Najlepszą ochroną jest czujny sąsiad
Złodzieje i włamywacze wracają do starych prymitywnych metod.
Domek w opolskiej dzielnicy Zakrzów, wieczór. Właścicielka drzemie w salonie przed włączonym telewizorem, nie reaguje, gdy szczeka pies zamknięty w innym pokoju. Tymczasem czworonóg wyraźnie ostrzega, że w domu jest intruz: ktoś wszedł do domku, bo drzwi były zamknięte tylko na klamkę. Złodziej nie zajrzał nawet do żadnych pokoi, z przedsionka zabrał pozostawioną na szafce torebkę z portmonetką i dokumentami. Skradł 950 zł oraz kolekcję kart do bankomatu.
To stara złodziejska metoda, nazywa się „na klamkę”. Złodziej naciska klamkę drzwi wejściowych do domu czy mieszkania i jeśli uda się mu wejść, to zgarnia głównie to, co cenniejszego znajdzie w przedpokoju - pieniądze, skórzane kurtki, dokumenty, karty bankowe. Zwykle zostawiamy je gdzieś na półkach, przy drzwiach wejściowych. Jeśli nawet ktoś z domowników dostrzeże podejrzany ruch w przedpokoju, podejdzie tam i zobaczy intruza, ten wmawia, że pomylił np. piętra, miał wejść do innego mieszkania, przeprasza i znika.
Bywa jednak, że złodziej odkryje, iż mieszkanie jest puste, bo roztrzepany czy lekkomyślny lokator nie zamknął go i wyszedł do pracy, na zakupy czy pogaduchy do sąsiadów.
Nie przebierają się za policjantów, nie udają wnuczków. Złodzieje są po prostu... sobą
- Niestety, jesteśmy bardzo nieostrożni - mówi aspirant Karol Brandys z KW Policji w Opolu. - Ile to razy wydaje się ludziom, w drodze z domu do pracy, że jednak nie zamknęli drzwi. Często to wrażenie bagatelizujemy, tymczasem warto zawrócić, bo prymitywnych włamań i kradzieży nie brakuje.
Kilka dni temu do kilku włamań dokonanych prymitywnymi metodami doszło w opolskiej dzielnicy Pasieka. Sprawca (lub sprawcy) po prostu wyważali drzwi do mieszkań. Ani hałas, ani widok obcych kręcących się po klatce schodowej nie wzbudził podejrzeń sąsiadów. Po części to zrozumiałe - złodzieje często przebierają się ubrania robocze, w rękach mają narzędzia i udają fachowców wynajętych do remontu. A jak remont, to i hałas...
- Złodzieje stają się coraz bardziej bezczelni, kradną i włamują się do mieszkań w biały dzień - tłumaczy Brandys. - Robią to, bo wiedzą, że jesteśmy zabiegani, zapracowani i łatwo wykorzystać ludzkie roztargnienie. Poza tym mają świadomość pewnej społecznej znieczulicy. Sąsiedzi często nie interesują się, co się dzieje pod drzwiami mieszkania tuż obok, nie znają nawet lokatorów z tego samego piętra. Pamiętam, jak byłem na kilku interwencjach komorniczych, jako asysta z ramienia policji. Aby wejść do mieszkania, trzeba było wykręcić zamek z drzwi na piętrze w wielkim bloku, gdzie jest kilkanaście mieszkań. Zauważyłem, że - mimo hałasu - z żadnego mieszkania obok nikt nie otworzył drzwi, aby zobaczyć, co się dzieje. Dla mnie - policjanta - było to bardzo niepokojące.