Naszym problemem jest pracująca bieda
Z profesorem Leszkiem Dziawgo, ekonomistą z UMK w Toruniu, o tym dlaczego państwo rośnie w siłę, a wielu z nas wciąż nie żyje się dostatniej.
- Konstytucja to teraz nośny temat, ale jeśli w niej poszperać, znajdziemy zapisy całkowicie zakurzone. Na przykład, że nasza gospodarka to „społeczna gospodarka rynkowa”. Ktoś jeszcze pamięta, co to znaczy?
- Model „społecznej gospodarki rynkowej” przeżywa dzisiaj poważny kryzys. Jeżeli gdzieś jeszcze funkcjonuje sprawnie, to przede wszystkim w Niemczech, gdzie został wprowadzony w życie po raz pierwszy. Dobrym wzorcem jest także Szwajcaria. Samo pojęcie oznacza taką organizację systemu gospodarki krajowej, który jest oparty na wolnym rynku, ale zapewnia równowagę grup interesów, czyli pracodawców i pracobiorców. Innymi słowy: proporcjonalne i godziwe korzyści zarówno dla przedsiębiorcy, jak i pracownika.
- Brzmi pięknie.
- Owszem - teoretycznie, ale w praktyce jest to trudne w realizacji. Taki model łatwiej wdrożyć, gdy gospodarka rozwija się szybko i potrzeba w niej rąk do pracy. Niestety, u nas takiej sytuacji nie ma.
- Dlaczego Polska rośnie w siłę, a ludziom nie żyje się... dostatnio?
- Zapewne chodzi panu o wzrost PKB. PKB jest jedną z podstawowych kategorii ekonomicznych, to miernik wzrostu gospodarczego. W ogromnym uproszczeniu jest to suma wartości dóbr i usług wytworzonych w danym kraju w okresie roku. Niestety, nie ma tu znaczenia fakt, czy produkty i usługi pochodzą od wytwórców polskich, czy wytwórców zagranicznych w Polsce.
Mamy genialne położenie gospodarcze w Europie. Są więc wszelkie podstawy, aby być także wreszcie narodem bogatym.
- Co z tego wynika?
- Pytanie: na ile nasz PKB jest nasz, a na ile obcy ? Przecież część tak liczonego polskiego PKB wcale nie jest polska. Ponadto, wysokie bezrobocie, a więc „rynek pracodawcy” nie sprzyja większemu udziałowi pracowników w podziale korzyści ze wzrostu gospodarczego. Spójrzmy jednak na sprawę z innego jeszcze punktu widzenia. Wbrew stereotypom, jesteśmy narodem dobrze wykształconym, pracowitym i kreatywnym. Mamy genialne położenie gospodarcze w Europie. Są więc wszelkie podstawy, aby być także wreszcie narodem bogatym. Często zatem powtarzam: nie ma krajów biednych - są tylko źle zarządzane. To jest właśnie nasz problem.
- I dlatego zarabiamy tyle, ile zarabiamy?
- „Rynek pracodawcy” nie ułatwia wzrostu płac. Jednak należy też wziąć pod uwagę, że polskie przedsiębiorstwa borykają się z ogromnymi przeciwnościami, a gospodarka rynkowa w Polsce jest dopiero od 25 lat! Trudno określić sytuację naszego biznesu jako stabilną w tych burzliwych czasach. Dlatego przedsiębiorstwa same usiłują przeżyć.
- Więc może po prostu mniej pracownikowi zabierać? Kwotę wolną od podatków mamy jedną z najniższych na świecie.
- Pozostawienie większej kwoty w kieszeni pracownika od zaraz i to bez obciążania pracodawcy jest dobrym pomysłem. Natomiast w dłuższej perspektywie warunki do lepszego płacenia pracownikom powstaną wówczas, kiedy będziemy bardziej konkurencyjną gospodarką.
- Co to w praktyce oznacza?
- Odwołam się ponownie do przykładu niemieckiego, bo on dobrze ilustruje zależność pomiędzy zaawansowanymi technologiami a wysokimi pensjami. W naszym kraju oznacza to konieczność wsparcia własnej gospodarki także przez państwo, a więc przykładowo pociągi z Pesy, a nie Pendolino. Śmigłowce dla polskiego wojska powinny być produkowane w Polsce, a nie we Francji. Mamy dwa zakłady, wprawdzie też zagraniczne, ale zatrudniające Polaków. Polskie państwo musi twardo walczyć o własną gospodarkę. W gospodarce nie ma sentymentów. Bierzmy przykład od innych państw UE.
- Już widzę tę lawinę oskarżeń o państwowy protekcjonizm i łamanie unijnych procedur.
- Dlatego właśnie wskazałem na przykłady państw UE. Dziwnym trafem Niemcy nie jeżdżą francuskimi czołgami tylko własnymi Leopardami. Podobnie Francuzi i Brytyjczycy. A więc można! Inny przykład: my stocznie zamykaliśmy, bo była to niedozwolona pomoc publiczna, a w innych krajach nie przejmowano się takimi ograniczeniami.
- Mieliśmy stopniowo piąć się po drabinie zarobków i dołączyć do krajów zachodniej Europy, ale kolejnych szczebli nie widać.
