Nauczycielka wygrała spór z dyrektorem
Barbara Kempa, zwolniona przez dyrektora, polonistka żarskiego Prusa w dwóch latach walki w sądzie wróciła do pracy w liceum.
- Zgodnie z wyrokiem sądu dyrektor miał mnie przywrócić na poprzednie stanowisko, a okazało się, że jestem nauczycielem na zastępstwo, mając stopień nauczyciela dyplomowanego, dwie podyplomówki i najdłuższy staż pracy. Niestety gdy mnie zwalniano, nie wzięto tego pod uwagę. Dziś jestem w pracy cztery godziny dziennie i czekam aż dyrekcja wyznaczy mi zastępstwo, nie mam swoich godzin języka polskiego. Zwróciłam się o ustalenie mi planu, harmonogramu pracy, ale odpowiedzi nie otrzymałam.
B. Kempa pracuje w Liceum Ogólnokształcącym im. B. Prusa od 1988 roku, pracodawca wcześniej nie zgłaszał uwag do jej pracy. Ma czworo dzieci, w tym troje na utrzymaniu i chorego męża. - Rozwiązując ze mną umowę o pracę w maju 2013 roku, dyrektor motywował to zmniejszeniem liczby oddziałów w szkole, co skutkowało brakiem godzin dla nauczycieli.
W tym roku nasze gimnazja opuści 140 uczniów mniej niż w zeszłym roku
W tym czasie Jarosław Kropski zatrudniał pięciu polonistów, wszystkie panie z wyjątkiem jednej miały stopień nauczyciela dyplomowanego. Mimo to pracę straciła Barbara Kempa, a nie jej koleżanka, która miała niższe kwalifikacje i najkrótszy staż.
Zwolniona nauczycielka poszła więc do sądu pracy. - Miałam na utrzymaniu małoletnie dzieci, musiałam walczyć o byt, praca to dla mnie być albo nie być - tłumaczy pani Barbara.
W marcu 2014 Sąd Pracy w Żarach nakazał dyrektorowi przywrócić kobietę do pracy. Tym razem od wyroku odwołał się dyrektor. Rok później po apelacjach obu stron sporu sprawa zwolnienia B. Kempy wraca do ponownego rozpatrzenia na wokandę żarskiego sądu. B. Kempa wniosła o przywrócenie do pracy, zaś dyrektor o oddalenie powództwa. Efekt był taki, że sąd wytknął dyrektorowi Jarosławowi Kropskiemu wiele błędów i nieprawidłowości, dotyczących wyboru nauczycielki do zwolnienia.
W styczniu tego roku zapadł wyrok, który uprawomocnił się dwa tygodnie temu. Zgodnie z nim J. Kropski miał przywrócić do pracy zwolnioną nauczycielkę na poprzednich warunkach. - Sąd wziął pod uwagę nie tylko moje kwalifikacje, ocenę pracy, ale i moją sytuację rodzinną - dodaje B. Kempa. - Jako jedyna spośród pięciu nauczycielek miałam i mam na utrzymaniu jeszcze uczące się dzieci.
J. Kropski nie do końca wykonał postanowienie sądu. Choć nauczycielkę znów zatrudnił, to nie na poprzednich warunkach. - Cóż, nie mam dla pani Kempy godzin języka polskiego - tłumaczy. - Na razie przychodzi do szkoły codziennie na 3,5 godziny. Muszę je j płacić za nic. Na tym polega to całe nieszczęście, że przed planowaniem arkuszy organizacyjnych nie wiemy jaki będziemy mieć nabór. A będzie jeszcze gorzej, bo już teraz mamy w gimnazjach 140 uczniów mniej.
Autor: Lucyna Makowska