Najgłośniejszy dramat tego sezonu nie trwał na scenie
Już dawno żaden miejski konkurs nie wywołał tylu emocji, co ten bydgoski na dyrektora.
Akt pierwszy
Jest rok 2014, jesień. Paweł Wodziński właśnie przejmuje Teatr Polski w Bydgoszczy po swoim poprzedniku Pawle Łysaku, który idzie „szefować” warszawskiemu Powszechnemu. Nowy dyrektor poprzeczkę ma zawieszoną bardzo wysoko, ale zamiast obaw ma konkretny plan i spójny program.
- Chcemy poruszać tematy dotyczące nie tylko naszej lokalności, bo takie myślenie dla teatru bywa zabójcze - tłumaczył Wodziński podczas swojej pierwszej konferencji prasowej, którą zorganizował nie jak zawsze Łysak we foyer, a na scenie. Ten ruch miał zapowiedzieć, że teraz teatr ma się stać platformą swobodnej wymiany zdań, dostępną dla każdego. - Chcemy też postawić na nowoczesność. Dość mówienia o przeszłości, na której skupiony był przez ostatnich 15 lat teatr w Polsce. W kraju zaszły zmiany, o których trzeba zacząć mówić również na scenie - zapowiadał.
I zaczął. Dotąd ekipa prowadzona przez Pawła Wodzińskiego i Bartka Frąckowiaka wyprodukowała dwadzieścia pełnoprawnych premier, z których wiele zostało nagrodzonych. Były spektakle bardziej i mniej udane, były też wybitne. Oprócz tego w czasie niespełna trzech lat bydgoski teatr oferował warsztaty dla dzieci, dyskusje, debaty, nową wersję Festiwalu Prapremier. Było także mnóstwo wyjazdów na festiwale - między innymi do Belgradu, Norymbergi, Nitry, Koszyc, Rzeszowa, Warszawy i Krakowa.
Akt drugi
O teatrze w Bydgoszczy ciągle w Polsce mówi się, jako o jednej z najlepszych i najciekawszych scen. Środowiska teatralne chwalą duet Wodziński-Frąckowiak za konsekwencję w działaniu, odkrywczą myśl, nowatorstwo i społeczne zaangażowanie, a o zespole artystycznym - że aktualnie najlepszy w Polsce. Sypią się też nagrody - zarówno dla samych spektakli, które wyszły spod bydgoskiej strzechy, jak i twórców, jakich scena gościła - żeby wspomnieć chociaż o Paszporcie Polityki dla Anny Smolar (reżyserka „Dybuka”).
Jest też druga strona medalu i opinie skrajnie różne od tych, przytaczanych przez teatrologów i krytyków. Jarosław Jakubowski, pisarz, a przy okazji pełnomocnik wojewody kujawsko-pomorskiego ds. kultury, dziedzictwa narodowego i polityki historycznej na łamach „Tygodnika Bydgoskiego” o teatrze Wodzińskiego pisze tak: „Widowiska nie bronią się na ogół swoją jakością artystyczną. Brakuje dobrej dramaturgii, konstrukcji postaci, nakreślenia osi konfliktu – tego wszystkiego, po co ludzie przychodzą do teatru. W zamian są podlane ideologicznym sosikiem postdramatyczne referaty. Porównując to z poprzednią dyrekturą można odnieść wrażenie, że pozycja Teatru Polskiego w Bydgoszczy osłabła, a zainteresowanie warszawskich recenzentów Łysak zabrał ze sobą”.
Teatr Polski w czasie panowania Wodzińskiego wywoływał też kontrowersje. Największe, które zakończyły się ośmioma zawiadomieniami w prokuraturze, dotyczyły spektaklu „Nasza przemoc i wasza przemoc”, który na bydgoskiej scenie w ramach Festiwalu Prapremier wystawił Oliver Frljić. Oburzyli się zwłaszcza ci, którzy sztuki nie widzieli, ale uznali, że niektóre sceny obrażają ich uczucia religijne. Jedną z najbardziej wstrząśniętych osób był marszałek województwa Piotr Całbecki, który zagroził teatrowi konsekwencjami ekonomicznymi. Cała Polska grzmiała o próbach cenzury na bydgoskim podwórku. Później jednak o TP zrobiło się jeszcze głośniej.