- Zastygliśmy w rozwoju. Nie rozwiążemy kwestii zarobków bez rozwoju biznesu, a w Polsce trudno jest prowadzić działalność gospodarczą. Dla pocieszenia podkreślę, iż największe bariery zbudowaliśmy sobie sami. Skomplikowane podatki i przepisy oraz nieprzyjazna administracja bardzo utrudniają działalność gospodarczą. Bez przełomu w tych trzech kwestiach po prostu nie widzę szans. Atrakcyjne miejsca pracy nie wezmą się znikąd. Prowadzenie działalności gospodarczej ciągle postrzegane jest przez organy państwa niemal jako działalność antypaństwowa. Szkoda, bo gospodarka to nasza wspólna sprawa.
- Jak podziała na gospodarkę efekt emigracji?
- Wyjazd milionów Polaków z kraju w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia to jedna z największych katastrof, które sami sobie zgotowaliśmy. Jest to także jasna ocena kondycji naszego państwa. Byłoby bardzo dobrze, gdyby chociaż część emigrantów wróciła. Dostarczą kapitału i doświadczenia. Jednak Polska musi stawać się dla obywatela państwem atrakcyjnym. To wymagałoby z kolei zmiany filozofii i praktyki funkcjonowania polskiego państwa. Obywatel nie jest ani wrogiem, ani niewolnikiem państwa.
W Polsce stajemy przed koniecznością radykalnej zmiany. Kontynuacja dotychczasowego modelu podatkowego i administracyjnego, czyli gnębienia gospodarki i obywatela przekreśla nasze szanse na poważny i szybki wzrost gospodarczy oraz lepsze pensje.
- Schemat zawsze jest podobny - wszyscy mówią o konieczności obniżenia podatków, a później nic z tego nie wychodzi.
- Realia budżetowe są twarde. Tyle aktualnie możemy wydać, ile mamy przychodów plus deficyt. To znacznie ogranicza pole manewru. Poza tym konieczne są jeszcze wola i umiejętności polityków. W Polsce stajemy przed koniecznością radykalnej zmiany. Kontynuacja dotychczasowego modelu podatkowego i administracyjnego, czyli gnębienia gospodarki i obywatela przekreśla nasze szanse na poważny i szybki wzrost gospodarczy oraz lepsze pensje.
- Ale czy narzędzia do zmian gospodarczych są jeszcze w naszych rękach? Może w przyszłości będą nami rządziły wielkie korporacje?
- Wielkie korporacje znacznie zyskują na znaczeniu i to jest duże zagrożenie. TTIP (umowa gospodarcza pomiędzy USA i UE (właśnie negocjowana) jest na tyle tajemnicza, iż wzbudza poważne podejrzenia i wątpliwości. Obywatele mają prawo do wiedzy o TTIP. Przyszły model globalnej gospodarki to wyzwanie dla społeczeństwa obywatelskiego. Wybór jest prosty: albo będziesz zamożnym obywatelem w wolnym państwie, albo biednym i zastraszonym trybikiem w globalnej maszynie. Niestety, wygląda na to, że tzw. elity europejskie chyba straciły kontakt z rzeczywistością. Trzeba wreszcie uświadomić sobie, że Europa jest aktualnie wyjątkowo słaba gospodarczo, politycznie i społecznie. Sytuacja jest naprawdę poważna. Tylko w najbliższym czasie grozi nam GREXIT, BREXIT - czyli wyrzucenie Grecji i wystąpienie Wielkiej Brytanii z UE. Jeśli dodamy do tego konflikt na Bliskim Wschodzie oraz presję ze strony Rosji i USA, sytuacja dodatkowo się komplikuje.
- Wróćmy do pieniędzy. Musimy przyzwyczaić się do dużej rozpiętości dochodów?
- Nie sądzę. Nadal jesteśmy w początkowej fazie budowania gospodarki rynkowej, choć trwa ona już zbyt długo. Owszem, w gospodarce rynkowej będzie istniała rozpiętość dochodów i lepiej mieć własnych milionerów niż zagranicznych. Ale prawdziwy rozwój gospodarki oznacza sytuację, w której nawet najniżej opłacany pracownik ma godne życie. Do takiej fazy rozwoju musimy wreszcie przejść. Dziś problemem jest tzw. „pracująca bieda” - ludzie, którzy mają pracę, ale są na tyle nisko opłacani, że zmuszeni są do wegetacji. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja bezrobotnych. Nasza współczesna bieda jest nowoczesna - nie chodzi przecież o śmierć głodową. Nawet ludzie ubodzy oglądają świat przez telewizor, korzystają z komputera i telefonu. Ich dramat polega na tym, że nie mają perspektyw na lepsze życie. W tym kontekście informacja o tym, że przed dwoma laty polskie władze przekazały na ratowanie bogatszej Grecji około 25 mld złotych (!) musi wywoływać gniew. To jest beztroska i brak współczucia dla własnych obywateli.
- Jak społeczeństwa poradzą sobie w obliczu wzrostu bezrobocia wynikającego z automatyzacji?
- W perspektywie 2-3 dekad czekają nas poważne zmiany. Dotychczasowy model rynku pracy zmieni; automatyzacja, robotyzacja i informatyzacja, a także globalizacja. Z pewnością należy oczekiwać poważnych napięć społecznych i ekonomicznych. Tym bardziej musimy wzmacniać pozycję gospodarczą, aby w regionalnym i globalnym podziale ról znaczyć możliwie najwięcej. W historii homo sapiens jeszcze nigdy dotąd nie stworzyliśmy sobie takich możliwości rozwoju. Jest okrutnym paradoksem, że przy takim zasobie wiedzy, doświadczenia, kapitału i technologii, nadal tkwimy w tak przyziemnych problemach.
Jeśli dziś w jakikolwiek sposób można tym problemom przeciwdziałać, to przede wszystkim oferując młodym możliwie najlepsze wykształcenie.