NASZE KRESY. Gdyby nie Polskie Termopile nie byłoby Cudu nad Wisłą
Jest kilka bitew, które urosły do rangi symbolu - Grunwald, Cedynia, Westerplatte... A czy słyszeliście o bitwie o Zadwórze. A powinniście, chociażby po to, aby dowiedzieć się dlaczego nazywana jest Polskimi Termopilami. 12 sierpnia będzie miała miejsce premiera książki „Zadwórze 1920” autorstwa prof. Wiesława Wysockiego. Jednym z patronów publikacji jest Kresowy Serwis Informacyjny i Stowarzyszenie Kresy Wschodnie - Dziedzictwo i Pamięć. Stąd otrzymaliśmy obszerny materiał Bożeny Ratter i Bogusława Szarwiło poświęcony Polskim Termopilom, czyli bitwie pod Zagórzem.
Ten rok, a szczególnie miesiąc sierpień, będzie obfitował w naszym kraju w uroczystości związane z 100 rocznicą „Cudu nad Wisłą”. 15 sierpnia dla polskiego społeczeństwa jest datą, która jak rzadko inna jednoczy Polaków w obchodach tych wydarzeń w historii Polski. Bez wątpienia, w dniu Święta Wojska Polskiego, zostanie złożony hołd poległym w 1920 roku w jednej z najważniejszych bitew świata pod Warszawą, co w historiografii nazywano Cudem nad Wisłą.
Nie taki cud?
Dziś co prawda są już i tacy co twierdzą, że był to nie tyle cud, co przede wszystkim dobrze przemyślany i świetnie wykonany manewr strategiczny, który pozwolił polskim siłom zbrojnym rozgromić Armię Czerwoną . Tak czy inaczej, ku czci tej wiekopomnej bitwy, w czasach II RP, ustanowiono Święto Żołnierza Polskiego. W tym roku chcielibyśmy przypomnieć wszystkim o jeszcze jednej bitwie, podczas wojny polsko-bolszewickiej, stoczonej 17 sierpnia 1920 r. pod Zadwórzem 33 kilometry od Lwowa
Jest grono historyków które uważa, że nie byłoby tego „Cudu nad Wisłą” i ten manewr strategiczny nie doprowadził by do zwycięstwa, gdyby nie heroiczna obrona Zadwórza będącego przedpolem obrony Lwowa, trwająca 11 godzin.
Konna Armia Budionnego straciła cenny czas walcząc z batalionem młodych polskich ochotników liczącym 330 osób pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego i nie zdobywając Lwowa spóźniła się na pole walki.
To był symbol
W czasach II RP mała stacja kolejowa Zadwórze stała się symbolem bohaterskiej walki młodzieży lwowskiej, była określana jako „Polskie Termopile”. II Rzeczpospolita uczciła pamięć bohaterów poległych w bitwie. Jesienią 1920 r. na rozkaz Dowództwa Małopolskich Oddziałów Armii Ochotniczych, na miejscu bitwy saperzy usypali dwudziestometrowy kurhan-mogiłę, na którym w 1927 ustawiono czterometrowy obelisk w kształcie granicznego słupa z krzyżem.
Do 1939 r. pomnik chwały był celem wypraw kombatantów, harcerzy i młodzieży, połączonych z oddawaniem honorów, składaniem ślubowań i przyrzeczeń. Fakty te wyraźnie świadczą jakie znaczenie dla młodzieży i całego polskiego społeczeństwa miała pamięć tej bitwy.
„Kiedy w śmiertelnej bitwie nad Wisłą w 1920 roku rozstrzygały się losy polsko-rosyjskiej wojny oraz zmartwychwstałej Rzeczypospolitej, Lwów, wiążąc na swych przedpolach groźną armię Budionnego, spełnił historyczną rolę.
Tej pięknej roli najwymowniejszym świadectwem jest mogiła Zadwórza - symbol ofiarnego żołnierza, który służył wiernie Ojczyźnie aż do ofiary życia włącznie” - powiedział gen. Władysław Sikorski w sierpniu 1927 r., podczas uroczystości poświęcenia kamienia węgielnego pod kurhan upamiętniający bitwę.
Okres ostatniej wojny światowej wykazał, że na pamięci o czynie Orląt Lwowskich, bitwie pod Zadwórzem - polskich Termopilach - wychowały się pokolenia najlepszej młodzieży II Rzeczpospolitej.
