Są już pierwsze decyzje w sprawie naciągniętych podstępem na zawarcie umowy telefonicznej. Rzecznik konsumentów Tomasz Gierczak daje popalić oszustom tak, że ci zaczynają się poddawać.
- Nawet pan nie wie, jak się cieszę, że nie muszę płacić. Na leki mi brakuje, a oni chcieli ode mnie co miesiąc spore sumy. Cieszę się, że udało się sprawę rozwiązać – mówi nam Stanisław Jaśkiewicz z podgorzowskiej Baczyny. Jest jedną z pierwszych osób, dla których udało się wygrać sprawę z nieuczciwymi firmami telekomunikacyjnymi. Dzięki temu nie musi płacić prawie 750 zł.
O przypadkach naciągania Lubuszan pisaliśmy w zeszłym roku wiele razy. Mechanizm oszustwa we wszystkich przypadkach był podobny. Do starszej osoby, która miała w telefon stacjonarny w firmie Orange (to następca dawnej Telekomunikacji Polskiej S.A.) dzwoniła osoba, która albo przedstawiała się za przedstawiciela dotychczasowego operatora, albo też podawała nazwę podobną do Telekomunikacji. Proponowano albo nową umowę, albo przedłużenie starej. Po kilku dniach do mieszkań przyjeżdżał kurier. Dawał umowę do podpisania, ale nie dawał czasu na jej przeczytanie. Starsze osoby podpisywały dokument. Dostawały też aparat telefoniczny do dzwonienia. O tym, że dały się naciągnąć, dowiadywały się po uważnym przeczytaniu umowy lub dopiero wówczas, gdy zaczęły przychodzić rachunki od nowej firmy albo gdy dotychczasowy operator żądał kary za przedwcześnie, w niektórych przypadkach, zerwaną umowę.
Pierwsze sygnały o oszustach dostaliśmy wiosną, kolejne na przełomie wakacji i września. Za każdym razem radziliśmy, by poszkodowani jak najszybciej dotarli do rzeczników konsumentów w swoim powiecie. Tę akcję robiliśmy z Tomaszem Gierczakiem, który takim rzecznikiem jest w Gorzowie.
- Tylko w drugim półroczu zeszłego roku w tej konkretnej sprawie zgłosiło się do mnie 70 osób – mówi Gierczak.
Każdemu z oszukanych pomógł napisać pismo do firmy, która naciągała, a w niektórych przypadkach nawet do sądu. Pisał też dokumenty do Urzędu Komunikacji Elektronicznej, pod który podlegają firmy telekomunikacyjne. Teraz ma powody do satysfakcji. Na przełomie roku okazało się, że pierwsze sprawy znajdują już szczęśliwy finał. – W sześciu przypadkach udało się załatwić, że poszkodowani nie muszą płacić firmie, która ich naciągała – mówi rzecznik praw konsumentów w Gorzowie. Wierzy, że niebawem zaczną spływać kolejne dobre rozstrzygnięcia.
Jak udaje się wygrywać z firmami-krzakami? Gierczak z wielką stanowczością pisze do nich, by wyjaśniły sprawę danego konsumenta.
– Firmy się bronią, wymieniając długo korespondencję i licząc na „zmęczenie przeciwnika”. Ja jednak się nie poddaję. Pomagam poszkodowanemu napisać wniosek do Urzędu Komunikacji Elektronicznej o wszczęcie postępowania mediacyjnego, a ten zaczyna interweniować. Firmy-krzaki odpisują urzędowi, że przychylają się do wniosku konsumenta, by uznać, że umowa nie istniała. Klient zwraca aparat telefoniczny, nie musi płacić naciągaczom i sprawa jest zakończona – wyjaśnia rzecznik.
Podobne sukcesy udaje mu się załatwić w sądach. – Proszą one firmy-krzaki, by np. dostarczyły telefoniczny zapis rozmowy, w którym klient zgodził się na umowę. Gdy firma nie jest w stanie udokumentować rozmowy, sąd umarza postępowanie – mówi Gierczak.
W ostatnich dniach znów dostaliśmy sygnał o telefonicznych naciągaczach. Zadzwonili może do Ciebie? Jak najszybciej skontaktuj się z rzecznikiem konsumentów w swojej okolicy. Takich rzeczników znajdziesz w Gorzowie, w Zielonej Górze oraz w każdym powiecie. Nie zwlekaj! Oni pomogą Ci zrozumieć każdy urzędowy dokument. Pomogą też napisać pismo, byś nie musiał tracić pieniędzy.