Nasze komary ustąpiły, ale pojawiają się nowe [rozmowa]
Rozmowa „Gazety Pomorskiej“ z prof. Krzysztofem Szpilą z UMK o swędzącym problemie urlopowiczów.
- Co się stało, że komary zlitowały się nad nami w tym sezonie? Prawie ich nie widać tego lata.
- Odpowiedź leży w niskich stanach wód. Jeśli popatrzymy na rzeki i jeziora, jeśli zbadamy poziom wód gruntowych, to jest on bardzo niski. Przy niskim poziomie wód gruntowych niewiele jest drobnych zbiorników, które najchętniej wykorzystują komary. I właśnie dlatego komarów jest w tym sezonie niewiele.
- Powinniśmy być wdzięczni za globalne ocieplenie?
- Tak daleko bym się nie posunął. Zdarzają się różne lata.
- Czy w przekonaniu, że surowa zima wpływa na liczbę komarów jest źdźbło prawdy?
- To jest przekonanie nie poparte żadnymi statystycznymi wynikami. Nawet w arktycznej tundrze, gdzie zima trwa długo i jest bardzo surowa, komarów jest pełno. Oczywiście są różne gatunki komarów i jedne z nich są bardziej odporne na niskie temperatury, inne mniej. W przypadku komarów występujących u nas, temperatury w zimie nie mają większego znaczenia. Akurat w tym roku zima była bardzo lekka, a komarów nie ma. W przypadku Torunia kluczowy jest stan wody w Wiśle. Mniejsze znaczenie ma to, czy jest sucho, bo przecież deszczów mamy obecnie sporo. Woda nie utrzymuje się na tyle długo, żeby komary mogły się w niej utrzymać.
- Jaka jest bezpieczna odległość od siedlisk komarów? Czy zamieszkanie dwa kilometry od bagien i innych siedlisk komarów gwarantuje nam święty spokój?
- To zależy od kilku czynników. Komary są słabymi lotnikami. Dwa kilometry to dla większości gatunków maksymalny dystans, na który mogą się oddalać. Ale wiele zależy od pogody. Przy wysokiej wilgotności powietrza te trasy mogą ą być dłuższe, ale podczas upałów - nie polecą zbyt daleko. Dorosły komar to owad bardzo silnie narażony na wysychanie.
- Ile mamy gatunków komarów w Polsce?
- Około 50. Z większością z nich człowiek nie ma żadnego kontaktu. Część żyje tylko w środowiskach leśnych i żywi się głównie krwią ptaków. Gatunków bardzo uciążliwych i łatwo się namnażających jest kilka. W naszych okolicach jest to głównie komar renny, którego rozwój związany jest z wylewami rzek.
- W związku ze zmianami klimatycznymi pojawiają się nowe gatunki?
- Nie ma pewności, czy jest to związane ze zmianami klimatycznymi, ale faktem jest, że obserwuje się rozszerzanie zasięgu występowania różnych komarów, które wcześniej znane były głównie w cieplejszych regionach. Najbardziej znany z nich jest komar tygrysi, który wzbudza szczególne zainteresowanie, bo w tropikach przenosi dengę - gorączkę krwotoczna wywoływaną przez wirusy. Widziany był już w wielu miejscach. Na razie jednak nasze warunki klimatyczne, choć są wystarczające dla komara, nie są wystarczające dla rozwoju mikroorganizmów, które wywołują chorobę.
- W południowej Europie denga może się pojawić?
- Jest pewne prawdopodobieństwo. Służby epidemiologiczne kontrolują tę sytuację. Na razie wirusa nie stwierdzono.
- To, że w tym roku jest niewiele komarów, oznacza że w przyszłym roku ta populacja również będzie mniej liczna?
- W żadnej mierze. To znowu będzie zależało tylko od stanów wód.
- Mieliśmy w tym roku również względny spokój z meszkami. Z tego samego powodu?
- Tu powody są nieco inne. Liczebność meszek spada sukcesywnie. Meszki rozwijają się w wodach północnych, a gatunek, który nam dokuczał - w wodach Wisły. W latach 70. i 80. doszło do degradacji tego ekosystemu. Od początku lat 90., gdy jakość wody w Wiśle zaczęła się poprawiać, obok innych gatunków pojawiły się meszki. Zasiedlając na nowo to stanowisko, nie spotkały nowych wrogów. Z czasem jednak pojawiły się drapieżniki i pasożyty, które ograniczają populacje meszek.
- Jerzyki przyszły nam z pomocą?
- Raczej grzyby pasożytnicze, które atakują larwy albo jakieś organizmy wodne.