Zapomniana bitwa
Współczesnych opracowań na temat tego boju jest niewiele: w 2000 roku pojawiła się broszurka, którą napisał : prof. Stanisław S. Nicieja pt. „Zadwórze - Polskie Termopile”.
Popularność zdobył również wątek złożenia szczątków 14-letniego obrońcy Zadwórza w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Szczątki te zostały wskazane przez Jadwigę Zarugiewiczową - matkę innego 19-letniego obrońcy Lwowa.
Budka dróżnika
Nim sięgniemy po książkę prof. Wysockiego, warto zapoznać się z chociaż z kilkoma fragmentami z opowiadania Zofii Kossak -Szczuckiej pt. „Pod Zadwórzem”: „ (...) Oddział wychodził z lasu na otwartą przestrzeń. Stacja kolejowa Zadwórze leżała przed nimi. Za budynkiem stacyjnym budka dróżnika. Po prawej stronie toru widniało obciętym plantem łyse, podłużne wzgórze. Z tego wzgórza nagle rozległy się strzały. Sypnęły gęsto na nadchodzących. Równocześnie zagrzmiała artyleria, za stacją prawdopodobnie ukryta. Granat upadł tuż przed pierwszą kompanią i trysnął w górę snopem piachu.
- Padnij! - rozległa się komenda. Przywarowali, nastawiając co szybciej maszynki. Dowódca nerwowo zagryzał usta. Bolszewicy przed nimi? W takim razie są odcięci. Położenie nie wesołe. Jedyny ratunek: przedrzeć się za wszelką cenę.
- Do ataku! Chłopcy! Hurra! Porywa się pierwsza linia tyraliery porucznika Marynowskiego. Od toru druga, porucznika Dawidowicza. Huraganowy ogień dziesiątkuje biegnących.
Granaty padają gęsto - jak śliwki, otrząsane z drzewa. Karabiny maszynowe terkoczą bez przerwy. Ziemia już cała skopana, zryta, zorana. Zielona ruń murawy stała się szaroniebieska od zaścielających ją mundurów poległych lub rannych. Lecz nic nie może wstrzymać porywu biegnących.
Widząc, że za chwilę abrahamczycy siądą na armatach, baterie zawracają w tył, milkną. I w ten sposób wzgórze jest zdobyte.
Chwila ulgi, - odprężenia. Czy to już zwycięstwo? Czyżby droga była wolna? Krótka to chwila, bo oto z lewej, od lasu wychyla się szara konnica. Już widać twarze jeźdźców płaskie, zawzięte. Nad nimi wielkie czapy i długie spisy. Pędzą kudłate, pokraczne konie. Jeźdźcy krzyczą: „Ura! Ura! Ura!” - co brzmi, jakby krakały stada kruków. Sadzą pod wzgórze. Wita ich grad kul. Celny, niechybny i tak gęsty, że konnica, rozbita na grupy, zawraca pośpiesznie. Lecz w tejże chwili zamilkłe baterie zaczynają grać ponownie. Odpowiadają im drugie, ciągnące od strony Złoczowa.
Teraz już nie ma nadziei. Oddział skupiony na wzgórzu przy torze i przy budce kolejowej nr 287 - otoczony jest ze wszystkich stron. Pociski armatnie rozbiły zapasowe skrzynki z nabojami.
Nie zostało ni śladu z improwizowanej pancerki i z por. Hanaka. Polegli już por. Dawidowicz, kpt. Obertyński, por. Juszkiewicz, por. Demeter, podchorąży Getman... Polegli sierżant Baran, kapral Pilat, szeregowcy Maryś Korbut, Rafael Ramert, Ludwik Goliński, Stanisław Medwecki, Tadeusz Wiśniewski - i kto by ich wszystkich zliczył! Od nieustannego huku otępiały zmysły.
Rozgrzana broń parzy ręce. Godziny suną powoli. Coraz gęściej padają ranni i zabici. Śmierć idzie szybciej niż czas...
Odległy o kilka mil zaledwie, w obłokach dymu schowany Lwów nie wie nic o toczącym się tu boju. Nie wiedzą oczekujący synów rodzice. Matka Jurka może rozczynia ciasto na placek z wiśniami, który jej chłopak tak lubi... Już szósty raz piechota i konnica bolszewicka rzucają się do ataku, by odebrać wzgórze. Szósty raz cofają się, wściekli, odparci...
- Poddajcie się! - ryczą brodate towariszcze. - Poddajcie się, sukinsyny!
