Nauczył innych szacunku do munduru
A 32 lata w służbie, 32 lata w gotowości do akcji, 32 lata w pracy, którą się kocha. - Dla mnie to był moment - mówi Paweł Krawczyk, policjant, o którym krążą już legendy. Dla młodych był mentorem, doradcą...
Asp. sztab. Paweł Krawczyk po 32 latach od złożenia ślubowania przeszedł na zasłużoną emeryturę.
Policjant z krwi i kości, prawdziwy glina - takich stwierdzeń, po policyjnym komunikacie informującym o uroczystości pożegnalnej w komendzie, było mnóstwo. Choć na emeryturę przeszedł w lutym, to jeszcze jej nie odczuł. W rozmowie sam łapie się na tym, że jeszcze używa czasu teraźniejszego „jestem policjantem” i szybko się poprawia „byłem”.
Tak, jak przez ponad 30 lat w pracy zawodowej, tak też na emeryturze nie zaznał jeszcze monotonii i nudy.
- Prowadzę bardzo aktywny tryb życia. Momentami wręcz ekstremalny. Teraz jest czas na pasje - mówi z zadowoleniem.
Paweł Krawczyk przez 17 lat pracował na ulicy. W trakcie służby był nawet ranny. Wystrzelony pocisk rykoszetem trafił go w nogę. Ale niechętnie wraca do tej interwencji. Woli skupiać się na dobrych stronach - niełatwej przecież - pracy. Jak sam mówi, wisienką na torcie w karierze zawodowej było objęcie stanowiska dyżurnego policji. Dla laika? Centrum dowodzenia. Dla niego miejsce wysokiej odpowiedzialności. Odpowiadał nie tylko za siebie, ale też policjantów, których interwencje koordynował.
- Wiele osób myśli, że dyżurny tylko przyjmuje zgłoszenie. Jest zupełnie odwrotnie, bo od osoby, która odbiera telefon, zależy dalszy tryb postępowania - podkreśla. - To dyżurny podejmuje decyzję, dokąd i kogo wysłać, jakie czynności podjąć. To moje decyzje i moja odpowiedzialność.
A po 32 latach pracy funkcjonariusz doczekał się także legend o sobie. Podobno, gdy rozpoczynał nocną służbę, policjanci byli pewni, że nie będzie to spokojna noc. Bo „Krawcu” - jak mówią o nim koledzy z pracy - przyciągał nietypowe zdarzenia. Zwłaszcza, gdy była pełnia.
- Dementuje te plotki - mówi żartem nasz rozmówca. - Choć co do wpływu faz księżyca na zachowania ludzkie… jest to prawdą. Niegdyś koleżanka dyspozytorka pogotowia zwróciła na to uwagę. I faktycznie. Taki czas to noce dziwnych interwencji, nietypowych zdarzeń czy nieracjonalnych zachowań. Może dlatego, że powiedziałem o tej tendencji na głos, taka historia krąży wśród policjantów...
Stres w pracy był na porządku dziennym, natomiast obowiązki nie sprawiały mu trudności. Bo jak sam podkreśla, zawodowo robił to, co lubił. Uwielbia kontakt z ludźmi, także z młodzieżą, a młodzieżą nazywa młodych policjantów.
Mundurowi nie kryją, że był świetnym policjantem, którego doświadczenie było dla nich gwarantem bezpieczeństwa. Byli pewni, że każdą interwencją pokieruje doskonale, zapewniając im wsparcie merytoryczne i techniczne.
- Rozpocząłem pracę ok. 7 lat temu, wtedy Paweł pracował już jako dyżurny. Myślę, że każdy, zwłaszcza początkujący policjant, doceniał jego pracę i korzystał z doświadczenia - mówi st. sierż. Marcin Ruciński.
- Kiedy był na dyżurce, czuliśmy się pewnie. Szybko podejmował decyzję, nie bał się tego. Posiadał ogromną wiedzę i doświadczenie. Wiedzieliśmy, że zawsze możemy na niego liczyć, że pokieruje nami pewnie w trakcie interwencji skomplikowanej, kryzysowej czy podbramkowej - dodaje. Jak zaznacza funkcjonariusz, Krawiec cieszył się wielkim szacunkiem.
- To osoba, którą długo będzie się pamiętać i wielu funkcjonariuszy bardzo dużo mu zawdzięcza - podsumowuje.
