Nadbałtyckie gry wojenne [rozmowa]
W razie konfliktu zbrojnego trzeba liczyć się z tym, że część Polski - na jakiś czas - na pewno trafiłaby pod kontrolę przeciwnika - mówi Juliusz Sabak, dziennikarz specjalizujący się w obronności, technice wojskowej i lotniczej z portalu Defence 24.
- Czy to przypadek, że gen. Richard Shirreff, autor książki "2017. Wojna z Rosją" wskazuje Łotwę i inne kraje nadbałtyckie jako miejsce potencjalnego wybuchu III wojny światowej?
- Absolutnie nie ma w tym przypadku, ponieważ z krajów należących do NATO - to Litwa, Łotwa i Estonia są najbardziej zagrożone ze strony Rosji. Do tego są nieco odcięte przez Obwód Kaliningradzki i słynny już przesmyk suwalski - najkrótszą drogę łączącą Kaliningrad z Białorusią. Natomiast nie wydaje mi się, ażeby to było realne zagrożenie czekające nas w najbliższym czasie.
- W przypadku Ukrainy też nikt się nie spodziewał, że Rosja zdecyduje się na aneksję Krymu i wywoła wojnę w obwodzie ługańskim i donieckim, czyli w tzw. Noworosji. Może rosyjskie kręgi decyzyjne są teraz bardziej skłonne do konfliktów wyższego ryzyka?
- Ukraina, a szczególnie Krym są wyjątkowe, ponieważ Rosja nigdy nie pogodziła się z utratą kontroli nad tym szczególnym - z militarnego punktu widzenia (z kluczowymi bazami lotniczymi i portami marynarki wojennej) miejscem. W wymiarze rosyjskich możliwości militarnych porównałbym Krym do "południowego Kaliningradu". Operacja zajęcia Krymu została zaplanowana wiele miesięcy, jak nie lat wcześniej. Dokumenty czekały w szafie na dobry moment. Rosjanie posiadają duży potencjał organizowania niespodziewanych operacji. Nie tylko na Ukrainie. Bardzo szybka interwencja w Syrii - po stronie prezydenta Assada - pokazuje, że Rosji nie należy w tym zakresie nie doceniać.
- Może w tej samej szafie leżą gotowe plany operacyjne uderzenia na kraje bałtyckie?
- Można się spodziewać, że ten kierunek także jest zawsze rozpatrywany. Dla Rosji kraje bałtyckie to łakomy cel. To nie jest istotne zaplecze przemysłowe, jak np. wschodnia Ukraina, ale mają znaczenie strategiczne - umożliwiaj kontrolę znacznej części Morza Bałtyckiego. Są też potencjalnym pomostem łączącym Rosję z Obwodem Kaliningradzkim. Rosja byłaby zainteresowana ponownym włączeniem Litwy, Łotwy i Estonii w swoją strefę wpływów. Można mieć pewność, że trwa tam nieustannie działanie wywiadowcze i propagandowe, które zawsze może przemienić się w otwartą próbę zajęcia terenów tych państw.
- Dwa - trzy lata temu Rosjanie uprowadzili estońskiego oficera policji bezpieczeństwa.
- Był to przedziwny incydent: samotny oficer spotykał się w okolicach granicy z ...trudno powiedzieć z kim, bo obie strony wydają sprzeczne komunikaty. Takie rzeczy się zdarzają i będą się zdarzać. W przypadku pracy wywiadu nie spodziewajmy się spektakularnych działań na płaszczyźnie militarnej lub dyplomatycznej.
- Jakimi siłami dysponują państwa nadbałtyckie? Łotysze mają 6-tysięczną armię, podobnie Estończycy, nieco bardziej liczna jest armia litewska. Zero lotnictwa. Poradziecki sprzęt. Sami proszą się o kłopoty?
- To jest obraz już mocno nieaktualny. Ostatnio te kraje intensywnie inwestują w swoje siły zbrojne. Można by powiedzieć nieco złośliwie, że kupują więcej niż Polska. Te trzy armie kupują na Zachodzie zestawy przeciwlotnicze, przeciwpancerne pociski kierowane, bojowe wozy piechoty, transportery opancerzone, działa samobieżne z Niemiec lub pochodzące z rezerw innych krajów zachodnich. Przeznaczają na to znaczną część swoich niewielkich budżetów. Trzeba mieć świadomość, że mówimy o państwach wielkości naszego województwa, dlatego trudno w takiej sytuacji liczyć na tworzenie potężnych sił zbrojnych. Z tego powodu Litwa, Łotwa i Estonia zostały przyjęte do NATO. Samodzielnie byłyby zbyt łakomym kąskiem dla sąsiedniego kraju. Dlatego też stale dyżurują tam samoloty NATO, także polskie MiGi-29, w ramach misji Baltic Air Policing. Koszt nowoczesnego samolotu bojowego jest ogromny, szczególnie dla tak małych państw.
- Jak w ostatnich latach zachowują się w sąsiedztwie krajów bałtyckich rosyjscy żołnierze? Ćwiczą uderzenia czy obronę?