- Chłopcy! - woła do swoich kapitan Zajączkowski. - Do ostatniego ładunku! - Do ostatniego ładunku! - grzmią w odpowiedzi. (…)
Topnieje garstka stojących. Pokryło ją zewsząd mrowie. Leszek Grodzki leży pod ścianą budki kolejowej przy niemym dawno karabinie maszynowym. Nikt na niego nie zwraca uwagi, mają go za trupa. Za chwilę będzie trupem istotnie. Z przestrzelonej piersi krew przesiąka bluzę, ciurka wzdłuż rękawa, spływa po palcach. Ale w głowie jeszcze się plączą resztki myśli, porwane, bezładne strzępy obrazów. Ktoś woła tuż za nim: „Mamo!”... Leszek nie może obrócić głowy, by zobaczyć, kto to woła. Może Jurek?... Szum wypełniający głowę wzmaga się, przemienia w huk - oczy przesłania mgła.
Przez tę mgłę Leszek dostrzega, jak na zrąbany stos trupów powstaje wysoki, barczysty Jasiek Bałyga. Z rozciętej głowy krew tryska, zalewa czoło i policzki.
Z tą czerwoną twarzą, straszny jak upiór, krzyczy wprost w oczy dopadającym go zewsząd Mongołom, krzyczy śmiertelnie zachrypniętym głosem: - Niech żyje Polska! Niech żyje Lwów! I pada na ziemię pod ciosami dziesięciu szabel.
Nie ma już nikogo żywego. I Leszek także dogorywa. Choć słońce dopiero zachodzi, jego już obejmuje mrok. Ostatnia myśl plącze się po głowie... Myśl, że... że... gdyby miał siłę unieść zakrwawioną rękę, mógłby napisać na ścianie: - Przechodniu, idź powiedz...”
Zagórze, wieś jak inne
Miejscowość Zadwórze, pamiętna rzezią Orląt polskich w 1920 roku, leży we wschodniej połaci Małopolski, na wschód od Lwowa, w pobliżu Glinian...
Parafię rzymsko-katolicką w Glinianach założył król Władysław Jagiełło w roku 1397. Gliniany już wówczas przemienione za sprawą wojewody sandomierskiego Jana Tarnowskiego na miasto, były siedzibą starostów. Tu odbywały się zebrania szlachty, tutaj padły pierwsze głosy protestu przeciw rządom Ludwika węgierskiego. Rok 1411 jest pamiętny dla Glinian odbytym tam przez króla Władysława Jagiełłę zjazdem z litewskim księciem Witoldem. Było to po bitwie pod Grunwaldem, kiedy to we Lwowie zgromadzono wielką masę jeńca i sztandarów krzyżackich. Dzisiejsza okolica Zadwórza była również terenem, przez który zdążała zbierana przez króla Zygmunta III szlachta na pomoc Chodkiewiczowi pod Chocim.
Tędy szły hordy tatarskie, kozackie i wołoskie, na Lwów i zachód. Przemarsze te dzikich tłumów zbrojnych stanowiły katastrofę prawdziwą. Pożoga, mord, spustoszenie znaczyły ślady tej ludzkiej strasznej szarańczy. Za rządów królów naszych Jana Kazimierza, Michała Wiśniowieckiego i Jana Sobieskiego hordy ze wschodu często zagrażały od tej strony Rzeczypospolitej.
Rok 1649 przyniósł tym równinom odwiedziny króla Jana Kazimierza, który jako wódz, osobiście - po wyprawie ks. Dominika Zasławskiego - tutaj odbył rewję armji, śpieszącej na odsiecz Zbarażowi. W sześć lat później nowa wojna nawiedziła tę okolicę, wojna z Chmielnickim i rosyjskim generałem Bulurlinem. Pod dzisiejszem Zadwórzem toczył z nimi bój hetman Stan. Potocki. Szczupły jego oddział nie mógł oprzeć się 60 tysiącom dziczy i ustąpił pod Gródek Jagielloński. W latach tych Polska właśnie na tych polach pod Glinianami i Zadwórzem złożyła najbardziej dobitne dowody prawdy dziejowej, iż jest przedmurzem chrześcijaństwa. Oto w r. 1667 zbierają się tu znów wojska hetmana Sobieskiego, by stoczyć bój z wrogiem pod Podhajcami. Tutaj z kolei Turcy, Kozacy i hordy wołoskie w r. 1672 uformowali się do ataku na Lwów. I na owe czasy wypada bohaterska obrona Lwowa przed czernią wschodnią. Gdy chmury czarne na czas jakiś ustąpiły z horyzontu, zadwórzańska równina ujrzała wielki popis zwycięskiej polskiej armji Sobieskiego, któremu niebawem po tryumfie pod Chocimem, oddała Polska berło i koronę.
