– Jako jedyny dziadek dla swoich wnuków miałem dużo obowiązków. Musiałem sam zastąpić tych, których już nie ma. Ale babci już nie zastąpię... – mówi ze smutkiem w głosie Andrzej Gabryszewski z Nowej Soli
Tort przygotowała wnuczka Michalina (prawie 18 lat). Jest biały, ozdobiony równomiernie kwiatkami z marcepanowej masy. Wprawdzie mama pomagała, ale ważne, że to ciasto specjalnie dla dziadka, bo przecież to jego święto. Marcelina (13 lat) próbuje. Tort kokosowy jest pyszny. Karol (4 lata) dotyka palcem różowych, marcepanowych kwiatków. Nie mijają sekundy i już wszyscy młodsi chłopcy – także Arci, czyli Artur (2 lata), Wiktor (7 lat) i Krzyś (10 lat) – świętują przy stole. Kiedy mama, Hanna Wilczyńska, dzieli tort, z innego pokoju wraca Gabriel (22 lata). Właśnie odkrył w mieszkaniu dziadka swoje zabawki. – Hula-hop jest w tym samym miejscu, tak jak i pluszowe miśki. Jest też taki ptak, co ćwierkał, ale już dawno przestał. Zawsze się tutaj dobrze bawiliśmy – wspomina. Rafał (22 lata) studiuje we Wrocławiu, łączy się z rodziną przez telefon. Dziadek uśmiecha się, też ma dla wnuków prezent. To gitara. – Uczono mnie grać na pianinie, ale nic z tego nie wyszło, a szkoda – przyznaje. Pewnie ma nadzieję, że może wnuki będą grały.
Dziadek od ponad dwóch dekad
Kto dziś świętuje? To Andrzej Gabryszewski z Nowej Soli, znany działacz Solidarności, internowany w stanie wojennym, poseł na sejm kontraktowy, były starosta nowo-solski, ekonomista, a przede wszystkim
– jak mówią jego wnuki – fajny dziadek i mądry człowiek. Pan Andrzej ma ośmioro wnucząt: sześciu wnuków i dwie wnuczki. – Dziadek jest wspaniałą, inspirującą osobą. Można się od niego wiele dowiedzieć. Bardzo miło jest mieć dziadka – podkreśla Michalina. – Wozi nas do szkoły, a jak byłem mały, także do przedszkola – mówi Wiktor z pierwszej klasy. A Krzyś dodaje, że dziadek był nauczycielem matematyki, informatyki i fizyki. – Jest też dobry z historii. Urodził się dokładnie rok po rozpoczęciu II wojny światowej. Jest bardzo cierpliwy
– uzupełnia Krzyś.
To, że pan Andrzej w swoim zawodowym życiu uczył w szkole, doceniają zwłaszcza starsi z rodzeństwa Wilczyń¬skich. – Dziadek był dla nas w domu lepszym nauczycielem od tych w szkole. Zawsze wiedział od nich więcej i potrafił nas nauczyć – nie ukrywa Gabriel, który kształci się w „Elektryku”, tak jak jego starszy brat, który studiuje teraz na wydziale elektrycznym Politechniki Wrocławskiej.
Rano w samochodzie od 15 lat
– Dziadek jest dla nas bardzo ważny, wręcz niezbędny – podkreśla jego zięć Przemysław. Najstarszych chłopców dowoził do Przedszkola pod Rakietą, czyli nr 7, później Michalinę i Marcelinę do Przedszkola nr 12 na osiedlu Konstytucji. Młodszych chłopców, Krzysztofa i Wiktora, woził do Przedszkola nr 11 na osiedlu XXX-lecia, podobnie jak teraz Karola. Przyjeżdża po wnuki codziennie rano. – Muszę powiedzieć, że na ogół traktuję wszystkich równo i trochę wymagająco. Ponaglam ich, gdy ociągają się kwadrans przed ósmą przed wsiadaniem do samochodu. Kiedyś rozśmieszył mnie 4-letni Karol, gdy powiedział: „Dziadku, mam zero sił, żeby pojechać do przedszkola”. Podczas wizyty u logopedy pani częstowała go słodyczami, a trzy lata starszy Wiktor przy mnie zagaił: „Ja by tym razem wolał jabłuszko, bo mi się kubki smakowe zmieniły”. Ostatnio Krzysztof i Wiktor rywalizują w zadawaniu sobie i mnie pytań. Krzyś zapytał młodszego Wiktora o to, ile jest pięć do potęgi trzeciej, a ten na to zapytał go, ile to jest pięć do potęgi szóstej. Starszy liczył i zanim dojechaliśmy, podał wynik. Często obaj zadają mi trudne pytania, ale ja im tłumaczę, że prowadzę samochód i nie mogę zajmować się czymś innym – opowiada dziadek.
