Na półmetku samorządowej kadencji
Dwa lata temu kadencja sejmiku zaczęła się z hukiem i trzaskiem - sporami o marszałka, o wicemarszałka, członków zarządu województwa. Jak połowę kadencji oceniają politycy PO, którzy wtedy wiedli spór? Jak opozycyjni radni i politolog?
To były dwa lata rozwoju regionu - ale niezbyt intensywnego. Były też spory i podziały, których nie udało się pokonać. A one mają wpływ na to, że Kujawsko-Pomorskie jest tam gdzie jest. Czy najczęściej, niestety, nie w czołówce rankingów poziomu rozwoju, niskiego bezrobocia.
Bydgoszcz w piątej kadencji chciała mieć w końcu swojego marszałka - nie udało się. Trzecią kadencję pełni tę funkcję Piotr Całbecki. Wicemarszałkiem też nie został Zbigniew Pawłowicz (dostał w wyborach ponad 14 tys. głosów), tylko wskazany przez Całbeckiego Zbigniew Ostrowski (w drugim głosowaniu), wtedy jeszcze wicewojewoda.
Przeciw sobie stanęli wówczas politycy PO z obu stron Wisły: Tomasz Lenz, szef regionalnej PO (Toruń) i Paweł Olszewski (Bydgoszcz). Wygrał Lenz.
Bydgoszcz nie ma co narzekać
Jak dziś obaj panowie oceniają dwa lata pracy wojewódzkiego samorządu? Tomasz Lenz zwraca uwagę, że wydatkowanie unijnych pieniędzy zależnych od rządu kuleje w całym kraju. Samorząd nie ma na to wpływu, decyzje zależą od resortu rozwoju, którym kieruje wicepremier Morawiecki. - Marszałek Całbecki po rozmowie z wicepremierem jest dobrej myśli - mówi Tomasz Lenz.
- Na plus na pewno zapisałbym rozbudowę szpitala wojewódzkiego w Toruniu ze środków Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych - podkreśla poseł. Przypomina, że wcześniej rozbudowany został Wojewódzki Szpital Dziecięcy w Bydgoszczy.
To placówki służące wszystkim mieszkańcom województwa. Bydgoszcz nie ma co narzekać.
Za minus poczytuje Lenz marszałkowi Całbeckiemu wmieszanie się w dyskusję na temat spektaklu podczas Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. - Czy polityk powinien wypowiadać się, co inni powinni lub nie powinni czytać, słuchać oglądać?
Paweł Olszewski nie jest takim optymistą w ocenach. - Co i rusz wypływają drażliwe tematy. - mówi. - Ostatnio sprawa lotniska, choć na szczęście udało się rozstrzygnąć ją pozytywnie. Przy dwustołeczności zawsze będzie rozdźwięk interesów. Z mojego punktu widzenia wskaźniki rozwoju są zbyt niskie. To widać na tle innych. Nie należymy do ścisłej czołówki.
Pytany, co zaliczyłby do plusów, co do minusów - mówi, że nie chce wchodzić w szczegóły.
Inni pędzą - my nie
Atmosfera w sejmiku była gorąca jeszcze jakiś czas po wyborach. Do marszałka województwa z misją dobrej woli udali się senatorzy Jan Rulewski i Jan Wyrowiński. Proponowali powołanie przez marszałka zespołu koncyliacyjnego. Spaliło na panewce, bo podobno na zaproszenie nie odpowiedziały zaproszone osoby z Bydgoszczy.
Mieliśmy budować zaufanie, bo jego brak to nasza nieustanna bolączka. Prowadzić dialog - tak to widziałem. Nie udało się.
- mówi senator Rulewski.
Jak senator ocenia półmetek kadencji? - Urząd funkcjonuje bez zastrzeżeń, ale w części dotyczącej wzrostu rozwoju województwa tak nie jest. Inne województwa pędzą, my nie. Ciągle jesteśmy w ogonie wielu spraw, brakuje dynamiki rozwoju. Jednak nie tylko marszałek za to odpowiada. Także samorządy gmin, firmy, nie wszystko zależy od marszałka.
Spory - rzecz naturalna
Na początku tego roku - ponownie wybuchła awantura. Tym razem o podział pieniędzy. Radny Roman Jasiakiewicz (lewica) i bydgoscy radni opozycji udowadniali, że faworyzowana jest toruńska część województwa, kosztem bydgoskiej. "Okrągły stół", który miał sprawę wyjaśnić, do niczego nie doprowadził.
Dziś te zawirowania z początku kadencji radny podsumowuje krótko: spory to w demokracji rzecz naturalna. Tłumaczy, że zbieramy owoce niekorzystnych dla Bydgoszczy zapisów poprzedniej kadencji, gdy uzgadniano i opiniowano Strategię Rozwoju Województwa i wieloletni plan inwestycyjny. Teraz protestujący radni słyszą, że to, co zostało zapisane jest realizowane.
