Nauka jest kobietą. Wielozadaniową kobietą sukcesu

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski
Dorota Witt

Nauka jest kobietą. Wielozadaniową kobietą sukcesu

Dorota Witt

Olga Tokarczuk znalazła się w gronie 53 kobiet, które doceniono w historii nagrody Nobla. Skromne to grono, gdy spojrzymy na nie na tle nagrodzonych mężczyzn - tych było już 866. Sukcesy badaczek z regionu, pokazują za to wyraźnie, że nauka jest kobietą.

Skoro o literaturze mowa, zacznijmy od bajek.
- Dr hab. Violetta Wróblewska, prof. UMK z Wydziału Humanistycznego UMK w Toruniu znalazła się wśród laureatów Nagrody „Literatury na Świecie”, jednej z najważniejszych polskich nagród literackich - tak uczelnia chwaliła się osiągnięciem kulturoznawczyni we wrześniu mijającego roku. Badaczkę doceniono za redakcję naukową „Słownika polskiej bajki ludowej” (powstałego w ramach grantu NPRH, realizowanego w latach 2015-2018), opublikowanego przez Wydawnictwo Naukowe UMK. W trzech tomach zmieściło się dokładnie 266 haseł (- Trzeba było dokonać ostrego cięcia – mówi prof. Wróblewska – ponieważ w koncepcji, którą układałam od kilku już lat, haseł było ponad 800).

27.03.2018 torun bez makijarzu pani agata karska do rozmowy d witt fot. grzegorz olkowski / polska press
www.pixabay.com Kształci się dziś więcej Polek niż Polaków, na etapie pracy nad doktoratem proporcje są wyrównane, w 2016 roku Polki stanowiły prawie 54 proc. doktorek. Ale 75 proc. profesorów to mężczyźni.

Najtrudniejsze okazało się stworzenie zespołu kilkunastu specjalistów (z całej Polski) i koordynowanie ich prac. - Żartuję, że jestem jedyną kobietą, która od deski do deski przeczytała cały słownik wiele razy, ponad 1500 stron – mówi prof. Wróblewska.
Śmieją się też ci, którzy pytają o jego internetową wersję i słyszą nazwę strony: bajka.umk.pl. Niektórym wydaje się, że to się nie łączy: nauka o bajkach. Ale zespół prof. Wróblewskiej zajął się w większości tymi opowieściami, które wcale nie mają radosnego zakończenia i nie są adresowane do dzieci. - Bajki ludowe często przedstawiają surowe prawa życia, jego bezwzględność, obnażając bezradność człowieka. Tu nie wygrywa dobro, jak nauczył nas Disney, zamiast tego w wyniku działania zła śmierć ponosi np. trzech słabych bohaterów, dwaj inni, szlachetni, doznają krzywdy, a tylko jeden wygrywa. Niesprawiedliwe? Takie jest życie. Dawniej, na przełomie XIX i XX wieku, bajki to były opowieści, którymi wymieniali się dorośli, dlatego mówią o takich zjawiskach jak matkobójstwo, dzieciobójstwo, nie brakuje tu obscenicznych historii opowiadających o seksualności i takich o przemocy wobec dzieci. Potrzeba bajki to tak naprawdę potrzeba poznania swoich tradycji, swoich korzeni. Do tego niezbędne jest zgłębienie bajki ludowej, bo przecież niemal wszyscy wywodzimy się z chłopstwa – przekonuje prof. Wróblewska.
A po co o tym mówić dziś? Słownik pokazuje, jak polska bajka ludowa sytuuje się na tle bajek innych narodów, a także gdzie i kto współcześnie wykorzystuje motywy z dawnych opowieści, do jakich wątków czy motywów nawiązują twórcy literatury, teatru i filmu. Właśnie to m.in. doceniła kapitała, która przyznaje jedną z najważniejszych w Polsce nagród literackich (a która zwyczajowo docenia głównie tłumaczenia i prace naukowe na temat przekładów).

Dawniej, na przełomie XIX i XX wieku, bajki to były opowieści, którymi wymieniali się dorośli, dlatego mówią o takich zjawiskach jak matkobójstwo, dzieciobójstwo, nie brakuje tu obscenicznych historii opowiadających o seksualności i takich o przemocy wobec dzieci.

Wydaje się, że tę część nauki, która zajmuje się bajką (folklorystyka, z nieformalną jej „subdyscypliną”, jaką jest bajkoznawstwo), mężczyźni odstępują kobietom (wśród autorów haseł słownika jest 3 badaczy i 10 badaczek). Dawniej wśród gawędziarzy przeważali mężczyźni, którzy chętniej opowiadali historie bez ogródek opisujące brutalność życia, ale nie stronili też od narracji komicznych; kobiety chętniej wybierały opowieści o czarach i miłości.

