Na Ziemi nie brakuje jedzenia, za to bardzo brakuje solidarności z głodującymi
Rozmowa z o. Hubertem Matusiewiczem, bonifratrem, zastępcą dyrektora Caritas Polska.
Koordynator ONZ ds. humanitarnych poinformował w sobotę, iż 20 milionom ludzi w Somalii, Nigerii, Sudanie Południowym i w Jemenie grozi w najbliższym czasie śmierć głodowa. Zaapelował do świata o jak najszybszą pomoc. Świat zareaguje?
Każdy z nas czytając takie dramatyczne apele czuje się bezradny. Co nie znaczy, że tych ludzi zostawimy samym sobie. Zarówno Caritas Polska jak i Caritas międzynarodowy ma od dawna świadomość, że w takich krajach jak Somalia czy Sudan, także w niektórych państwach Bliskiego Wschodu, doszło do stanu klęski humanitarnej. Niesiemy tam pomoc. W ubiegłym roku przeprowadziliśmy dużą kampanię na rzecz walki z głodem.
Ale to wszystko za mało. 20 milionów zagrożonych śmiercią to jest więcej niż połowa mieszkańców Polski. A my czytamy o tym gdzieś między wynikami meczów w ekstraklasie i opisem kreacji aktorki X. Zobojętnieliśmy?
Zobojętnienie nam grozi, zwłaszcza w krajach bogatych i sytych. To jest paradoks naszego świata, że jednocześnie mamy dziesiątki milionów ludzi zagrożonych śmiercią jeśli nie wprost z głodu, to z niedożywienia, a obok miliony ludzi walczą u siebie ze skutkami przejedzenia i nadwagi. Nie ma problemu niewydolności naszej planety, która nie potrafi wykarmić wszystkich. Jest problem nierównego podziału dóbr. Od lat apelujemy o niemarnowanie żywności. Prawdopodobnie wystarczyłoby przetworzyć i wysłać to, co niszczymy, by w dużej mierze rozwiązać problem.
Zobojętnienie nam grozi, zwłaszcza w krajach bogatych i sytych
Ale tak się ciągle nie dzieje. Kraje bogate – USA czy państwa europejskie – tłumaczą się nieopłacalnością takiej pomocy albo brakiem wiarygodnych partnerów na miejscu: Po co posyłać jedzenie tam, gdzie i tak zostanie rozkradzione nim dotrze do adresatów…
To jest skomplikowany problem. W skali globalnej podejmowane są pewne decyzje ekonomiczne, związane z utrzymaniem cen żywności na rynku i one zapadają gdzieś nad naszymi głowami. Prawdą też jest, że tam, gdzie pomoc powinna docierać, nierzadko mamy do czynienia z niewydolnością cywilizacyjną. W tych krajach toczy się wojna, ich społeczeństwa są dramatycznie podzielone. W Somalii czy w Sudanie skupiska głodujących znajdują się często w odległych pustynnych rejonach, gdzie naprawdę niełatwo żywność dostarczyć. Przeszkodą bywa wreszcie polityka. Wszyscy wiemy, że ludzie głodują w Korei Północnej. I niczego nie potrafimy dla nich zrobić.
Apel ONZ nic nie da?
Wprost przeciwnie. Ten głos jest słyszalny w Polsce i gdzie indziej i wielu ludzi poruszy. My też przygotujemy apel o pomoc. I będziemy ją posyłać, także korzystając z istniejących tam – na miarę możliwości – struktur Caritasu. Pomoc jest tam potrzebna. Nie tylko żywność, także edukacja i ochrona zdrowia. Żeby ją skutecznie nieść, musimy wszyscy nauczyć się myśleć bardziej solidarnie.