Co wspólnego z rowerem ma wiekowa, a może nawet XIXwieczna prasa introligatorska produkcji firmy Krause?
Mogła posłużyć do wyprodukowania ksiąg i innych wydawnictw z mnóstwem opisów, zdjęć, rysunków i rycin rowerów. Tak podpowiada wyobraźnia na widok tej zabytkowej maszyny, na którą natrafiam podczas trzeciej z kolei rowerowo-pieszej penetracji al. Wojska Polskiego i jej przyległości. Tym razem, po ubiegłotygodniowym zygzakowaniu prawostronną częścią (w kierunku dworca PKP), zapuszczam się na lewo – od frontu i zaplecza alei.
Zaczynam do narożnego budynku przy ul. Starzyńskiego i al. Wojska Polskiego 54. Ani śladu po tablicy upamiętniającej, że tu – jak podaje dzieło pt. „Dzieje Słupska” autorstwa Józefa Lindmajera, Teresy Machury, Józefa Sporsa i Bogdana Wachowiaka – rezydował pierwszy, powojenny burmistrz miasta. Funkcjonowało tu biuro zarządu miejskiego – do czasu wyprowadzki z ratusza radzieckiej komendantury. Fronton narożnika zabudowanego wiekowymi kamienicami wygląda dość okazale. Gorzej od podwórek, którym przydałoby się zagospodarowanie na poziomie nie gorszym niż na przeciwnej stronie alei.
Podwórkami docieram do posesji nr 51, gdzie po wojnie funkcjonował Urząd Pełnomocnika Obwodowego, co wiem ze wspomnianej lektury, a nie z tablicy pamiątkowej. Chodziliśmy tu wiele lat, bo na parterze był urząd pocztowy. Teraz tu kosmetyka i fryzjerstwo oraz pustostany, dostrzegane przez bardzo brudne okna. Ponuro i głucho jest także w kolejnym obiekcie – posesji nr 50, która po wojnie była tak- że siedzibą wspomnianego pełnomocnika, a następnie stacją pogotowia ratunkowego. Stąd na sygnale wyjeżdżały karetki różnych marek – najpierw Skoda, potem Warszawa, Polonez i Nysa.
Dyspozytorkami, jak wynika ze zdjęć w moim archiwum, były pielęgniarki w czepkach, posługujące się telefonami z tarczami numerycznymi i łącznicami na korbkę. Na początku lat 80. minionego wieku pogotowie ratunkowe przeniesiono do przyszpitalnego budynku przy ul. Obrońców Wybrzeża (obecnie obiekt z biurami organizacji pozarządowych przy tzw. psychiatryku, skąd przeprowadzono je do nowego szpitala na osiedlu Westerplatte, gdzie funkcjonuje jako Szpitalny Oddział Ratunkowy).
Kto chce popedałować śladem tych przeprowadzek nakręci kilkanaście kilometrów, co wyjdzie na zdrowie. Wędrując dalej posesjami ulicy mijamy bar mleczny Poranek, który zasłynął w kraju nie tylko smacznymi daniami i przyjemną obsługą, ale i tym, że dał po nosie ministrom finansów za czepianie się o niegospodarność dotacjami na przyprawy. Pod numerem 45 kryje się spora posesja, gdzie jeszcze w latach 70. minionego wieku funkcjonowała dyrekcja słupskiego oddziału PKS, mająca tu także dystrybutor paliwowy i nadzór techniczny. Po sąsiedzku była i szyła od 1949 r. kostiumy i garnitury Odzieżowa Spółdzielnia Pracy „Słupianka”, która, niestety, nie przetrwała do obecnych czasów. Obiekt po „Słupiance” zwie się inkubatorem przedsiębiorczości, na wysokim parterze coś się szyje, ale na wyż- szych piętrach panuje bezruch. Na zaplecze posesji nr 45 wychodzi okno wystawowe firmy Tanix Shop, która urządziła się w pomieszczeniach zaadaptowanych po Poligraficznej Spółdzielni Pracy, która w 2007 roku znalazła się w stanie upadłości.
Tanix Shop, do którego wejście jest za rogiem al. Wojska Polskiego (od podwórka posesji nr 14 przy ul. Mickiewicza), prowadzą małżonkowie R. i J. Caparowie i to oni mieli wielki kłopot z pozostawioną na pastwę losu prasą introligatorską, od której zacząłem bieżące zygzaki. Muzealnicy nawet by przyjęli taki eksponat, ale za darmo, najlepiej odnowiony i dostarczony na koszt obecnych właścicieli. Ci się zbiesili, pokazali figę z makiem, odnowili prasę i umieścili na eksponowanym miejscu u wejścia do swych pawilonów. A tak w ogóle to są radzi, że udało się im zrewitalizować obiekty po spółdzielni poligraficznej.
Spełniając wymagania architektoniczne, odkryli m.in., że szczeliny w oknach tych poniemieckich były wypełnione... gazetami. Pewnie w tamtym czasie nie znano pianki poliuretanowej. Na dowód wydobyta ze szpary gazeta „Neustettiner Kreis Zeitung” z datą 10 Februar 1934 r. oraz swastyką i gryfem pomorskim w winiecie. Wracając na ul. Wojska Polskiego, trudno mi ominąć narożną księgarnię naukowo-techniczną, którą swego czasu kierował znakomity księgarz słupski Józef Muczke.
Dalej ku dworcowi PKP mamy dawną Foto – Optykę, która funkcjonowała najpierw pod numerem 35, a potem 34, gdzie dokonała swego żywota ku zmartwieniu amatorów tradycyjnej fotografii. Na frontonie posesji nr 32 można pod odpowiednim ką- tem odczytać treść jedynej zachowanej na tej alei tablicy pamiątkowej: „W tym domu mieszkał i tworzył poeta Anatoliusz Jureń (1927 - 1978) organizator powstałej w 1957 roku grupy literackiej Meduza”. Kto ma szczęście albo wcześniej się umówi, zobaczy zbiory Izby Pamięci Kolei na Pomorzu Środkowym. To róg ul. Wojska Polskiego i ul. Kołłątaja, który ma też swoje dzieje, ale o tym następnym razem.