Bajki nie dla dzieci

- Nagroda za słownik to nie tylko mój sukces, ale całego zespołu. Nie byłby możliwy, gdyby nie wsparcie z macierzystej jednostki. W pracy mogę się w pełni realizować i zajmować tym, co uznaję za ważne. Nie odczuwam dyskryminacji w codziennej pracy, dowodem tego jest choćby kształt mojej ścieżki zawodowej – nigdy nie usłyszałam, że nie mogę objąć jakiejś funkcji dlatego, że jestem kobietą – a kierowałam zakładem, katedrą, a obecnie jestem dyrektor instytutu. Liczbowo na uczelni też nie wygląda to źle. Ale problem jest innego typu – kobiety, które chcą być matkami i koncentrować się na wychowaniu dzieci, siłą rzeczy przez pewien czas są wyłączone z zabiegania o kolejne awanse, stanowiska, z walki o terminowe projekty badawcze. – Ja wróciłam do pracy trzy miesiące po urodzeniu córki, gdyż tyle trwał wtedy urlop macierzyński, ale jednak zależało mi na tym, by poświęcać jej jak najwięcej czasu. Gdy córka była mała, aż do momentu, kiedy poszła do przedszkola, właściwie nie angażowałam się w nowe, czasochłonne zajęcia naukowe – opowiada prof. Wróblewska. - Taki był mój wybór. Taką czułam potrzebę. I stało się tak, mimo że mam wspierającego męża, również naukowca, który chętnie dzielił ze mną obowiązki domowe. Dziś nasza córka jest dorosła. Nie odważyłabym się pewnie podjąć redakcji słownika, i to w takim trybie, w jakim pracowaliśmy, gdybym miała małe dziecko. By osiągnąć sukces w nauce, zrealizować duży projekt grantowy, trzeba poświęcić temu niemal swój cały czas. Mężczyzna, do tego samotny, to zatem często idealny kandydat do takiej pracy.
A skąd miłość do bajek? - Moja babcia – Polka, pochodziła z terenów dzisiejszej Białorusi - opowiada prof. Wróblewska. - W dzieciństwie opowiadała mi tradycyjne bajki. Uczyły obyczajowości, opowiadały o przesądach. Rozbudziła moją fascynację folklorem, ludowością. Pamiętam, że gdy miałam 3, może 4 lata, ozdobiłam swą twarz kosmetykami mojej mamy. Gdy zobaczyła mnie babcia, powiedziała, że gdy zrobię tak jeszcze raz, porwie mnie Baba Jaga (dziś wiem, że był to popularny sposób na straszenie dzieci na dawnych Kresach Wschodnich). Przeraziłam się tak, że nie malowałam się aż do czasów liceum. Ale przy okazji zaczęłam interesować się postacią Baby Jagi (która wcale nie jest tak negatywna jak się wydaje) i bajkami. Na studiach szukałam przestrzeni, w której mogłabym rozwijać zainteresowania. Trafiłam na prof. Jana Mirosława Kasjana, folklorystę z toruńskiej polonistyki, który pomógł mi je ukierunkować. To dzięki niemu poznawałam tajniki folklorystyki, pod jego kierunkiem pisałam pracę magisterską o bajce ludowej i pracę doktorską o baśni literackiej. To on zaproponował mi pracę na uczelni na stanowisku asystenta. Dalsze kroki w nauce podejmowałam już samodzielnie, pamiętając jednak, kto był moim nauczycielem.
W „Słowniku polskiej bajki ludowej” prof. Wróblewska opracowała, m.in. hasło „Baba Jaga”, ale też hasło „Czarownica”. I to właśnie czarownicami postanowiła zająć się naukowo w dalszej perspektywie. Obecnie kończy monografię na temat tabu w polskiej bajce ludowej.

Jakie jest miejsce kobiet w nauce?