Rok 1675 przynosi nowy najazd. Znowu pojawiają się Turcy i wysyłają 10.000 Tatarów pod Lwów. Pod Glinianami jednak rozgromił ich król Sobieski, znacząc dzisiejsze pola zadwórzańskie swym genjuszem wojennym. Klęska Tatarów była zupełna! Z końcem XVII. wieku tutaj znów zbierały się wojska na wyprawę pod utracony Kamieniec Podolski.
Aż w roku 1695 nastąpił nowy najazd Turków. I znów szli oni krwią przesiąkniętą równiną zadwórzańską, siejąc mord, pożogę i zniszczenie. Wówczas to raz jeszcze oparła się Polska i chrześcijaństwo najazdowi pogan, a gdy wróg uderzył od Zboisk na Lwów, hetman Stan. Jabłonowski rozgromił najeźdźców. Oto długie pasmo ciągłych krwawych bojów, przemarszów wojsk i przewrotów, których terenem było dzisiejsze pobojowisko zadwórzańskie. To też w pobliżu jego, na terenie, tylekroć pustoszonym i obracanym w perzynę, widnieją liczne kurhany i mogiły, a w nich spoczęło już bardzo wielu bohaterów kresowych, ofiarnie broniących w ciągu długich wieków umiłowanej przez się Ojczyzny.
Czasy porozbiorowego, przeszło stuletniego letargu wycisnęły swe piętno także na życiu Zadwórza, które weszło w skład obwodu Złoczowskiego. Martwotę życia pod zaborem przerwało tylko jedno ważniejsze dla tej miejscowości wydarzenie. Oto w roku 1869 po wybudowaniu linji kolejowej i stacji w Zadwórzu, przejechał tamtędy pierwszy pociąg ze Lwowa w kierunku Złoczowa.
Kilka zdań o bitwie
17 sierpnia batalion młodych lwowskich ochotników ze zgrupowania rotmistrza Romana Abrahama, pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego, maszerował z Krasnego wzdłuż linii kolejowej na Lwów. Gdy oddział dotarł do wsi Kutkorz, został znienacka ostrzelany z broni maszynowej od strony Zadwórza. Podczas podchodzenia do Zadwórza został zaskoczony silnym ogniem z broni ręcznej i maszynowej od czoła i ze skrzydeł.
Oddziały 6 DK Josifa Rodionowicza Apanasienki złapały batalion w tzw. worek ogniowy. Kapitan Zajączkowski podjął śmiałą decyzję rozwinięcia batalionu w tyralierę, uderzenia na Zadwórze, opanowania stacji kolejowej i pobliskich wzgórz i tam zorganizowania obrony z marszu.
Kapitan Zajączkowski rozwinął batalion w 3 tyraliery i skokami przemieszczał oddział ku Zadwórzu. Porucznik Antoni Dawidowicz poprowadził oddział na stojące obok stacji działa. Wówczas spod pobliskiego lasu ruszyła na Polaków sowiecka kawaleria. Polacy odparli ten atak i w południe zdobyli stację kolejową. W ciągu 11 godzin odparto sześć ataków kawalerii sowieckiej. O zmierzchu zaczęło brakować amunicji. Braki amunicji pokrywano, zabierając ją więc zabitym i rannym. Broniono się walcząc na bagnety. Wobec braku możliwości uzyskania pomocy ze Lwowa kapitan Zajączkowski podjął decyzję o wycofywaniu się pozostałym przy życiu 30 żołnierzom małymi grupkami do pobliskiego lasu barszczowickiego. Otoczeni przez wroga żołnierze nie poddali się nawet wtedy, kiedy zabrakło amunicji. Ostrzeliwani z broni maszynowej przez sowieckie samoloty, bezbronni, otoczeni przez Rosjan, walczyli jeszcze krótko na kolby w pobliżu budki dróżnika (budynek kolejowy nr 287). Orlęta lwowskie broniły się już tylko bagnetami, tocząc do wieczora krwawy bój. Ponosząc wielkie straty, ostrzeliwani przez ciężką artylerię.
Sowieci, rozwścieczeni oporem Orląt, rąbali ich szablami, rannych dobijali kolbami. Zabitym odcinali głowy, ręce i nogi. Pozostali przy życiu ranni oficerowie ostatnimi nabojami odbierali sobie życie.
Do niewoli sowieci wzięli niewielką grupkę koło budki dróżnika...