Przez trzy miesiące nie woził wnuków, ale znudziło mu się i w końcu sam zapytał, czy nie trzeba wozić dzieci. – Od 15 lat chodzę do przedszkola i szkoły. Jedyna dla mnie pociecha to taka, że ciągle zmieniają się wychowawczynie. Jestem zadowolony, że panie nie przepytują mnie z przerobionego materiału – żartuje dziadek Andrzej.
Babci dziadek nie może zastąpić
Tylko pierwsi dwaj synowie Wilczyńskich – Rafał i Gabriel – pamiętają babcię Irenę, ale i tak jak przez mgłę. – Gdy żyła, była dla nich bardzo czuła, często ich przytulała, opowiadała bajki, bawiła, oddałaby im całe serce – wspomina pan Andrzej. Rodzice Przemysława także nie żyją. – Jako jedyny dziadek miałem więcej obowiązków. Musiałem zastąpić tych, których już nie ma. Muszę sam zastąpić wszystkich, ale babci już nie zastąpię... – smuci się Gabryszewski.
Michalina jest w drugiej klasie liceum ogólnokształcącego, a Marcelina uczy się w gimnazjum katolickim. Krzysztof i Wiktor chodzą do szkoły podstawowej nr 2.
– Zauważyłem, że dzieci w wieku 10-13 lat zadają najtrudniejsze pytania, na przykład dlaczego księżyc jest raz okrągły, a innym razem ma kształt rogala. Najważniejsze jest to, by na trudne pytania odpowiedzieć tak, by już więcej nie pytały. Fascynujące jest obserwowanie rozwoju dziecka: od pozycji leżącej, później siedzącej i wreszcie zaczyna chodzić. Ze zdumieniem obserwowałem, jak małe dziecko rozpoznaje otoczenie. Jako rodzic ciągle zabiegany nie miałem na to czasu – przyznaje pan Andrzej.
– Kiedy tato pełnił funkcje publiczne, był dziadkiem okazjonalnie. Teraz to nadrabia – dodaje pani Hanna.
Rodzina daje życie i uczy miłości
Ostatnio w domu była taka scena, gdy najmłodszy wnuczek Artur coś do wszystkich mówi, próbuje w swoim języku tłumaczyć, ale nie widząc zainteresowania, łapie się za głowę i wychodzi do drugiego pokoju.
– Wszystkie dzieci tracą swoją zdolność obserwacji, kiedy zostają wprzęgnięte w rytm rygoru szkolnego. Zauważyłem też, że rodzeństwo ma poczucie hierarchii w grupie rodzinnej. Wzorem dla młodszego jest zawsze bezpośrednio od niego starszy/starsza. Sądzę, że u moich wnuków każde starsze jest dobrym wzorem dla młodszych. Rafał trzyma z Gabrielem, Michalina z Marceliną, a Krzysztof z Wiktorem. Gdy podrosną Karol i Artur, też będą trzymać mocno ze sobą – przewiduje dziadek.
Lata doświadczeń, które nabył jako ojciec i dziadek, upoważniły pana Andrzeja do powtórzenia znanej prawdy. – Podstawą rozwoju dziecka jest rodzina. Daje życie, osłania je, uczy miłości, odpowiedzialności, wzajemnej życzliwości i udzielania sobie pomocy. Jedyne, co buduje, to wzajemna miłość. Czuję, że wszystkie wnuki mnie kochają, są posłuszne i wyrosną na dobrych ludzi – mówi dziadek.
Andrzej Gabryszewski
Urodził się 1 września 1940 roku. Ukończył studia matematyczne na uniwersytecie w Poznaniu. Był ekonomistą i informatykiem w zakładach w Nowej Soli i Zielonej Górze. W 1989 r. został posłem na Sejm X kadencji z okręgu Żary. W latach 90. kierował Urzędem Rejonowym w Nowej Soli. Od 1998 do 2006 był radnym powiatu nowosolskiego, a do 2002 – starostą. Jest na emeryturze.