Kontrowersje. Mimo że „tani węgiel” ma nam zapewnić „pełną niezależność energetyczną”, nasze elektrownie nie są w stanie wytworzyć potrzebnej w Polsce energii. Co więcej, gdy my toniemy w węglowym smogu, inne kraje oferują nam tańszy prąd ze źródeł odnawialnych.
Nocą z niedzieli na poniedziałek na os. Wadów w Nowej Hucie stężenie rakotwórczego pyłu PM 10 przekroczyło normę o… 800 procent. Najpewniej dzisiaj, pierwszy raz od roku, w stolicy Małopolski zostanie ogłoszony stan alarmowy. Prezydent miasta może wstrzymać wjazd do centrum aut powyżej 3,5 tony, zakazać palenia w kominkach, a nawet zastopować pracę w hucie ArcelorMittal.
PRZECZYTAJ KOMENTARZ ZBIGNIEWA BARTUSIA: Trujemy się drogo. I tak zostanie
- To najgorszy miesiąc od lat, trafia do nas znacznie więcej pacjentów z chorobami krążenia i układu oddechowego, na oddziałach wewnętrznych w Krakowie nie ma miejsc - opisuje Krzysztof Czarnobilski ze Szpitala MSWiA.
Poza stolicą regionu najgorzej jest w Nowym Targu: godzinne stężenie PM10 było tam wczoraj wyższe niż w Nowej Hucie. Sześciokrotne przekroczenia normy odnotowano w Olkuszu i Skawinie. A wszystko przez spalanie węgla w gospodarstwach domowych. Wczoraj premier Beata Szydło po raz kolejny podkreśliła, że górnictwo węglowe jest i będzie „mocną gałęzią polskiej gospodarki i podstawą bezpieczeństwa energetycznego kraju”. Z węgla wytwarzamy ponad 80 proc. energii, co jest rekordem Europy.
Czy można inaczej? Można. Przekonują się o tym mieszkańcy północno-wschodniej Polski, gdzie trzeci rok z rzędu trafiają wielkie ilości prądu z zagranicy, głównie Szwecji. Pierwszą w dziejach Polski nadwyżkę importu nad eksportem odnotowano w 2014 r., w kolejnym roku zjawisko przybrało na sile, a zeszłoroczny import wystarczyłby już do zasilenia wszystkich gospodarstw domowych w Małopolsce. Mimo że „tani węgiel” ma nam zapewnić „pełną niezależność energetyczną”, nasza energetyka nie jest w stanie wytworzyć wystarczającej ilości energii.
Tymczasem Szwedzi, dzięki rozpoczętej przed laty rewolucji energetycznej, mają - podobnie jak Niemcy - duże nadwyżki prądu, częściowo z elektrowni atomowych, ale głównie ze źródeł odnawialnych (OZE), przede wszystkim elektrowni wodnych, a także z biomasy i ekologicznego spalania śmieci. OZE zapewniają im już ponad połowę potrzebnej energii elektrycznej i cieplnej. Nikt w Szwecji nie ogrzewa domu węglem, dominują wydajne pompy ciepła i biogazownie.
Szwedzka energia należy przy tym do najtańszych w Europie: w zeszłym roku jej cena hurtowa była nawet o 40 proc. niższa od cen wytwarzanej z węgla energii elektrycznej w Polsce. Daje to silną przewagę tamtejszemu przemysłowi i całej gospodarce, która rośnie szybciej niż polska - i to mimo czterokrotnie wyższych płac i wciąż imponującego socjalu. Teraz dzięki dobremu, wciąż rozbudowywanemu, mostowi energetycznemu łączącemu Polskę, Litwę i Szwecję, czystą i tanią szwedzką energię można w coraz większych ilościach kupić w naszym kraju. Nie podoba się to polskiej energetyce, która chciałaby przyblokować import.
- Blokowanie byłoby złe, bo w interesie Polski i Polaków jest stworzenie wspólnego unijnego rynku energii - mówi Janusz Steinhoff, b. wicepremier i minister gospodarki.
