Na Wołyniu zatriumfowała zbrodnicza kalkulacja: Zabici już nie wrócą
Prof. Krzysztof Kawalec, pracownik naukowy w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego oraz główny specjalista w Biurze Badań Historycznych IPN.
W środę w Polsce obchodzono Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Wołyniu. Upamiętnia on tzw. krwawą niedzielę. 11 lipca 1943 roku nacjonaliści ukraińscy zaatakowali Polaków. Zginęło ich 10 tysięcy.
Akcja miała charakter skoordynowany, co umożliwiło równoczesny atak w 99 miejscach. Przeprowadzono go w kościołach, bo tam się Polacy w niedzielę zbierali. Po „krwawej niedzieli” kościoły przestały być miejscami, które zwyczajowo gwarantują bezpieczeństwo. Ataki na mniejszą skalę miały miejsce od początku 1943 roku. „Krwawa niedziela” stanowiła apogeum. Zasadniczo nacjonaliści ukraińscy dążyli do usunięcia Polaków z obszarów uważanych za własne. Z takiej perspektywy wystarczyłoby, gdyby pod wpływem paniki wyjechali sami. W pewnym momencie zatriumfowała jednak obłędna, zbrodnicza kalkulacja, zgodnie z którą bardziej racjonalnym rozwiązaniem był masowy mord. Jeśli się ludzi zabije, to oni już nie wrócą z wojskiem - jak pokolenie wcześniej wracali właściciele plądrowanych w latach 1917-1919 majątków – z żądaniem ukarania sprawców ani z roszczeniami o zabrane mienie. Problem zostanie zatem „rozwiązany”. Wołyń różnił się od Galicji Wschodniej tym, że odsetek Polaków był tam relatywnie niewielki – wynosił kilkanaście procent. Kiedy polskie podziemie zaczęło reagować na akty przemocy, nie miało szans. Dysproporcja sił była zbyt wielka.
Zdarzało się, że sąsiad Ukrainiec ostrzegał Polaków przed atakiem, ratując im w ten sposób życie. Ale bywało i tak, że sąsiad odwiedzał zaprzyjaźnioną polską rodzinę kilka godzin przed atakiem i mówił o niczym, utwierdzając rozmówców w przekonaniu, że są bezpieczni.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień