Ślady na miejscu zabójstwa ujawniliśmy po półtora roku - mówi podinsp. Jacek Szczukowski. Krew w rogu korytarza błyszczała fluorescencyjnie
Na miejscu przestępstwa krzątają się technicy kryminalistyki. Na podłodze jeszcze przed chwilą leżały zwłoki kobiety. Teraz znajduje się w tym miejscu już tylko obrys sylwetki. Jeden z techników fotografuje pokój, inny posypuje proszkiem daktyloskopijnym klamkę drzwi wejściowych i ościeżnicę. Kolejny natomiast nachyla się nad szklanym stolikiem i kieszonkową latarką podświetla miejsce, na którym jarzy się zachowany ślad odcisku palca. Kto nie zna takich obrazków z kryminalnych tasiemców opowiadających o pracy policyjnych speców w Miami, Nowym Jorku czy Los Angeles?
Rzeczywistość ciekawsza niż film
- Naprawdę takie latarki nie wystarczą. Nawet w CSI - mówi podinsp. Bogdan Kamiński, szef Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej w Bydgoszczy. Największego w Polsce - pracuje w nim 67 osób - i wyspecjalizowanego w dwunastu dziedzinach kryminalistyki: od identyfikacji odcisków palców przez osmologię (identyfikację po zapachu) po informatykę, chemię i traseologię (naukę o... odciskach obuwia).
W pomieszczeniach sekcji daktyloskopii, w korytarzu łączącym laboratoria do wykrywania odcisków palców na materiałach chłonnych i tych, które nie pochłaniają płynów, naczelnik wskazuje niepozorny czarny stolik. Urządzenie po bokach ma zainstalowanych kilka reflektorów, a ramię u góry podtrzymuje skierowany pionowo aparat fotograficzny.
- To oświetlacz kryminalistyczny produkcji amerykańskiej. Kosztuje 140 tysięcy złotych. Jest niezbędny w naszej pracy - wyjaśnia podinsp. Kamiński. Dzięki temu urządzeniu technicy mogą oglądać ślady odcisków palców na najróżniejszych materiałach. Oświetlacz emituje promienie światła szerokiego spektrum do podczerwieni.
Żeby zobaczyć odcisk, najpierw trzeba jednak wiedzieć, gdzie go szukać. Do ujawniania śladów służy na przykład warta dziesiątki tysięcy „komora cyjanoakrylowa”. To urządzenie przypominające nieco wielki piekarnik elektryczny. W nim umieszcza się nasączone specjalnymi odczynnikami przedmioty, na których technicy szukają śladów linii papilarnych. W trakcie pracy klej cyjanoakrylowy z kontrastem paruje i w komorze osadza się na butelce plastikowej, szklance czy na przykład na obudowie telefonu komórkowego.
Tej technologii nie umknie prawie żaden ślad, który przestępca mógłby nieopacznie pozostawić.
Ślad zdradził zabójcę
- Bywa, że jesteśmy zaskakiwani nawet mimo długich lata pracy i zbierania doświadczeń - opowiada st. asp. Iwona Piechowiak, kierownik pracowni badań daktyloskopijnych. - Jakiś czas temu wszyscy byliśmy poruszeni, kiedy koleżance udało się znaleźć ślad na materiale, co do którego było niemal pewne, że nic tam nie będzie. To był kawałek drewna. Surowego. Wyszedł nam ślad krwawy. Niepozorny, ale - jak się później okazało - zachowany na tyle dobrze, że udało się go zidentyfikować - podkreśla Piechowiak. - Takie dopasowanie śladu do osoby nazywamy „hit”. To była sprawa o zabójstwo.
Bywa, że jesteśmy zaskakiwani nawet mimo długich lata pracy i zbierania doświadczeń
Piechowiak jest jedną z kilkudziesięciu biegłych pracujących w laboratorium. Wydaje ekspertyzy na zlecenie prokuratury i sądów. Mówi, że odcisk linii papilarnych można odnaleźć na różnych przedmiotach nawet po pięćdziesięciu latach. Ale reguły nie ma. - Wszystko zależy od tego, w jakich warunkach znajdował się badany materiał - wyjaśnia. - Czy na zewnątrz, gdzie jest wilgoć, czy na przykład na strychu, gdzie przez lata jakieś pudełko, kubek albo szklanka były pozostawione w spokoju.
Sprawy z „Archiwum X”
Kryminalistyka dzisiaj jest o lata świetlne nowocześniejsza i bardziej profesjonalna od nauki jeszcze sprzed dekady czy dwóch. - W latach 90. takich urządzeń po prostu nie mieliśmy - dodaje naczelnik Kamiński. - Teraz po wielu latach okazuje się, że pewne ślady, dowody zabezpieczone dawno temu można ponownie zbadać.
Tak było w kilku sprawach prowadzonych przez tzw. zespół „Archiwum X” komendy wojewódzkiej. Do laboratorium kryminalistycznego trafiły, na przykład ślady linii papilarnych w sprawie zabójstwa z 1994 roku w Bydgoszczy. Dwie dekady temu nie było jeszcze narzędzi do zbadania odcisków palców pozostawionych przez nieznaną osobą na wtyczce odkurzacza w mieszkaniu, gdzie popełniono zbrodnię na 22-letniej kobiecie. W 2014 roku sprawca został doprowadzony do sądu, a pod koniec ubiegłego roku skazany za zabójstwo. Dostał do odsiadki 15 lat.
Podobnie było ze sprawą zabójstwa w Strzelcach Górnych, gdzie w 1997 roku znaleziono w studni ciało starszej kobiety. Ponownej analizie poddane zostały między innymi próbki gleby zebrane na miejscu zbrodni. Ta sprawa jest w toku - podejrzany o zabójstwo został aresztowany w lutym tego roku. Czeka na proces.
Wirówki do „marychy”
Laboratorium komendy wojewódzkiej zajmuje dwa skrzydła gmachu. Do pracowni badań chemicznych wstęp mają tylko nieliczni. A to dlatego, że bada się tam przede wszystkim... narkotyki. Panuje tu chłód i hałas pracujących urządzeń badających ampułki z preparatami. Analiza składu substancji psychoaktywnych to ponad 90 procent pracy laboratorium. Poza tym bada się tu alkohole, krew, materiały wybuchowe i łatwopalne, włókna i różne i substancje nieznane określone jako „nn”.
- Gdybyśmy analizowali wciąż tylko amfetaminę, kokainę, heroinę i „marychę”, to byłoby to mało ciekawe - żartuje inż. Sylwia Andrzejewska, biegła z dziedziny chemii wskazując na dwa przypominające olbrzymie drukarki chromatografy gazowe (służą do określania zawartości THC w konopiach indyjskich). W drugim końcu pokoju stoi najnowszy nabytek. To wart majątek supernowoczesny chromatograf gazowy. - Ale trafiają do nas dopalacze. Określenie ich składu, to wielkie wyzwanie. To ciągła walka, by nadążyć za ich wytwórcami.
Trafiają do nas dopalacze. Określenie ich składu, to wielkie wyzwanie
Krwawa poświata
Na brak pracy chemicy nie narzekają. Ostatnio do pracowni trafiają niemal hurtowe ilości narkotyków - jak ostatnio, kiedy do badania przyszło 800 tabletek ekstazy.
Czasem jedynym dowodem w sprawie jest... telefon komórkowy. A dokładnie jego zawartość. - Smartfon to nieocenione źródło wiedzy - mówi podinsp. Marcin Kuś, biegły z dziedziny badań informatycznych, zastępca naczelnika laboratorium. - Można z niego odczytać dane dotyczące lokalizacji, czerpać wiedzę z zapisów rozmów w komunikatorach internetowych.
Do odczytywania informacji z komórek bydgoscy policjanci stosują światowej klasy szwedzki system XRY i izraelski UFED. Dyski twarde komputerów badają natomiast przy użyciu programów X Ways Forensics i FTK. Główną zasadą jest ta, że nigdy pod żadnym pozorem informatycy policyjni nie uruchamiają badanego komputera. - Ktoś mógłby nam wtedy zarzucić, że ingerowaliśmy w danych na nośnikach - mówi Kuś. Informacje z dysków są czerpane wyłącznie z elektronicznego obrazu dysku twardego.
Jest też w laboratorium jednostka, której specjaliści łączą różne dziedziny nauki. To pracownia analizy audiowizualnej. To właśnie ci technicy zidentyfikowali na podstawie analizy zdjęć ponad stu uczestników burdy podczas meczu Pucharu Polski na bydgoskim Zawiszy w 2011 roku.
To również fachowcy od wykrywania... krwi. Na biurku leżą dwa zdjęcia. Oba przedstawiają zlew. Taki niepozorny, zwykły, łazienkowy. Na jednej fotografii jego brzeg świeci fioletowo. - To krew - tłumaczy biegły podinsp. Jacek Szczukowski. - Ktoś ją po prostu zmył wodą. Gołym okiem nic nie widać, ale my ją wykryliśmy.
Autor: Maciej Czerniak