Na Ukrainie jakby czas się zatrzymał 20-30 lat temu...
Ukraina to cudowny kraj nieograniczonych możliwości i olbrzymich przestrzeni. Kwitnące na żółto pola rzepaku, które po polskiej stronie mija się samochodem w ciągu kilku sekund, tam potrafią się ciągnąć wzdłuż drogi minutami.
Jadącym na Wołyń widok za oknem - choć piękny - może wydawać się monotonny, na polach dominują bowiem zboża i rzepak, są też łąki i ugory, nie ma zaś tak częstych w Polsce sadów i upraw ziemniaków. W szklarniach uprawia się głównie ogórki. Polskiemu kierowcy wystarczy zaś skręcić w boczną drogę, by oduczył się narzekania na stan dróg we własnym kraju. Na Wołyniu tereny bowiem w bok od szosy głównej to swoista podróż w czasie, w miejsca, które przypominają Polskę z początku lat 90. Zdarzają się luksusowe auta, ale najczęstszym środkiem lokomocji jest dwukonna furmanka (konie pasą się przy każdym wiejskim obejściu). Średnio na 10 domów na wsi, co najmniej sześć jest drewnianych - ze ścianami pięknie pobielonymi wapnem i pomalowanymi na niebiesko futrynami okien.
Na sztachetach płotów suszą się gliniane garnki i słoiki, a co rano przez wieś przejeżdża samochód zabierający na skup mleko w słoikach, które gospodarze wystawiają na ławkach. Ponieważ wsie dzieli często 20 km, to każda jest samowystarczalna. Są punkty apteczne i kluby, gdzie społeczność się spotyka na zabawach, a przede wszystkim sklep, w którym można kupić wszystko to, co najbardziej potrzebne: od żarówki i rajstop przez artykuły chemiczne i spożywcze po suszone ryby, piwo i kwas chlebowy. Najbardziej odmienne od polskich są jednak cmentarze.
Nie ma na nich w ogóle zniczy i świec. Za to jest mnóstwo plastikowych wstążek przywiązywanych do tablic nagrobnych i sztucznych kwiatów powkładanych w mogiły. A wszystko to w bardzo jaskrawych, żywych barwach. Nie ma też pomnika bez zdjęcia lub płaskorzeźby z wizerunkiem zmarłego.