Akt trzeci
Styczeń 2017. Mniej więcej w połowie miesiąca w Biuletynie Informacji Publicznej urzędu miasta pojawia się ogłoszenie o konkursie... na dyrektora teatru. Najpierw nieco zaskoczona, później przypominam sobie, że jesienią tego roku skończy się przecież trzyletni kontrakt Wodzińskiego. Zaskoczony jest też zespół artystyczny teatru. Dla niego ogłoszenie konkursu nie jest - jak od początku twierdził ratusz - dbałością o przejrzystość działań, a brakiem poparcia dla ich dotychczasowej pracy. Artyści wydali oświadczenie, ostrzegali też, że każdy, kto wystartuje w konkursie, będzie się musiał liczyć z niechęcią zespołu. Paweł Wodziński natomiast decyzję prezydenta uszanował. - Uważam jednak, że Teatr Polski to nie tylko instytucja, ale także projekt artystyczny i intelektualny, dla udziału w którym do Bydgoszczy przybyła spora część obecnego zespołu TPB - mówił nam jeszcze w styczniu. - Po rozmowie z zespołem zdecydowałem się w tym konkursie wystartować.
Akt czwarty
Ostatecznie, prócz obecnego jeszcze szefa instytucji do wyścigu o fotel dyrektorski stanęło sześciu mężczyzn. Wśród nich bardziej i mniej znani. Jak się później okazało, batalia miała się rozegrać między dwoma kandydatami. Reszty podczas głosowania komisji nawet nie brano pod uwagę.
Zanim jednak doszło do samych przesłuchań, konkurs znów wzbudził emocje. Jeden ze startujących (ratusz do tej pory nie ujawnił jego nazwiska) zażądał zmiany w składzie komisji. Chodziło o Martynę Peszko, aktorkę TP, która miała w niej reprezentować OZZ Inicjatywa Pracownicza. Zdaniem tajemniczego kandydata, Peszko opowiadając się wcześniej za swoim szefem (wraz ze wszystkimi członkami zespołu artystycznego podpisała list otwarty z poparciem dla Wodzińskiego), nie byłaby obiektywna. - Jestem zaskoczona całą sytuacją - komentowała nam wówczas Peszko. - Owszem, podpisałam ten list , ale na długo zanim zostałam powołana do komisji konkursowej. Jestem osobą dojrzałą i zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, również prawnej, która ciąży na mnie jako członku komisji. Podważanie mojej bezstronności jest bolesne.
Peszko zgodziła się ustąpić. Dla dobra konkursu. To jednak nie był koniec zawirowań. Mniej więcej w tym samym czasie media obiegły dwa listy - jeden podpisany przez twórców teatralnych z całego kraju, broniący dorobku Wodzińskiego, drugi lokalny, pod którym autograf złożył m.in. wspominany już wcześniej Jakubowski. Jak nietrudno się domyślić ten drugi list Wodzińskiego nie chwalił.
Akt piąty
17 marca. Ratusz. Drugi etap konkursu, czyli przesłuchania. Komisja pracowała cały dzień - najpierw odpytywała kandydatów, później debatowała. Obrady miały być burzliwe i chaotyczne. Do tego stopnia, że Artur Szczęsny reprezentujący Inicjatywę Pracowniczą, który zastąpił Martynę Peszko, nie podpisał ostatecznego protokołu z konkursu. To jednak nie przeszkodziło w wyborze rekomendowanego kandydata. Stosunkiem głosów 5 do 3 został nim Łukasz Gajdzis, znany już bydgoszczanom z czasów teatru Pawła Łysaka. Gajdzis zachwycił przedstawicieli miasta i ministerstwa. Czym? - Między innymi propozycją szerszej oferty repertuarowej, skierowanej do większej liczby mieszkańców - mówiła po wszystkim Iwona Waszkiewicz, wiceprezydent Bydgoszczy, przewodnicząca komisji konkursowej. Zespół artystyczny wskazał błędy proceduralne podczas wyboru dyrektora (chodzi o staż pracy na kierowniczym stanowisku) i zapowiedział, że nie chce nowego szefa. - Apelujemy do Łukasza Gajdzisa, by zastanowił się, czy chce być drugim Cezarym Morawskim - mówił Piotr Wawer jr., aktor TP.
Akt szósty
Pod koniec marca prezydent Bydgoszczy, Rafał Bruski przyjął rekomendację Gajdzisa. Na pytanie, czy obawia się buntu ze strony artystów, odpowiedział wywołując burzę: „Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, a jeśli tak, to zawsze można pomyśleć o teatrze impresaryjnym”.
Czy do buntu dojdzie, czy nie przekonamy się we wrześniu, gdy teatrem zacznie rządzić nowy szef. Tymczasem dwie najważniejsze postaci tego swoistego dramatu, czyli Paweł Wodziński i Łukasz Gajdzis, wciąż oficjalnie nie wypowiedziały swoich kwestii.
Akt siódmy dopiero przed nami. Zacznie się za parę miesięcy. Może to i dobrze, opadną emocje, zwiększy się dystans. Jedno jest pewne, jedyny dramatyczny teatr w Bydgoszczy będzie inny. Pytanie tylko, jaki?