Na razie gliwicka onkologia nie oddała złotówki do Warszawy
Po akcji śląskich mediów z wiosny tego roku: „Tak dla śląskiej onkologii” ani warszawska centrala, ani filia Instytutu Onkologii w Krakowie, nie wzięły z Gliwic żadnych pieniędzy. Dyrektorów obowiązuje jednak nie formalna, ale dżentelmeńska umowa i dane publicznie słowo.
Instytut Onkologii w Gliwicach, a właściwie filia warszawskiego Centrum Onkologii od momentu, gdy śląskie media przeprowadziły wspólną akcję „Tak dla śląskiego onkologii” na rzecz usamodzielnienia szpitala, nie oddały ani do stolicy, ani do krakowskiej filii ani złotówki.
- To wszystko dzięki tej medialnej awanturze. W przeciwnym razie po te pieniądze z pewnością by sięgnięto. Zresztą nie wiadomo, co będzie po nowym roku. Zamierzam przez cały czas kontrolować tę sytuację - mówi dziś poseł PiS Andrzej Sośnierz, który spośród parlamentarzystów opcji rządzącej najdłużej bronił samodzielnością szpitala. I nawet gdy media już przestały zbierać głosy pod petycją do ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła (a zebraliśmy kilkanaście tysięcy), on nadal prowadził swoją akcję.
- Teraz też z niej zrezygnowałem, ale to nie znaczy, że o sprawie zapomniałem. Dziś sytuacja jest prosta, a zarazem skomplikowana. Gliwice od dyrektora z Warszawy dostały zapewnienie, że nie będzie korzystał ze śląskich nadwyżek. Co jednak będzie, gdy warszawski szpital odnotuje znaczące straty? Zgodnie ze strukturą podległości sięgnie do sejfu w Gliwicach - dodaje dr Sośnierz.
Z informacji przekazanych przez dyrektora IO w Gliwicach prof. Krzysztofa Składowskiego, szpital ma obecnie nadwyżkę. Z informacji jego poprzednika, zwolennika wydzielenia szpitala, prof. Leszka Miszczyka wynika, że już kilka miesięcy temu zarówno Warszawa, jak Kraków miały wielomilionowe straty: kolejno 21 i 14 mln zł.
W minionych latach głównym powodem walki o niezależność Gliwic była konieczność oddania do centrali ponad 80 mln zł wypracowanych na Śląsku. I gdyby jeszcze poszły na leczenie! Nic z tego. Za część sfinansowano remont jeden z sal konferencyjnych. Instytut w Warszawie swoje problemy finansowe tłumaczył inną (gorszą) wyceną świadczeń. To tylko część prawdy, bo trzeba dodać wieloletnie fatalne zarządzanie, co przekładało się na wielomilionowe długi oraz potrzeby.
Instytut w Gliwicach nigdy nie tonął w długach i tak sprofilował swoje świadczenia tak, że zapewnia opiekę kompleksową i na dodatek dobrze wycenianą przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
- Mamy obecnie lepszy wynik finansowy niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, nadwyżka finansowa jest utrzymana - mówi rzecznik szpitala Magdalena Markowska.
Gliwice mają więc pieniądze i dobrze je inwestują. Właśnie dziś zostanie otwarta nowa Pracownia Radiologii Zabiegowej i Interwencyjnej, w której dzięki zainstalowanemu angiografowi o nazwie Allura Clarity, będzie możliwe wykonywanie tu małoinwazyjnych zabiegów z zakresu radiologii zabiegowej. Nowoczesny system gwarantuje perfekcyjną jakość obrazu i redukcję dawki promieniowania. Na bezpieczeństwo pacjenta wpłynie także zmniejszenie ilości podawanego środka kontrastującego. Dzięki nowoczesnemu sprzętowi, Centrum Onkologii w Gliwicach będzie oferować pacjentom trudnodostępne dotychczas metody leczenia. Chorzy będą kwalifikowani do tych zabiegów przez wielodyscyplinarny zespół lekarzy, składający się z onkologów klinicznych, radioterapeutów, chirurgów i radiologów interwencyjnych tak, aby zawsze wybrać optymalne dla chorego leczenie. - Nowe metody leczenia będą ważnym uzupełnieniem stosowanego obecnie leczenia onkologicznego - dodaje Markowska. Oznacza to, że znów pacjentów będzie więcej. Obecnie 40 proc. to chorzy przyjeżdżający tu na leczenie z innych regionów. Tak dobrego sprzętu i specjalistów nie ma bowiem w żadnym innym ośrodku w Polsce.
Gliwice w sposób kompleksowy rozwinęły radioterapię, która jest jednym z najważniejszych elementów leczenia nowotworów. Nic więc dziwnego, że szpital chciałby zainwestować wypracowane przez siebie pieniądze na własne potrzeby.
- Że tak się stanie, nie mam wątpliwości - mówi posłanka PiS Barbara Dziuk, która w Instytucie chce nawet otworzyć swoje biuro poselskie, aby być bliżej problemów. Chociaż na początku popierała wydzielenie Instytutu i stanęła na czele stowarzyszenia, które za swój cel przyjęło właśnie powstanie samodzielnego Śląskiego Instytutu Onkologii, szybko zmieniła zdanie.
Decyzja w sprawie Instytutu była całkowicie polityczna i zależała tylko od dobrej woli PiS. Pojawiły się jednak różne grupy interesów. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł nie był do końca przekonany o słuszności decyzji. Jego poprzednik Marian Zembala z PO nie chciał na ostatnim posiedzeniu rządu brać tej decyzji na siebie, zwłaszcza że późniejszy marszałek senatu Stanisław Karczewski publicznie zaapelował do niego, by tego nie robił.
Najbardziej wpływowy ze wszystkich okazał się dyrektor warszawskiej centrali prof. Jan Walewski. To on przekonał Radziwiłła, by nie dzielić szpitala, doprowadził też do błyskawicznej wymiany dyrektora. (prof. Miszczyk przebywał wtedy służbowo za granicą). Jednak nowy dyrektor, prof. Składowski po objęciu stanowiska również uznał, że zagwarantowanie autonomii finansowej jest najważniejsze.
- Dążenie do dokonania podziału Instytutu, którego skutkiem miałoby być utworzenie odrębnego zakładu naukowo-leczniczego w Gliwicach jest niekorzystne z punktu widzenia zarówno całego Instytutu, jak i każdej jego części, ponieważ stwarza zagrożenie dla realizacji misji instytutu, oferując w zamian iluzję wzmocnienia zakładu śląskiego - ocenił prof. Walewski i dodał: - Zagrożenie jest bardzo realne - utrata statusu instytutu badawczego, możliwości kontraktowych, zanik działalności naukowej we wszystkich podmiotach z powodu fragmentacji zasobów i utraty efektu skali, a ostatecznie uwiąd działalności leczniczej. Obiecywane wzmocnienie instytucji pochodnej w Gliwicach jest iluzją; opiera się wyłącznie na głoszonym fałszywie efekcie uwolnienia od rzekomego drenażu finansowego przez „Centralę w Warszawie.
Instytut Onkologii w Gliwicach leczy nie tylko mieszkańców województwa śląskiego. Aż 40 proc. pacjentów pochodzi spoza regonu. Gliwickie Centrum Onkologii powstało w 1946 roku jako Państwowy Instytut Przeciwrakowy, który wyposażony był w 100 łóżek szpitalnych, 3 kliniki oraz przychodnię z dwoma gabinetami. Rocznie leczonych było tu 500 chorych.