Nauczyciele mają dość... STRAJK w szkołach!
W proteście bierze udział ponad 160 łódzkich placówek oświatowych. Strajk zorganizował Związek Nauczycielstwa Polskiego. Walczy o 10% podwyżki, utrzymanie zatrudnienia i sprzeciwia się reformie edukacji.
Dziś wiele szkół w Łodzi, ale i w całej Polsce, będzie pustych. Nauczyciele nie będą prowadzić lekcji - strajkują. Wielu rodziców, uprzedzonych o sytuacji, zostawi swoje dzieci w domu. Ci, którzy nie mogą zapewnić im opieki, przyprowadzą je do świetlicy i pozostawią podokiem niestrajkujących pedagogów, często dyrektorów, którzy strajkować nie mogą.
W Łodzi udział w strajku zadeklarowało ponad 160 placówek - większość gimnazjów oraz około dwie trzecie podstawówek, ale też szkoły ponadgimnazjalne, przedszkola, poradnie pedagogiczno-psychologiczne. W całym województwie akcja odbędzie się w ok. 500 placówkach edukacyjnych.
Dlaczego strajk?
To pytanie postawiliśmy nauczycielom, którzy opowiedzieli się za przystąpieniem do ogólnopolskiego protestu, zorganizowanego przez Związek Nauczycielstwa Polskiego.
W Szkole Podstawowej nr 26 przy ul. Pogonowskiego w Łodzi strajkować planowało 20 osób.
- Środowisko jest niezadowolone z wielu rzeczy - mówi Małgorzata Graczyk, szefowa ZNP w SP 26, nauczycielka z 35-letnim stażem. - Generalnie walczymy o nasze prawa pracownicze. Boli nas to, że nauczyciel przychodzący do pracy, zarabia mniej niż student w markecie, a taki jak ja - około 2700 zł z dodatkiem motywacyjnym. Do średniej krajowej zatem nam daleko... A przecież 90 procent nauczycieli ma wykształcenie wyższe, często wielokierunkowe, studia podyplomowe, wciąż się dokształca zdobywając nowe kompetencje. Chcemy, by wzrosły nasze płace zasadnicze i nie zgadzamy się z planami ministerstwa edukacji, które chce nam odebrać m.in. dodatki: motywacyjny, wiejski, socjalny.
Dziś pensje zasadnicze bez dodatków są naprawdę niskie. Nauczyciel z tytułem licencjata dostaje 1759 złotych brutto, z tytułem magistra - 1993 zł. Gdy ma tytuł magistra i przygotowanie pedagogiczne zarabia 2265 zł brutto, a po roku pracy - 2331 zł brutto. Nauczyciel mianowany zarabia 2647 zł brutto, a dyplomowany - 3109 zł brutto. Nasz postulat to też gwarancja zatrudnienia, która w obliczu reformy jest nierealna. Minister oświaty zapewnia, ze zwolnień nie będzie - a przecież będą. Uważamy, że reforma w tym momencie jest zbędna. Solidaryzujemy się z likwidowanymi gimnazjami.
Może nie były super, ale przez lata zdobyły bazę dydaktyczną, realizowały projekty unijne, ich kadry wypracowały metody pracy z młodzieżą - to wszystko teraz się burzy. Taka rewolucja jest krzywdą dla dzieci. Ale nikt tego z nami nie konsultuje. Nam potrzebne jest wsparcie w postaci pedagogów, psychologów, którzy pomagaliby w codziennej pracy. Mnożą się problemy związane z różnego rodzaju dysfunkcjami, również rodzinnymi, potrzebna jest fachowa pomoc w kwestiach uzależnień - papierosy, alkohol można wyczuć, ale dopalacze czy narkotyki? Jeśli szkoła podstawowa ma być 8-letnia to i z tymi zagadnieniami będzie musiała się zmierzyć.
- Długo wahałam się, czy przystąpić do strajku, gdyż - moim zdaniem - nic to już nie zmieni - przyznaje Małgorzata Sapińska-Bartkowiak, polonistka w Gimnazjum nr 44 przy ul. Deotymy (gdzie strajkuje dziś 90 procent załogi), nienależąca dożadnego ze związków zawodowych. - Decyzje zostały podjęte, bez brania pod uwagę głosu nauczycieli. Strajk jest dla mnie ostatnim sposobem na manifestację swoich poglądów. Nie zgadzam się z zaproponowaną reformą edukacji. W powrocie do niegdyś istniejącego systemu widzę bardzo wiele wad: np. zbyt późna diagnoza zewnętrzna umiejętności uczniów (bo egzamin ma być dopiero po klasie ósmej); mam zastrzeżenia do nowej podstawy programowej, do zaproponowanej przez MEN listy lektur obowiązkowych. Uważam, że łączenie małych dzieci z młodzieżą w jednym budynku nie jest zasadne. Pomysł utworzenia gimnazjów rodził wielkie kontrowersje. Wówczas także nikt nie słuchał głosu nauczycieli.
