Najważniejsze, że moja muzyka „lata” po mieście
Artur „Ice Man” Kulpiński, raper z Nowej Soli wybrał nietypowy sposób na promowanie swojego nowego minialbumu. Płyty zostawia... na ulicach miasta.
Bardzo mi się podoba ten sposób promocji. Skąd pomysł?
To był spontan. Któregoś dnia była deszczowa pogoda, wieczór. Pomyślałem sobie, że coś trzeba zrobić. Wziąłem płytkę i podrzuciłem, jeśli dobrze pamiętam, na przystanku. Zrobił się z tego odzew i stwierdziłem... czemu nie pchać tego dalej.
Dostajesz potem jakieś wiadomości od znalazców?
Tak, ostatnio od jednego chłopaka z Nowej Soli. Napisał, że znalazł płytkę, przysłał nawet zdjęcie. To dla mnie miłe zaskoczenie, że ktoś, kto znalazł moją płytę wszedł na mój fanpage na facebooku i podzielił się tym z innymi.
Płytę wydałeś własnym sumptem?
Tak. Ale nawiązałem współpracę z innymi, znanymi producentami. Jest to dla mnie miłe zaskoczenie. Ja się do nich odezwałem, a oni prześledzili kilka moich kawałków i uznali, że warto.
Kiedyś na koncercie dałeś mi w prezencie poprzedni album, teraz rozrzucasz płyty po mieście... Sprzedałeś w życiu jakąkolwiek płytę?
Udało mi się sprzedać w życiu kilka płyt, ale nie przykładam do tego wagi. Nie jest tak, że chcę sprzedać i zarobić.
Wszystkie twoje kawałki i tak są w internecie za darmo.
Dokładnie. Mnie cieszy sam fakt, że jest odzew, że ludzie zaczynają się tym interesować, że doceniają to co robię, widzą mój wkład w te utwory i doceniają treść tych kawałków. Czasami ludzie pytają mnie czy skończyłem szkołę muzyczną, albo skąd biorę teksty. A ja nie jestem po żadnej szkole, wszystko biorę z głowy.
Album jest krótki, tylko dziewięć utworów.
Wolałem skupić się na mniejszej liczbie kawałków, ale włożyć w nie całego siebie. Chciałem przyłożyć się do tego, żeby to ładnie brzmiało. Zainwestowałem ostatnio w kursy miksu i masteringu, które dużo mi dały. Widzę lepszą jakość w porównaniu do poprzedniej płyty.
Audiofile to wychwycą?
Dokładnie. A ja robię sobie krok po kroku małe postępy i to mnie najbardziej cieszy.
Wciąż szukam słowa, którym mógłbym określić twoje teksty. Bo to nie jest muzyka do radia. Bardziej do przemyśleń.
Można i tak powiedzieć. Cóż, taki jestem, tak wyrażam swoje emocje i taki mam styl. Nie chcę robić czegoś na siłę, w czym źle się czuję. Taka muzyka mi odpowiada, choć słucham każdego jej rodzaju. Słucham choćby starych płyt winylowych polskich wykonawców z lat 70.
Samplujesz z winyli?
Tak, dużo mam bitów, gdzie można usłyszeć coś z Haliny Frąckowiak czy Anny German. Ostatnio próbowałem nawet Czesława Niemena.
Będziesz coś kręcić w ramach promocji?
Wojtek Żaczkiewicz, z którym od lat współpracuję, jest już na etapie montażu teledysku. W zasadzie jest już na finiszu. Klip będzie do ostatniego kawałka zatytułowanego „Przepraszam”. Wybrałem go, bo jest dla mnie znaczący i osobisty.
Nowosolska scena hiphopowa jest chyba dość mocna ostatnimi laty?
Podejrzewam, że dużo ludzi gdzieś sobie pogrywa, ale to nie jest słyszalne, bo nie ma koncertów. Trochę mnie to dziwi, że miasto nie wyciąga ręki do ludzi z podziemia, którzy robią naprawdę dobrą muzykę. Moim zdaniem Nowa Sól ma potencjał i to duży.
A jaki jest nakład tej płytki?
Sto sztuk. Ale cieszy mnie, że to gdzieś krąży po mieście i coś po mnie zostanie. Ostatnio szedłem przez miasto i gdzieś z okna bloku leciał mój kawałek...
W takich chwilach serce rośnie?
Tak, samopoczucie ma się wtedy nie do opisania. Bo ktoś docenił moją pracę. Frajda. Po prostu frajda. Dla mnie właśnie to jest najważniejsze, że ta płyta „lata” gdzieś po mieście.
Dziękuję za rozmowę.