarysta, który w ważnym dla Solidarnej Polski momencie opuścił jej szeregi i przytulił się do Bartosza Kownackiego z PiS, każe zadać pytanie: za jakież to zasługi pan Kozłowski awansował na tuza Polskiej Grupy Zbrojeniowej - pytają jego koledzy i podają przykład mjra Sławomira Ciecierskiego, bydgoskiego pełnomocnika SP, który mimo tego, że ma wojskowe doświadczenie, a z wykształcenia jest chemikiem, takiej propozycji nie dostał. O nadzwyczajnym awansie Krzysztofa Kozłowskiego poformowaliśmy jako pierwsi w publikacji: „Prowadził sklep dla akwarystów. Został szefem Nitrochemu” z 7 kwietnia br. Spytaliśmy go wówczas, czy jest to nagroda za przejście z SP do PiS pod skrzydła Kownackiego. - Nie będę tego komentował - odpowiedział.