- Paweł nauczył mnie policyjnej roboty i szacunku do munduru - wspomina asp. sztab. Wiesław Karatucha. - Był moim mentorem. Gdy wstąpiłem do policji, byliśmy stałym patrolem. Dzięki wspólnej służbie nauczyłem się rzetelności.
Jakim był policjantem? Stanowczym, uczciwym, konsekwentnym...
- Gdy Paweł awansował na dyżurnego, starałem się jego nauki przekazywać młodszym policjantom - dodaje.
- Cieszyłem się, że mogę pomóc. Dla mnie najistotniejsze było to, żeby po 8 czy 12 godzinach pracy policjanci wrócili spokojnie do domów - podkreśla pna Paweł. - Nie analizowali interwencji, nie martwili się zdarzeniem, nie zadawali sobie pytań, czy coś mogło pójść lepiej.
Paweł Krawczyk pracę rozpoczął w latach 80. Zaznacza jednak, że jeśli chodzi o rolę, jaką policjant - a wtedy milicjant - odgrywa, nie zmieniło się nic. Obowiązki są te same, niezależnie od ustroju politycznego.
Jeśli chodzi natomiast o technologie i przeskok cywilizacyjny, to niewątpliwie można to określić słowami: „To tak, jakbyśmy w 1985 roku polecieli na Marsa”.
- Pamiętam czasy, gdy w starej komendzie przy ul. Łużyckiej mieliśmy do dyspozycji jedną maszynę do pisania. - wspomina. - Na całą jednostkę dysponowaliśmy trzema samochodami. O telefonach komórkowych można było pomarzyć.
Praca, zarówno na ulicy, jak i na dyżurce, każdego dnia była zagadką.
- Nagle w środku nocy znajdujesz się w nietypowej sytuacji. Na podjęcie decyzji masz sekundy i musisz zachować się tak, jakbyś był ekspertem w danej dziedzinie - opowiada policjant. - Nie ma mowy o pomyłce. Bo to dyżurny wysyła policjantów w dane miejsce i to dyżurny martwi się, żeby wrócili stamtąd cali i zdrowi
Choć zasług ma niemało, to nie chce o nich mówić. Wspomina tylko, że przez 32 lata największą satysfakcję dawało mu słowo „dziękuję”.
Najtrudniejsze były chwile, gdy w środku nocy trzeba było zapukać do czyichś drzwi i powiadomić o śmierci bliskiej osoby.
- Przez trzy dni dochodziłem do siebie. Bo tej pracy nie da zostawić się przed drzwiami - zauważa. - To emocje nasze, to emocje ludzi, wobec których interweniujemy. Moim antidotum była pasja i permanentny brak czasu.
Choć na emeryturę mógł iść po 15 latach, zawsze zakładał tę decyzję. Obiecał sobie,, że nie zrobi tego wcześniej niż w wieku 50 lat. Nagle stwierdził, że „na niego już czas”. Emerytura nie oznacza jednak nudy. Jego pasją jest łowiectwo, spędzanie czasu na łonie natury. Nie ukrywa też, że uwielbia podróżować. Zaplanował już także typowo męską wyprawę w odległy zakątek świata. Jaki? Tego nie zdradza. Niewiele osób wie, że jest kolekcjonerem starych fotograficznych aparatów analogowych. Bo ten rodzaj zdjęć to jego konik.
- Dobry aparat to klisza, film, „ręczne” wywoływanie zdjęć. Każdy z aparatów jest w pełni sprawny. Mają dla mnie dużą wartość - zaznacza.
Co doświadczony policjant może powiedzieć młodszym? Że musza być sobą. Przyjąć żelazne zasady i wiedzieć, co jest białe, a co jest czarne.
- W tej pracy nie ma koloru szarego. Albo coś jest dobre albo złe. Umiejętność odnalezienia się w wielu przeróżnych interwencjach, w trakcie zaledwie kilku chwil - to jest właśnie to doświadczenie. A jeśli ktoś myśli, że coś jest szare… to znaczy, że pomylił miejsce…
Przez 32 lata służby nigdy nie planował. Wiedział, że każdy dzień może przynieść wiele niespodzianek. Wolne w święta? Udało się dwa, może trzy razy. Bo służbę pełniło się przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. A i teraz planować nie będzie, bo jak mówi, teraz czas na spontaniczność.