- Jeśli chodzi o rosyjsko - białoruskie ćwiczenia, to dość regularnie opierają się one na obronie przechodzącej w kontratak. Nie należy się szczególnie przywiązywać do koncepcji ćwiczeń ofensywnych lub defensywnych. Działania te koncentrują się na ćwiczeniach ataku w kierunku krajów nadbatyckich i Polski. Patrzmy nie tylko na ćwiczenia, ale i na bazy. W pobliżu Pskowa, gdzie stacjonuje elitarna jednostka powietrzno - desantowa, Rosjanie utworzyli największą w Zachodnim Okręgu Wojskowym bazę śmigłowcową lotnictwa wojsk lądowych. W ciągu kilku, kilkunastu minut rosyjskie śmigłowce dolecą do granicy z krajami nadbałtyckimi. Pół godziny i są w stolicach tych państw. Rosjanie mają tam więc znaczne siły zdolne do szybkiego i agresywnego działania.
- Do Polski dotarła amerykańska brygada pancerna, a część żołnierzy NATO trafi też na Litwę, Łotwę i do Estonii. Na Łotwę - 175 żołnierzy włoskich. Juliusz Ćwieluch w "Polityce" pyta, czy to żart?
- (śmiech) W każdym z tych krajów będzie stacjonować międzynarodowa batalionowa grup operacyjna. Poczekajmy nie tylko na Włochów. NATO reaguje w proporcjonalny sposób. Trudno byłoby utworzyć tam wielkie zgrupowanie bojowe nawiązujące do sił, które stały kiedyś po obu stronach granicy RFN i NRD. Kluczową kwestią bezpieczeństwa krajów bałtyckich jest nie wielkość sił, a raczej zapewnienie, że reakcja NATO będzie zdecydowana i otrzymają one - w przypadku potencjalnej napaści - wsparcie.
- Tylko czy doczekałyby wsparcia. Część analityków jest zgodnych co do tego, że uderzenie na kraje bałtyckie zakończyłoby się wielka klęską NATO, które - o ile by zdążyło - uciekałoby przez przesmyk suwalski do Polski.
- W przypadku ataku siłami konwencjonalnymi, Rosja musiałaby być przygotowana na mocną odpowiedź. NATO nie pominęłoby Obwodu Kaliningradzkiego. Największego zgrupowania rosyjskich wojsk w regionie.
- Scenariusz jak z książki: "2017. Wojna z Rosją".
- Pod tym względem scenariusz książkowy mógłby się odtworzyć. Nie należy koncentrować się na koncepcji ucieczki przez przesmyk suwalski. Otwartą kwestią byłaby reakcja Finlandii i Szwecji na agresję Rosji. Dziś już te państwa są coraz bliżej NATO. Zdecydowana odpowiedź pewnie nastąpiłaby również z terytoriów tych krajów. Finlandia ma świadomość, że mogłaby się stać następnym celem agresywnych działań Rosji.
- Gen. Skrzypczak alarmował, że Rosjanom wystarczyłyby trzy dni na zajęcie Warszawy. Jest aż tak źle?
- Kluczową sprawą jest nie to, jak szybko mógłby się przemieszczać rosyjskie oddziały, tylko: jak długo mógłby utrzymać zajęte tereny? W razie konfliktu zbrojnego trzeba liczyć się z tym, że część Polski - na jakiś czas - na pewno trafiłaby pod kontrolę przeciwnika.
- Czy to armie nadbałtyckie miał na myśli nowy prezydent Stanów Zjednoczonych, kiedy nawoływał do modernizacji armii i płacenia na NATO?
- Raczej nie, ponieważ kraje nadbałtyckie płacą najwięcej w stosunku do swoich możliwości. Albo osiągnęły już 2 proc. PKB w wydatkach na obronność, albo zbliżają się do tej kwoty. Prezydent Trump mówił o krajach Europy zachodniej i południowej oraz państwach takich jak Czechy, które dopiero wypracowują dojście do 1,4 proc. PKB w perspektywie kilku lat. Przez długi czas ich poziom wydatków na obronność wynosił 1 proc. PKB. Kraje nadbałtyckie zbroją się, chcą być - może nie dużym, ale trudnym do przełknięcia kąskiem dla Rosji. A rosyjska armia na papierze i w rzeczywistości jest potężna, ale jej siły zbrojne muszą zabezpieczyć terytorium wielkiego państwa z naprawdę długimi granicami lądowymi. I wielkimi zagrożeniami.
- Czy to już czas na stałe bazy NATO w Polsce, na Litwie, Łotwie i w Estonii?
- To pytanie do polityków. Stałe bazy NATO byłyby wysłaniem sygnału politycznego, a stała obecność wojsk NATO - mam nadzieję - będzie się systematycznie zwiększała. Z perspektywy Europy i NATO kierunek wschodni jest kluczowy dla bezpieczeństwa kontynentu i najbardziej narażony na zagrożenia militarne. Oczywiście ze strony Rosji.