Napad z nożem, porwanie i kilogramy marihuany. Tak odzyskuje się dług
Jeden oskarżony to znany podlaski zawodnik MMA, drugi to białostocki student i bywalec siłowni, w której dochodziło do handlu sterydami i hormonami wzrostu. W tle prawdopodobnie porachunki między dilerami narkotyków.
Ofiarą jest Sebastian, 27-latek. Najpierw został napadnięty w swoim domu przez czterech zamaskowanych mężczyzn. Jeden z nich przyłożył mu nóż w okolice brzucha i groził. Rabusie zabrali 6 tys. zł, drogi, złoty zegarek i konsolę Play Station. Żądali więcej pieniędzy. Białostoczanin miał im płacić w ratach, pierwsza teraz - 30 tys. zł. Uciekli, gdy dowiedzieli się, że za chwilę ma przyjść matka Sebastiana.
Kilkanaście dni później jakiś mężczyzna zadzwonił do pokrzywdzonego z propozycją, że może odzyskać zegarek. Ten - jak twierdzi 27-latek - to cenna, rodzinna pamiątka. Przyjechał więc w umówione miejsce na końcowym „setki” przy ul. Wysockiego. Tam został jednak ponownie pobity, a następnie wrzucony do bagażnika audi i wywieziony do lasu, do opuszczonego domu gdzieś w Fastach. Tam znowu otrzymał ciosy. Przed budynkiem, gdzie musiał klęczeć na śniegu, pozostały ślady jego krwi. - Straszyli, że przywiążą mnie łańcuchem i zostawią na noc - opowiadał Sebastian prokuratorowi.
Rabusie zabrali 6,5 tys. zł, które przygotował na wykupienie czasomierza. Oczekiwali, że zapłacił im jeszcze 100 tys. zł. Odwieźli do Białegostoku.
Sebastian wrócił do domu. Był w kiepskim stanie. Matka wezwała pogotowie. 27-latek miał m. in. wstrząs mózgu. Mimo to nie zamierzał sprawy zgłaszać na policję. Dlaczego? Możliwe, że chciał ukryć swoje nielegalne interesy. Tak wynikałoby z wczorajszych zeznań przed sądem oskarżonego Konrada P. Stwierdził, że Sebastian miał długi. Jemu był winien kilka tysięcy złotych za hormon wzrostu, który mu dostarczył. Innym? Prawdopodobnie za narkotyki. Po wtargnięciu do domu 27-latka, rabusie zabrali prawie 5 kilogramów marihuany.
Sebastian o narkotykach nie wspomina. Twierdzi za to, że jak brał jakieś środki na siłowni, to interesów z P. nie robił. - Ja nie byłem w tym mieście nikomu winny ani złotówki - zeznawał wczoraj, w pierwszym dniu procesu. To czemu został napadnięty? - Inwestowałem w dolary kanadyjskie. Mogłem się pochwalić, że mam złoty zegarek. Mogli pomyśleć, że mam sporo gotówki - zgadywał.
Z wyjaśnień Konrada P. wynika, że wierzyciele połączyli siły.- Na siłownię przyszedł jakiś typ. Wiedział, że chcę obrobić Sebastiana z „zioła” - mówił podczas pierwszego przesłuchania. Później wycofał się z tego, twierdził, że do współpracy zmuszono go groźbami i przemocą. Miał tylko ustalić, ile Sebastian ma narkotyków, pod pretekstem kupna umówić się u niego w domu, a następnie pomóc reszcie wejść do środka. Przyznał się tylko do otwarcia drzwi . Twierdzi, że pilnował psa gospodarza, a gdy wrócił do środka, Sebastian był już pobity.
Wersja pokrzywdzonego jest inna. Zeznał, że tego dnia (29 grudnia 2016 r.) Konrad nie tylko wpuścił rabusiów w kominiarkach, gdy on był w łazience, ale później przeszukiwał też szafki i gromadził fanty.
Oskarżony 21-latek jako jedyny z grupy usłyszał zarzuty, tożsamości pozostałych napastników nie chciał zdradzić. Prokuratura oskarżyła go o udział w rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia i próbę wymuszenia. Zarzuciła mu również posiadanie znacznej ilości środków odurzających i wprowadzania ich do obrotu. W wynajętym przez niego mieszkaniu policjanci znaleźli bowiem prawie 468 gramów marihuany. Konrad P. twierdzi, że to „tamci wierzyciele” wzięli je jako „gratis” do długu. On, z ich polecenia, narkotyki tylko przechowywał. Całość miał podzielić na dziesięć części. Do tego właśnie była potrzebna waga i foliowe torebki, które też trzymał w lokalu. Lokalu - który trzeba wspomnieć - wynajął podrabiając umowy. P. przyznał się do tego zarzutu. Powiedział, że podpisał się fałszywym nazwiskiem z obawy, że ktoś tam znajdzie nielegalne środki.
Drugi oskarżony to 27-letni Piotr K. On odpowiada za ten drugi napad z 17 stycznia 2017 r. zakończony porwaniem. Nie przyznał się do winy i przed sądem odmówił składania wyjaśnień. Pokrzywdzony rozpoznał go jednak jako kierowcę audi, którym został wywieziony do lasu (nie przypomina sobie, by zadawał jakieś obrażenia). Rozpoznał na ławie oskarżonych, a wcześniej - na okazaniu.
- Mógł mnie kojarzyć z telewizji lub z klubu W., gdzie jestem selekcjonerem - bronił się w śledztwie K., utytułowany zawodnik mieszanych sztuk walki (MMA).- Ja nie znam pokrzywdzonego.
Dodał, że miał problemy z autem. W dniu, kiedy według prokuratury miało dojść do porwania, samochód przekazał Konradowi P. (znał go z siłowni), a ten znajomemu mechanikowi.
Tej wersji przeczą nieco zeznania pokrzywdzonego, który twierdzi, że po zdarzeniu na siłowni zaczepiła go narzeczona Piotra K., która przepraszała go i twierdziła, że jej partner żałuje tego, co się stało.
Sąd przesłuchał wczoraj wszystkich świadków. Kolejny termin - na wnioski końcowe stron - wyznaczono w październiku.