Nadeszła era jedzenia na kołach. Food Trucki podbijają Polskę i Śląsk
Tylko w ostatni weekend zloty food trucków zorganizowano w Tarnowskich Górach, Zabrzu i Bytomiu. Wcześniej samochody z jedzeniem gościły m.in. w Zabrzu i Gliwicach. Dziś staną w Katowicach. Niemal co tydzień w jakimś mieście w Polsce odbywają się zloty food trucków. Samochody z jedzeniem na kołach pojawiają się także przy okazji innych imprez. Jak mówią niektórzy, już nie można zorganizować żadnego eventu plenerowego bez jedzenia na kołach.
Pierwszy odpowiednik dzisiejszego food trucka miał powstać w drugiej połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczonych. Jego konstruktorem był Charles Goodnight, który zapewniał ciepłą strawę poganiaczom bydła. Po nim nadjechały kolejne, a dziś w USA działają dziesiątki tysięcy samochodów z jedzeniem.
W Polsce food trucki pojawiły się w 2010 roku. Na ulicach Warszawy można było przez krótki czas korzystać z usług dwóch firm. Przez krótki czas, bo interes nie wypalił, a warszawscy przedsiębiorcy zwinęli swoje samochodowe restauracje. Jednak już dwa lata później w całej Polsce działało około 30 takich mobilnych lokali.
- Prawdziwy boom nastąpił w 2014 roku. Właściciele food trucków zaczęli być zapraszani na przeróżne imprezy. W końcu sami zaczęli zrzeszać się w grupy i sami organizować eventy dedykowane samochodom z jedzeniem - mówi Robert Pańczyk, właściciel portalu foodtruckportal.pl.
Teraz szacuje się, że w całej Polsce działa około 700 mobilnych restauracji. Jeszcze daleko nam do krajów Europy Zachodniej, ale i w naszym kraju liczba food tracków regularnie rośnie.
- Jeszcze w 2014 roku mało kto wiedział, czym w ogóle jest food truck, nie znano tego pojęcia. Teraz na zlotach widzimy całe rodziny, od wnuków po dziadków, którzy przychodzą i mają swoje wymagania dotyczące jedzenia. W ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił ogromny przeskok - dodaje Pańczyk.
Foodtruckportal.pl to największa - choć nie jedyna - polska baza food trucków. Zgodnie z informacjami zawartymi na stronie, najwięcej samochodów z jedzeniem znajduje się w Warszawie - jest ich tam prawie 200. Na Śląsku działa kilka grup, które zrzeszają foodtruckowców. Jedną z nich jest Food Truck Attack - współorganizator ostatniego zlotu w Tarnowskich Górach.
- To nieformalna grupa. Trudno znaleźć się na imprezie z samochodem, jeśli nie należy się do takiej grupy i nie ma się kontaktów. Przez półtora roku starałam się znaleźć na takiej „liście”, aż w końcu zdecydowałam, że założę własne zrzeszenie - mówi Monika Gaca z Food Truck Attack oraz właścicielka Kurtosz Kołacz.
Jak dodaje, obecnie w Polsce przeżywamy istną inwazję food trucków, których ciągle przybywa. Podstawą są jednak kontakty. Do Tarnowskich Gór przyjechali właściciele mobilnych restauracji z Łodzi, a nawet z Warszawy. Długa podróż, konieczność zapewnienia sobie noclegu. Opłaca się? - Zdecydowanie tak - odpowiada Monika Gaca - Rynek ciągle się rozwija. - My myślimy na przykład nad tym, aby kupić ogrzewany namiot. Wtedy zloty food trucków mogłyby się odbywać nawet w zimie. Zobaczymy, czy ten pomysł wypali - zastrzega.
Moda nie przeminie. Nie będzie imprez bez food trucków
W ostatni weekend Tarnowskie Góry już po raz drugi gościły zlot food trucków. Pierwszy odbył się w lipcu. Urząd miejski, który był współorganizatorem imprezy, planuje znów zaprosić do siebie mobilne restauracje.
- Pierwsze food trucki tak naprawdę pojawiły się w Tarnowskich Górach już w zeszłym roku, podczas jarmarku świątecznego. Wtedy były to jednak tylko dwa samochody - mówi Mariusz Jarzombek z tarnogórskiego urzędu miejskiego. - Wtedy też poznaliśmy Monikę Gacę, która już miała kontakty. Dla nas organizacja zlotu nie jest dużym wysiłkiem. Zapewniamy praktycznie tylko miejsce oraz toalety, a ludzie chętnie przychodzą - dodaje. Wstępnie w Tarnowskich Górach planuje się organizowanie nawet trzech zlotów w ciągu roku. Jeden wiosną, jeden latem i jeden jesienią. Jak pokazał ostatni weekend, nawet zła pogoda nie przestraszyła ludzi.
- Jeszcze jakiś czas temu utożsamiano food trucki z budkami, w których można zamówić typowy fast-food, jak hamburger czy hot-dog. Teraz to się zmieniło. Jedzenie jest przygotowywane na oczach klienta, jest świeże, nie pochodzi z zamrażarki. Ludzie to cenią, bo tak naprawdę za mniejszą cenę mogą zjeść podobnie, jak w restauracji - uważa Monika Gaca.
