Nadzieja dla załogi Dozametu
Pracownicy Dozametu pikietowali w centrum miasta. O wsparcie poprosili prezydenta. Obiecał im pomoc w znalezieniu innej roboty.
Załoga Dozametu od dwóch miesięcy nie pracuje. Od pół roku nie otrzymuje wynagrodzeń. A Janusza Wójcika, właściciela spółki, nie widziała od... Nie wiadomo, od jak dawna. - Ja nawet nie wiem, jak on wygląda - wzdychał w środę Zdzisław Kołtun. To właśnie on przewodniczył pikiecie pracowników Dozametu, którzy z transparentami przemaszerowali przez centrum Nowej Soli. Dla około 30 osób, które brały udział w demonstracji, najważniejszym punktem było zatrzymanie się przed urzędem miasta, gdzie z załogą obiecał spotkać się prezydent Wadim Tyszkiewicz.
- Panie prezydencie, nasz Dozamet jeszcze jest do uratowania! - mówił Kołtun.
- Nie widzi pan szans, by uratować naszą odlewnię? Ona jest gotowa do produkcji - wtórował mu Damian Pala.
- Nie mogę obiecywać, nie mam mocy sprawczej. Ale mogę pośredniczyć w poszukaniu dla was pracy. Zarekomendować was. Mogę szukać inwestora na Dozamet, ale ktoś musi chcieć ze mną rozmawiać! Jeżeli pan Wójcik przyjdzie i powie: „Usiądźmy, poszukajmy inwestora”, to jestem gotów zrobić to nawet dzisiaj - deklarował prezydent.
- My byśmy chcieli z Wójcikiem rozmawiać, ale on jest nieuchwytny - żalił się Kołtun.
- Dla nas też! - odparł prezydent.
- Siłą go doprowadzić! - padło z tłumu. I trzeba przyznać, że była to jedna z delikatniejszych sugestii ze strony załogi.
- Pan Wójcik ucieka z płaceniem podatków, złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury, ale postępowanie zostało umorzone. Mogę zdradzić, że jego zaległości dla Nowe Soli, to jest około miliona złotych z samego Dozametu. Pomijając to, że on przesuwa majątek ze spółki do spółki. W zasadzie jedziemy na tym samym wózku - nie owijał w bawełnę Tyszkiewicz. - Wielokrotnie szliśmy Dozametowi na rękę. Jeszcze dwa, trzy lata temu rozmawiał z nami pan Kehle (Tadeusz Kehle, wiceprezes zarządu Dozametu - dop. red.), ale przestał. A z panem Wójcikiem ostatni raz rozmawiałem około dziewięciu lat temu.
Ale najciekawszą informacją i chyba jedynym konkretem była prezydencka deklaracja pośredniczenia w załatwieniu pracy w innych nowosolskich zakładach.
Podczas pikiety padły dwie nazwy: Voit i Nord. Agnieszka Tront-Stefańczuk, dyrektor ds. finansów i administracji drugiej z wymienionych firm, potwierdza te informacje. - Oczywiście! To są ludzie z doświadczeniem. Potrzebujemy specjalistów, a osoby z Dozametu to są właśnie osoby z doświadczeniem i bardzo cenni fachowcy. I takich fachowców z Dozametu już wcześniej przyjmowaliśmy - zapewnia. - Rekrutacja trwa, przede wszystkim do obsługi nowych maszyn. Maszyny są na trzy zmiany, więc na dzień dobry do jednej maszyny potrzeba trzech pracowników.
Nord na dział obróbki planował przyjąć w tym roku około 20 osób
Kilka już dostało robotę, ale do końca roku zakład będzie potrzebował jeszcze około 15 pracowników lub więcej, bo poprzednie lata pokazywały, że ostateczna liczba bywała wyższa niż pierwotne założenia. - Jeśli pracownicy Dozamtu mają otwartą głowę i chcą się rozwijać, to zapraszamy - zachęca Tront-Stefańczuk.