Tajemniczy wirus atakował ściany kamienic. Wisła walczyła z Cracowią także na hasła. Drobner, Cynkin, dziewczęta i Rosjanie.
Na murach bazgrano od niepamiętnych czasów. Nawet w Pompejach, pod warstwą wulkanicznego pyłu, znaleziono złośliwe bazgroły. Od zawsze zresztą farbą i kredą załatwiano na murach i płotach osobiste porachunki. W latach 60. cały Kraków pokrywały napisy „Wirus” i „Bij Wirusa”. Zanim rozpocząłem naukę w słynnej „piątce”, czyli V Liceum Ogólnokształcącym, naiwnie sądziłem, że ich autorami są fanatyczni miłośnicy higieny. Później okazało się, że chodzi o dra J., profesora biologii z tego liceum. Podobno kredowe, antywirusowe hasła przekroczyły granice miasta. Nic dziwnego, wielu uczniów „piątki” pochodziło z podkrakowskich wsi. Nie wierzę jednak Jurkowi Fedorowiczowi, byłemu aktorowi i aktualnemu politykowi, twierdzącemu, że Wirus zawędrował nawet do leśnej głuszy oddalonej od Krakowa o tysiące kilometrów...
Osobiste napisy zmieniały się wraz z upływem czasu. Niegdyś rysowano przebite strzałami serca z inicjałami dwojga ludzi. Później pojawiły się konstatacje „Kaśka + Jurek = WM”, co znaczyło, że łączy ich wielka miłość. Kiedy zwulgarnieliśmy, „WM” zmieniło się w „WW”, a tego skrótu nie będę tłumaczył. Zresztą nawet najbardziej wulgarne skróty można przetłumaczyć tak, jak to zrobił pan Dziewulski, były policjant chętnie występujący w telewizji, który hasło „ChWDP” odczytywał jako „Chcę wstąpić do policji”.
A propos wulgarności - kiedyś całe Grzegórzki pokryły wielkie napisy informujące, że pani taka a taka jest k.... Czy po farbę sięgnął odtrącony adorator, czy zwyczajny szaleniec. Nieco później pojawiły się dziesiątki, jeżeli nie setki, serc z napisem „Elanaczka” - ani zera wulgarności, sam romantyzm.
Napisy to kawał historii. W powojennym Krakowie na każdej ulicy można było zobaczyć starannie, z niemiecką pedanterią wymalowane strzałki wskazujące wejście do piwnicy i trzy litery - „LSR” oznaczające schron przeciwlotniczy. Sporo lat po referendum 1946 roku widniały na krakowskich murach hasła „3 x TAK”. Albo komuniści szykujący się do pełnego przejęcia władzy używali lepszych farb, albo usuwano hasła ich przeciwników, albo też PSL nie mazało po murach, w każdym razie z referendum (ludowego, jak wówczas pisano, jakby mogło być inne) pozostało tylko słynne „3 x TAK”. Nawiasem mówiąc, w Krakowie lud zagłosował niezgodnie z zaleceniami PPR.
Na płotach trwała walka pomiędzy Wisłą a Cracovią, jeszcze kulturalna, bez inwektyw. Kibice ograniczali się do krótkich konstatacji: „Cracovia pany”, „Wisła dziady”. Lub odwrotnie.
Październik 1956 roku, a zwłaszcza wybory następnego roku, ożywiły płoty i mury. Były to zresztą wybory wyjątkowe, oczywiście nie takie jak w 1989 roku, ale jednak. W Nowym Sączu do Sejmu nie wszedł działacz PZPR, Antoniszczak (Antoni Szczak - jak złośliwie wymawiał jego nazwisko jeden z radiowych spikerów). Po raz pierwszy w krajach demokracji ludowej wydarzyło się coś niemożliwego.
Namalowane wapnem ogromne napisy głosiły: „Cyrankiewicz = Natolin u władzy”, po małych poprawkach hasło zmieniało się o sto osiemdziesiąt stopni i brzmiało: „Brak Cyrankiewicza = Natolin u władzy”. Często pozytywnym, bohaterem ściennych rymowanek stawał się Tadeusz Cynkin, negatywnym Bolesław Drobner:
„Wnet Rosjanom zrzednie mina,
Gdy głos oddasz na Cynkina!”
Albo też, zwłaszcza w okolicach damskich domów studenckich:
„Dziewczęta młode i hoże,
głosujcie na Cynkina,
bo Drobner nie może”.
Dziś konieczne są już wyjaśnienia do tych hasełek. „Natolin” - to frakcja wewnątrz PZPR, Cynkin - oficer LWP, po przejściach w okresie stalinizmu, podobno człowiek, który w 1956 roku zapobiegł w Krakowie poważnej prowokacji, a Drobner, po stalinowsku wąsaty, zawsze w bluzie przypominającej chińską kadrówkę, krążył po lewicy, od socjalistów po komunistów.
A kilkadziesiąt lat później wybuchła „Solidarność” i mury znów przemówiły. Jeszcze później pojawiły się - niestety! - farby w aerozolu i rozbuchało barbarzyńskie chamstwo pozwalające na niszczenie czcigodnych murów.