Choć wydaje się, że prowadzenie food trucka to zajęcie sezonowe, zdarzają się tacy, którzy nie zawieszają działalności na zimę. Jak mówią właściciele takich mobilnych restauracji, jest to zależne od wielu czynników. Nawet na Śląsku są food trucki, które działają przez cały tydzień, z dnia na dzień zmieniając miejsce stacjonowania. Trzeba również uwzględnić kalendarz imprez - również tych organizowanych zimą, jak np. jarmarki świąteczne.
- Wyjątkiem może być jedynie food truck z lodami. Zimą byłby to ryzykowny interes. Ja mam samochód z kołaczami, a nawet w grudniu, na różnych imprezach zdarzało się, że ludzie stali w kolejkach nawet godzinę - mówi Monika Gaca.
- Zlotów food trucków przybywa. Zwiększa się liczba imprez plenerowych, zwiększają się wymagania konsumentów, a food trucki są w stanie je spełnić. Wkrótce już po prostu nie będzie można zorganizować żadnej imprezy plenerowej bez dobrego jedzenia na kołach - przewiduje Robert Pańczyk.
Wegetariańskie, bezglutenowe a nawet alkoholowe, z pokazami
Oferta, jaką już teraz proponują mobilne lokale gastronomiczne, jest przeogromna. Tylko w Tarnowskich Górach poza standardowymi frytkami czy hamburgerami, pojawiły się też food trucki z pizzą czy jedzeniem wegetariańskim. Niektóre oferowały jedzenie bezglutenowe, pojawił się nawet samochód z pieczonymi kasztanami. Był i lokal z typowym jedzeniem żydowskim.
Okazuje się, że kreatywność Ślązaków jest o wiele większa. Jednym z najmłodszych na naszym rynku food trucków jest Coctail Truck. Należy do dwóch mieszkańców Rudy Śląskiej: Marcela Gawrona i Karola Rodłowskiego. Debiutowali niedawno - 30 września. Jako jedyni foodtruckowcy na Śląsku mają w swojej ofercie napoje alkoholowe, drinki, koktajle. Do tego organizują pokazy barmańskie.
- Karol przez wiele lat był barmanem i pracował na różnych eventach. Odbywały się zazwyczaj w zamkniętych pomieszczeniach, które ograniczają barmana. Jakiś czas temu zauważyliśmy popularność food trucków i postanowiliśmy, że sami spróbujemy - opowiada Marcel Gawron.
Jak bez skromności dodaje, samochód Coctail Truck ma zaplecze barmańskie niczym pub wysokiej klasy. Ponadto ludzie, którzy zamówili napój czy drinka, mogą oglądać, jak napój jest przygotowywany, a barman prezentuje sztuczki barmańskie na dachu samochodu. Coctail Trucka trudno będzie jednak zobaczyć na otwartym zlocie food trucków.
- Na przeszkodzie stoi prawo. Istnieje możliwość załatwienia kilkudniowego pozwolenia na sprzedaż niskoprocentowych alkoholi, takich jak piwo czy wino. Na pewno nie dostaniemy jednak zgody na przygotowywanie drinków z rumu czy wódki - tłumaczy Marcel Gawron. - Chcemy się jednak pojawiać na zlotach. Przecież możemy w atrakcyjny sposób przygotowywać bezalkoholowe koktajle - dodaje.
Czy food trucki konkurencją są dla restauracji?
Czy zwiększającej się popularności zlotów food trucków powinni obawiać się tradycyjni restauratorzy? Podczas takiego zlotu do miasta może przyjechać nawet kilkadziesiąt mobilnych lokali, które w pewien sposób stanowią przecież konkurencję dla lokalnej gastronomii.
- Nie ma mowy o rywalizacji - stanowczo odpowiada Robert Pańczyk. - Jeszcze kilka lat temu głównymi klientami food trucków była młodzież w wieku 16-17 lat. Takie osoby raczej nie chodzą często do restauracji. Teraz, choć klientów mamy różnych, wciąż około 90 proc. z nich wcale lub bardzo rzadko odwiedza restauracje - dodaje.
Jako przykład podaje Łódź, gdzie ulica Piotrowska nazywana jest „zagłębiem restauracji”. Jest tam dużo lokali gastronomicznych, a mimo to z sukcesem organizowane są tam nawet cztery zloty food trucków rocznie.
- Taka impreza, jak zlot, to również reklama dla miejsca, w którym się odbywa. Pojawiają się zapowiedzi na plakatach, w mediach społecznościowych, w prasie. Ludzie wiedzą, że w danym miejscu coś się dzieje i zwiększa się ruch - tłumaczy Pańczyk.
- Po każdym ze zlotów rozmawialiśmy z lokalnymi restauratorami. Zawsze odpowiadają, że liczba ich klientów nie ulega zmianie. Na pewno jednak nie zaprosimy food trucka z alkoholem. Nasz pomysł jest taki, żeby ludzie zjedli posiłek na rynku, ale na drinka poszli do lokalu - mówi Mariusz Jarzombek.