Roman Jasiakiewicz zadowolony jest, że proponowane przez niego na komisji wnioski zostały w czwartek przyjęte, choć w poniedziałek było to niemożliwe. W przyszłorocznym budżecie mają być zapisane choćby symboliczne pieniądze na budowę czwartego kręgu Opery Nova w Bydgoszczy, dopłata do funkcjonowania lotniska ma wynieść jednak połowę kosztów, jak deklarował marszałek, choć później zapisano tylko 3 mln zł.
Za porażkę poczytuje wpisanie remontu linii kolejowej 356 (Bydgoszcz - Wągrowiec przez Kcynię) na listę rezerwową RPO.
Minusem dla Jasiakiewicza jest upolitycznienie sejmiku, brak dyskusji nad różnymi rozwiązaniami. - Bardziej w sejmiku dbamy o "igrzyska" niż o chleb, stąd być może w naszym województwie niski poziom komfortu życia, wysokie bezrobocie. Niedługo staniemy się "regionem specjalnej troski", bo Białystok czy Rzeszów już nas przeganiają - mówi Jasiakiewicz.
Nie kryje, że brakuje mu śmiałej wizji rozwoju, wypracowania inicjatywy, jak wyjść z impasu. - Są spory, jest krytyka i dyskusje, ale najważniejsze, byśmy wydobyli z siebie chęć wyjścia z zaściankowości, by widzieć szerzej, dalej, wyżej. Brak tego to główna przeszkoda, byśmy mogli się rozwijać - uważa radny sejmiku.
Wisła linią podziału
Przemysław Przybylski, jedyny radny PiS z okręgu obejmującego Toruń oraz powiaty: toruński i chełmiński żałuje, że wiele spraw jest poza możliwościami radnych PiS. W sejmiku jest ich tylko siedmiu, ale wszyscy z samorządowym doświadczeniem. Stało się tak z powodu umowy koalicyjnej PO-PSL.
Na plus radny Przybylski zapisuje dynamiczny rozwój kultury i sportu, bardzo znaczące doinwestowanie infrastruktury służby zdrowia. Poprawiła się baza logistyczna, są inwestycje w wysoko wyspecjalizowane procedury medyczne.
Natomiast w wymiarze gospodarczym nie ma rozwoju, nowych, strategicznych przedsiębiorców, co pozwalałoby skutecznie zmniejszać bezrobocie. Za mało jest wsparcia średnich i małych przedsiębiorstw, które mogą generować nowe możliwości zatrudnienia.
- Myślę, że porażką jest też ciągle trwający spór między Toruniem a Bydgoszczą o konsumowanie środków metropolitalnych - mówi Przemysław Przybylski. - To nie służy rozwojowi województwa.
Ten spór przekłada się na prace samorządu. - Widać to bardzo wyraźnie nawet nie tyle w sejmiku, co w koalicji PO i PSL - podkreśla radny PiS. - Te podziały "do Wisły" i "od Wisły". Zawsze możemy różnić się w ocenach różnych sytuacji, ale błędem jest, że sprowadzono PiS do roli opozycji. W Toruniu prezydent Michał Zaleski miał swój komitet i zdolność utworzenia szerokiej koalicji, współpracuje z klubem PO i PiS, każdy ma możliwość realizacji przez to, że ma swojego wiceprezydenta. W sejmiku nie było takiej woli politycznej ze strony PO i PSL, więc nie mamy udziału we władzy wykonawczej, co ogranicza możliwości realizacji naszego programu.
Pęknięcie nam nie służy
- Te dwa lata były mało dynamiczne - zauważa politolog, dr Sławomir Sadowski (UKW). - Jeden strumień środków europejskich wysycha, nowa perspektywa finansowa jeszcze się w pełni nie uruchomiła. To spowolniło inwestycje.
Naukowiec nie ma wątpliwości, że bydgosko-toruński spór, niestety rzutuje na rozwój województwa. Region rozwija się, choć w wolniejszym tempie, niż inne.
Ciągle znajdujemy się "w ogonie", mimo naprawdę dużego wysiłku, by było lepiej. Wydaje się, że przyczyny są głębsze, niż tylko spór polityczny.
Sadowski ocenia, że napięcia i spory daleko wykraczają poza zwykłe podziały między partiami politycznymi. - Jest to ostry podział terytorialny, pęknięcie między wschodnią a zachodnią częścią województwa. Ma ono także charakter polityczny, co wynika choćby z podziału na okręgi wyborcze do Sejmu.
Na to nakłada się spór toruńsko-bydgoski, który - jak mówi politolog - jest sporem o stołeczność, ale też wynika z poczucia niedowartościowania, wyzyskiwania Bydgoszczy przez Toruń. - Toruniowi przypisuje się szczególnie dobre postrzeganie przez marszałka województwa, co prowadzi - przynajmniej według bydgoszczan - do pewnej niesprawiedliwości wynikającej z niesprawiedliwej polityki marszałka względem zachodniej części województwa - podkreśla dr Sadowski.
To pęknięcie i spory mają wpływ na to, że rozwijamy się wolniej. - Choćby z tego względu, że w strategii jest zapisane, że należy bardziej wspierać wschodnią część województwa, która jest ponoć bardziej zapóźniona niż zachodnia, co nie do końca chyba jest prawdziwe - sądzi politolog.