Teraz, po tylu latach funkcjonowania systemu, kiedy wprowadzono i wdrożono programy wychowawcze, nauczono się współpracy z policją, strażą miejską, psychologami i pedagogami, zaprzepaszcza się tę pracę. Najważniejsze jest według mnie pokazanie, że duża grupa ludzi nie zgadza się na zmiany wprowadzone przez rząd. Nasze gimnazjum może poszczycić się bardzo dobrymi wynikami. Wśród absolwentów jest wielu laureatów i finalistów konkursów przedmiotowych, zwycięzców przeglądów teatralnych, świetnych sportowców. Likwidacja naszej szkoły to likwidacja kuźni talentów, niszczenie szans, które mogłyby wykorzystać kolejne pokolenia.
Nie wszyscy dziś nie uczą
Referenda strajkowe przeprowadzono w ponad 90 procentach placówek oświatowych. Nie wszędzie większość była za przystąpieniem do niego. W gronie tych, którzy dziś pracują normalnie, są m.in. gimnazja nr 41, 19, 20, 24, 26.
- Większość nauczycieli postanowiła nie strajkować - mówi Ireneusz Maj, dyrektor Gimnazjum nr 19 przy ul. Wapiennej. - Szkoda nam lekcji, które by przepadły. A tuż po świętach są egzaminy gimnazjalne, więc każda godzina jest cenna. Bierzemy pod uwagę dobro uczniów.
Inni niestrajkujący nauczyciele w gimnazjach także podkreślają tę przyczynę jako główną, ale dodają argumenty takie, jak brak wiary w powodzenie akcji, nierealność postulatu o gwarancji zatrudnienia i niezmieniania warunków do 2022 roku. Od strajku odżegnuje się oświatowa Solidarność.
- Nie przyłączamy się doprotestu organizowanego przez ZNP, gdyż uważamy, że ma on charakter stricte polityczny - podkreśla Roman Laskowski z NSZZ Solidarność Ziemi Łódzkiej.
Stanowisko Związku Nauczycielstwa Polskiego
- Postulaty dotyczą gwarancji zatrudnienia, gwarancji niedokonywania zmian w stosunkach pracy, jak również podwyżek płac dla pracowników oświaty, ale pośrednio przyczyną strajku jest wprowadzana reforma oświaty - mówi Marek Ćwiek, prezes łódzkiego oddziału ZNP. - To jest strajk przeciwko zmianom, naszym zdaniem niekorzystnym, nieuzasadnionym, złym, które prowadzą do destrukcji w miarę sprawnie działającego systemu oświaty. Dziwią mnie deklaracje pani minister, która mówi o 5 tysiącach dodatkowych miejsc pracy, co jest w ogóle nierealne.
Mamy przykład Łodzi, gdzie przez najbliższe trzy lata ponad tysiąc zatrudnionych osób w gimnazjach straci pracę, w pierwszym roku ubędzie już 460 etatów. Oczywiście część nauczycieli znajdzie pracę w szkołach podstawowych, część trafi do ponadgimnazjalnych. Najgorsza sytuacja będzie naszym zdaniem za trzy lata, kiedy zniknie III klasa gimnazjum. W kwestiach płacowych jako związek domagamy się 10-procentowej podwyżki i uważamy, że nie jest to stawka wygórowana.
Naszym zdaniem w tym roku te podwyżki powinny być zdecydowanie większe, tym bardziej że to nauczyciele będą wdrażać tę nieszczęsną reformę, to na ich barkach spocznie dostosowanie szkół do nowego systemu. Liczymy, że w miarę duża skala strajku spowoduje zmianę sztywnego stanowiska MEN. Trzeba podkreślić, że nie ma rozmów, jeśli ministerstwo przedstawia jakieś plany, swoje koncepcje zmian, to robi to na zasadzie - my to przedstawiamy, wy to macie przyjąć.
Niepokoi nas tempo tych zmian, zakres, sposób ich wprowadzania i brak dialogu - to jest również powód tego naszego strajku.