Nasza duma albo „Nasza szkapa”
Jak zagospodarować teren wokół superpływalni przy ulicy Królowej Jadwigi?
Tuż nad nurtem rzeki sterczą kawałki kruszącego się betonu. Jednak większość nabrzeża porasta dzika, bujna roślinność, głównie rozłożyste krzewy. Spomiędzy krzewów wystają a to kupki gruzów, a to połamane plastikowe krzesło, a to kolorowe szmaty. Jeszcze wyżej, nad czubkami krzewów dostrzegamy fragmenty lichych kamienic w liszajach odpadającego tynku.
To Okole widziane z drugiego brzegu Brdy, z bulwaru pomiędzy Mostem Królowej Jadwigi i ul. Unii Lubelskiej. To właśnie zobaczyłby pływacki czempion z zagranicy, który przyjechałby do Bydgoszczy, na przykład na mistrzostwa Europy. Zobaczyłby, gdyby gotów już był olimpijski basen na terenach po zburzonej Astorii, gdzie po wakacjach ma rozpocząć się budowanie za minimum 100 mln złotych. Władze miasta tworzą właśnie koncepcję zagospodarowania okolic superpływalni, prosząc bydgoszczan o zgłaszanie pomysłów. Mam nadzieję, że burza mózgów nie ominie prawego brzegu Brdy na wysokości basenu, bo nakreślony wyżej pejzaż pasowałby do nowel Konopnickiej, w rodzaju „Naszej szkapy”, a nie XXI-wiecznego miasta o ambicjach gospodarczego i turystycznego centrum regionu.
Niedobrze by się stało, gdyby nowe oblicze tego miejsca było podporządkowane zasadzie szukania maksymalnych oszczędności.
Powróćmy jednak na lewy brzeg, gdzie ma stanąć nowa Astoria. Wzdłuż metalowego płotu, dość dokładnie zasłaniającego widok na piramidę cegieł, w którą zamieniły się stary basen i hala sportowa, urządziłem sobie spacer. Pierwsza obserwacja, jaką odnotowałem, to spore wymiary tego miejsca. Schody, które prowadzą z mostu na bulwar, od przystanku autobusowego na zakręcie Unii Lubelskiej dzieli blisko 400 metrów.
Szerokość tej działki, na której nie ma obecnie żadnej trwałej zabudowy, wynosi ponad 100 metrów. Mamy zatem do zagospodarowania jakieś pięć hektarów gruntu w dobrym miejscu, bo na obrzeżach centrum, w pobliżu dworca kolejowego, a także przystanków komunikacji miejskiej, w tym tramwaju wodnego. Niedobrze by się stało, gdyby nowe oblicze tego miejsca było fragmentaryczne lub podporządkowane zasadzie szukania maksymalnych oszczędności. Bo to się w gruncie rzeczy nie opłaca. Przekonuje o tym skatepark, parę lat temu z hukiem (dosłownie) otwierany blisko przystanku na Unii Lubelskiej. Niewiele czasu minęło, a skatepark wygląda jak skansen, pamiątka po plemieniu dzikusów, które swą wioskę zniszczyło, pomalowało spray’em, po czym przeniosło się na inne tereny.
Być może stało się tak dlatego, że skatepark wyrósł na niemal bezludnej wyspie. Wokół porządnie wygląda tylko sam bulwar. Skwer przy skateparku sprawia wrażenie jakby ktoś, kto go urządzał, w połowie pracy stracił zapał. Z zielenią sąsiaduje duże błotniste klepisko, z klepiskiem parking za płotem, z płotem parkingu kolejny płot, za którym stoją długie hangary na kajaki. To wszystko w ciągu trzech lat, gdy budowany będzie basen olimpijski, powinno zniknąć, ustępując miejsca innym związanym z wodą uciechom - i porządnemu, wielopoziomowemu parkingowi dla tych, których nie uda się namówić do podróży do wodnego raju z masą basenowych bambetli publicznymi środkami lokomocji. Bez tego, obawiam się, miejskie kąpielisko przy basenie skończy jak skatepark, a krytycy ratusza będą utyskiwać, że miasto wydało górę pieniędzy na obiekt, który służy garstce wyczynowców.