Zimą na łąkach w okolicy Konotopu powstają zdjęcia, które utrwalają magiczne chwile. To Anna Wołoszyn wychodzi świtem z aparatem
Nie chodziła do żadnych artystycznych szkół, nie kończyła kursów fotograficznych. To, co umie, nauczyła się sama. A efekty? Niesamowite. - Trzeba było włożyć dużo pracy. Ale bardzo mnie to wciągnęło, więc nie było dla mnie trudem - przyznaje Anna Wołoszyn. Mieszka na wsi w gminie Kolsko. Jest ogrodnikiem.
Najpierw robiła zdjęcia swojemu dziecku. Wiadomo, jako rodzic utrwalała każdą chwilę życia małego człowieka. Później chciała jednak od aparatu czegoś więcej. Fotografowała krajobrazy, a potem szybko przeszła do detali, które gołym okiem trudno dostrzec. To był 2013 rok. - Mam taką pracę, że nie mam możliwości podróżowania po świecie, więc doceniam to, co jest wokół mnie. Szukałam czegoś, co by mi dawało radość życia, poza domem i pracą, coś własnego, co robiłabym tylko dla siebie, a co jednocześnie nie przeszkadzałoby mi w pracy zawodowej. I tak się zaczęło - opowiada o początkach makrofotografii pani Anna.
Przed profilem na FB Anna Wołoszyn prowadziła bloga na jednym z portali fotograficznych. Obserwowała publikowane tam zdjęcia i uczyła się sama robić podobne. - Najpierw fotografowałam na automacie, potem zaczęłam uczyć się ustawiania funkcji. Ile wtedy poszło ujęć do kosza… Były za ciemne, albo za jasne. Uczyłam się jak ustawić przesłonę, jak migawkę, aby zdjęcie było takie jak chcę. Ograniczałam światło, albo stosowałam punktowe tak, by zdjęcie, które robiłam, było świadomą decyzją. Aparat inaczej widzi niż ludzkie oko, najpierw dziwiłam się, że inaczej coś widziałam, a jeszcze inaczej wyszło na zdjęciu - opowiada o tajnikach fotografii pani Anna. - Dzisiaj widzę w dawnych zdjęciach błędy. Dużo rzeczy jeszcze muszę się nauczyć. Jeszcze czasem mam problemy z ustawieniem ostrości. Trzeba też zawsze zwrócić uwagę na rogi zdjęcia, aby to, co tam jest, później nie rozpraszało ujęcia.
Praca w ogrodnictwie pozwala na obserwację przyrody i dostrzeganie tego, czego inni mogą nawet nie zauważyć. Stąd na zdjęciach znajdują się małe pajączki, krople wody na liściach. Najpiękniejsze ujęcia powstają w okolicy Konotopu. Pani Anna robi zdjęcia makro na leżąco, bo trzeba być blisko obiektu, ok. 30 cm. Lubi wstawać rano i robić zdjęcia. Wtedy słońce oświetla wszystko łagodnie, podobnie jest wieczorem.
- Jak przychodzę z łąki, zostawiam aparat na kilka dni. Muszę zapomnieć, jakie widziałam ujęcia. Bo inaczej widzi się przez obiektyw, inaczej zrobione zdjęcie na aparacie, a jeszcze inaczej potem na komputerze. Zdarzało się, że najpierw publikowałam zdjęcia w internecie, a potem widziałam w aparacie lepsze ujęcia.
Anna Wołoszyn poznała wielu świetnych fotografów. Zapisała się na Facebooku do grup fotografów polskich, niemieckich i angielskich. Dzisiaj ma wielu niemieckich odbiorców, którzy obserwują zdjęcia, które publikuje, dlatego przy każdym wpisie jest też tłumaczenie na niemiecki. - Nie są to zdania na wysokim poziomie gramatycznym i stylistycznym, raczej motywacja, aby dalej uczyć się języka - przyznaje z uśmiechem.
W 2016 roku A. Wołoszyn pokazała race w bibliotece we Wschowie. W listopadzie ub. roku jej zdjęcia były częścią wystawy z okazji 10-lecia PROW w Gminnym Domu Kultury w Kolsku. Galeria zdjęć na stronie internetowej GL.