W sobotnie popołudnie sakramentalne „tak” przed ołtarzem łódzkiego kościoła pw. Matki Boskiej Zwycięskiej powiedzieli sobie 32-letni sierżant sztabowy Łukasz Turski, najwyższy policjant łódzkiego garnizonu, mierzący 206 centymetrów, i starsza posterunkowa 28-letnia Agnieszka Kraszewska.
Ślub był jak z obrazka, świątynia pełna gości - rodziny, przyjaciół, znajomych państwa młodych i ich rodziców i tylko próżno było wypatrywać kogoś wyższego od pana młodego. O dziwo, nawet przy tak rosłym kawalerze panna młoda nie zginęła pod ramieniem wybranka - 180 cm wzrostu oraz sześciocetymetrowe szpilki sprawiły, że pani Agnieszka niewiele ustępowała wysokością narzeczonemu. Co innego przeciętnego wzrostu ks. Piotr Turek, który musiał wysoko podnosić rękę z mikrofonem, gdy przysięgę małżeńską składał pan młody... Dysproporcja nie uszła uwagi zebranych.
Świeżo poślubieni małżonkowie znają się od 2,5 roku. Pani Agnieszka nie była jeszcze wtedy policjantką. Do służby wstąpiła później.
Narzeczeni przyjechali na ślub czarnym jeepem. Na dachu auta obok panieńskiego wianka pysznił się wielki cylinder. Ceremonii ślubnej nie towarzyszyły resortowe akcenty - znajomi z pracy młodej pary właśnie pełnili służbę. Wyjątek stanowiła krótka wizyta kolegów z jednostki pana Łukasza, którzy potrzebowali specjalnego pozwolenia przełożonych, by zejść z posterunku i złożyć nowożeńcom życzenia.
Doszło jednak do małej niespodzianki. Gdy po ceremonii państwo młodzi przed kościołem odbierali gratulacje i życzenia, szmer przedwieczornego miejskiego ruchu zagłuszyła nagle policyjna syrena - to załoga przejeżdżającego ul. Łąkową radiowozu pozdrowiła w ten sposób świeżo upieczonych małżonków.
Sierż. sztab. Łukasz Turski po studiach w USA został w 2009 r. policjantem Wydziału Patrolowo-Interwencyjnego. Od listopada 2015 r. do sierpnia br. przebywał na misji w Kosowie. Jest policyjnym instruktorem technik i taktyk interwencji oraz użycia paralizatora, a także ratownikiem kwalifikowanej pomocy przedmedycznej.