Na tropie bandyty z placu Wolności
Policjanci ustalają, kto w okolicy placu Wolności sypnął w twarze dwóch nastolatek żrącą substancję. Analizują nagrania z monitoringu.
Wczoraj jako pierwsi informowaliśmy o dramatycznym zdarzeniu na placu Wolności w Rzeszowie. To tu w poniedziałkowy wieczór mężczyzna zaatakował wracające do domu dwie nastolatki.
To miejsce jest objęte miejskim monitoringiem.
- Akurat kamera, która mogłaby zarejestrować całe zdarzenie, jest obrotowa, więc nagrany jest tylko fragment - mówi mł. insp. Konrad Wolak, zastępca komendanta miejskiego policji w Rzeszowie. - Widoczne są trzy postacie: dwie dziewczyny i za nimi na ciemno ubrany mężczyzna. Obraz nie jest jednak najlepszej jakości.
Policjanci, którzy też są zbulwersowani atakiem w centrum Rzeszowa, ustalili, gdzie w okolicy istnieje i działa prywatny monitoring. Weryfikują teraz te nagrania z pobliskich banków i sklepów. Starają się także o kolejne zapisy z pobliskich instytucji.
- Na pewno będziemy chcieli opublikować wizerunek mężczyzny - zapowiada zastępca komendanta.
Do końca tygodnia powinni dostać z laboratorium kryminalistycznego KWP wyniki badań, jakiej żrącej substancji użył napastnik. Jej ślady znajdowały się na szaliku nastolatki. Policja ma wytypowane osoby, które odpowiadają rysopisowi napastnika.
Dwie rzeszowianki w poniedziałek, około godz. 22, szły w kierunku przystanku autobusowego na placu Wolności.
Obok Teatru Maska zorientowały się, że idzie za nimi mężczyzna, w wieku około 30 lat, ubrany w brązową kurtkę z pomarańczowymi dodatkami, z kapturem na głowie, w ciemnych spodniach. Miał ciemne włosy i zarost. Gdy przyśpieszyły, on także. Gdy przestraszone zaczęły biec, mężczyzna ruszył za nimi. Próbował je szarpać.
18-letnia Karolina opowiadała nam, że sypnął jej w twarz jakąś białą substancję. Poparzył policzek i trafił w oko. Skóra ją piekła, przez chwilę nic nie widziała. Udało jej się dobiec do stojącego na przystanku autobusu i wówczas zaopiekował się nią kierowca. Drugiej dziewczynie, którą gonił napastnik, pomógł taksówkarz. W jej twarz także mężczyzna sypnął żrącą substancją. Na szczęście zasłoniła oczy. Próbował ją szarpać, krzyczał wulgaryzmy.
- Ślady na twarzy już się goją, choć jeszcze kilkucentymetrowe zaczerwienienie widać. Z okiem jest lepiej, choć nadal jest podrażnione - mówiła wczoraj mama Karoliny.