Na stworzonej przez ceniony portal wysokienapiecie.pl mapie hurtowych cen prądu w Europie Polska była przez ostatnie lata czerwoną wyspą, obok Grecji i Wielkiej Brytanii. Ceny hurtowe - przekładające się m.in. na koszty w przemyśle oraz np. w piekarniach - mieliśmy o 40 proc. wyższe niż bogaci Francuzi, Niemcy i Skandynawowie oraz o 30 proc. wyższe niż Czesi, Słowacy, Rumuni. W efekcie rósł import prądu do Polski.
- Byłby on zapewne dużo wyższy, ale na razie ogranicza go przepustowość połączeń wiążących nasz kraj z systemami innych krajów - tłumaczy dr Janusz Steinhoff, b. wicepremier i minister gospodarki. Istniejące połączenia, w tym otwarty ponad rok temu most energetyczny z Litwą (powiązaną z kolei kablem ze Szwecją), pozwalają Polsce zaimportować do 8 proc. potrzebnej energii elektrycznej. Według założeń unii energetycznej, która ma docelowo powiązać ze sobą systemy wszystkich krajów UE, przepustowość transgranicznych połączeń winna być o dwa razy większa. Polska mogłaby wtedy sprowadzić nawet 15 proc. wykorzystywanego w kraju prądu.
- Tyle samo mogłaby wyeksportować. Pod warunkiem, że nasi producenci potrafiliby zaoferować konkurencyjne ceny - mówi dr Daria Kulczycka, ekspert Konfederacji Lewiatan. Tłumaczy, że energię produkuje się dziś w Europie z tak wielu źródeł i w tak wielu systemach (skupiskach), że jej racjonalne i efektywne wykorzystanie w ramach jednego kraju stało się niemożliwe. Np. niemieckie fermy wiatrowe na północy kraju w dni, gdy silnie wieje, produkują olbrzymie nadwyżki energii, którą trzeba przesłać do Bawarii i Austrii, a przepustowość sieci na terenie RFN jest zbyt mała - dlatego wykorzystywane są m.in. sieci polskie (co parę razy groziło przeciążeniem i blackoutem, czyli totalną awarią i brakiem prądu w kraju).
Polska też miewa nadwyżki i wtedy eksportuje prąd - tak było na początku stycznia, gdy pobiliśmy godzinowy rekord eksportu energii netto. Doszło do tego jednak nie za sprawą sprawności naszych elektrowni węglowych, które zaoferowały dobre ceny, tylko z powodu… największego od dwóch dekad sztormu na Bałtyku, który rozkręcił na całego nasze wiatraki: w pewnym momencie dostarczały one jedną trzecią potrzebnej w kraju energii! W efekcie ceny spadły i Polska, jak inne kraje w pasie północnym (Dania, Holandia, Niemcy) sprzedawała prąd do Francji, Hiszpanii, Włoch, Szwajcarii oraz na Słowację, Węgry i Bałkany.
- Wzmacnianie unijnego rynku gwarantuje nam prawdziwe bezpieczeństwo energetyczne, niezależność od kaprysów Rosji. To bezpieczeństwo należy rozpatrywać w skali całej Unii, a nie pojedynczych krajów, bo te Rosja zawsze rozgrywa. Po drugie - wspólny rynek oznacza ceny korzystne dla konsumentów - mówi dr Steinhoff.
Dr Kulczycka zwraca uwagę, że aby polska energetyka mogła uczestniczyć w europejskim systemie i móc eksportować znaczne ilości energii, musi być konkurencyjna. A nie jest.
- Obecny rząd podjął niezbędne decyzje, m.in. zamykając najgorsze kopalnie, ale musi działać zdecydowanie - mówi dr Steinhoff. Jego zdaniem spółki energetyczne winny przejąć najlepsze kopalnie - na zasadach rynkowych, resztę trzeba zamknąć. W przeciwnym razie polski węgiel będzie nie tylko brudnym, ale i relatywnie drogim źródłem energii.