- W różnych dziedzinach nauki sytuacja przedstawia się odmiennie, np. w biologii kobiety z doktoratem przeważają - zastrzega prof. Aleksandra Derra, filozofka z UMK. - Trzeba jednak spojrzeć głębiej. Kształci się dziś więcej Polek niż Polaków, na etapie pracy nad doktoratem proporcje są wyrównane, w 2016 roku Polki stanowiły prawie 54 proc. doktorek. Ale 75 proc. profesorów to mężczyźni. Dlaczego polska nauka traci te wyedukowane, młode kobiety, w których wykształcenie państwo tyle wiele przecież zainwestowało? Unia Europejska ciągle proponuje programy granatowe, które mają wyrównywać szanse kobiet w nauce, co pokazuje, że problem nadal istnieje. Badanie na 5 tysiącach respondentów z 2015 pokazało, że 67 proc. Europejczyków uważa, że kobiety nie posiadają wystarczających zdolności, by uprawiać naukę; a tylko 10 proc. zgadza się, że mogą być równie dobrymi naukowcami, co mężczyźni!
Prof. Derra jest filozofką nauki, w 2014 roku ukazała się jej książka „Kobiety w nauce”. Gdy zaczynała prace naukową, usłyszała od szanowanego profesora: „kobieta-filozof jest jak świnka morska – nie wiadomo co to właściwie jest”.
- Choć dziś trudno znaleźć na uczelni przykłady dyskryminacji bezpośredniej, nie znaczy, że jej nie ma. Kobiety wciąż oceniane są przede wszystkim na podstawie wyglądu: kiedy na zebraniu zespołu badawczego, jego kierownik stwierdza, że: „teraz głos zabierze piękna pani profesor”, to wcale nie są niewinne słowa. Nie są, bo świadczą o postrzeganiu kobiet przez pryzmat ciała, uprzedmiatawiają ją, naruszają intymność, a przede wszystkim odwracają uwagę od tego, co ma ona do powiedzenia. Kiedy prowadzę takie zebrania, do głowy mi nie przychodzi, by powiedzieć: „a teraz wysłuchamy odczytu pana doktora, który ma modną fryzurę i zgrabny brzuch”.
Kobiety mają z reguły więcej niż mężczyźni obowiązków pozazawodowych.
- Z amerykańskich badań wynika, że badaczki chciałyby mieć więcej dzieci niż mają, ale nie decydują się na kolejne, bo wiedzą, że wtedy nie znajdą już zupełnie czasu na pracę – mówi prof. Derra. - Kobiety są wielozadaniowe, owszem, ale to nie znaczy, że takie się urodziły. Musiałyśmy tę umiejętność wypracować. I jeśli dziś mówimy, że to nic, bo przecież udaje nam się łączyć pracę z domem, dziećmi, oceniamy to z perspektywy kobiety, która pracując, myśli o tym, że trzeba dzieci odebrać ze szkoły i zawieść na zajęcia, zostawić karteczkę dla teściowej, zrealizować recepty, zrobić zakupy, obiad… Skupia się na wielu zadaniach równocześnie, co musi odbywać się kosztem pracy. Nie mamy porównania z dniem pracującego mężczyzny, który dużo częściej ma komfort skupienia się wyłącznie na pracy.

Choć dziś trudno znaleźć na uczelni przykłady dyskryminacji bezpośredniej, nie znaczy, że jej nie ma. Kobiety wciąż oceniane są przede wszystkim na podstawie wyglądu: kiedy na zebraniu zespołu badawczego, jego kierownik stwierdza, że: „teraz głos zabierze piękna pani profesor”, to wcale nie są niewinne słowa.

- Czy to nie tak, że same na siebie te obowiązki bierzemy?
- Tylko pozornie mamy wybór, kobieta odczuwa silną presję społeczną, by jak najlepiej realizować obowiązki i to na każdym polu, bo każda rola, jaką pełni, jest dla niej podobnie ważna. Kobiety już dawno odkryły, że sens życia nie wyczerpuje się w codziennym praniu i zmywaniu naczyń (nawet jeśli ktoś uwielbia to robić). Ale nie dajemy sobie przyzwolenia na rezygnację z wypełniania obowiązków matek, żon, choć w tym samym czasie chcemy być świetnymi pracownicami. Równocześnie mamy tendencję do umniejszania swoich zasług i podkreślania wagi dokonań mężczyzn – mówi prof. Derra.
- Po co kobiety w nauce?
- Różnorodność w zespołach naukowych jest warunkiem kreatywności i innowacyjności – mówi prof. Derra.

Nauki ścisłe dla wszystkich

W tym roku granty na kreatywne uczenie matematyki przyznawane przez mFundację otrzymało 112 projektów z całej Polski. Wśród nich znalazł się projekt Instytutu Matematyki UKW pt. „Etiudy matematyczne dla ósmoklasistów”. To już drugi projekt Instytutu nagrodzony grantem – chwaliła się bydgoska uczelnia. Projekt właśnie dobiega końca. Jego pomysłodawczynią jest dr Karolina Mroczyńska. Znają ją dobrze rodzice dzieci, którym wolniej idzie nauka matematyki. Dr Mroczyńska właśnie ich postanowiła zarazić pasją do tej dyscypliny. - Uczenie zdolnych to żadne wyzwanie, przekonanie tych, których do matematyki zraziły dotychczasowe niepowodzenia, że uczyć się warto, to prawdziwe wyzwanie – mówi naukowczyni.

Etiudy, bo warsztat doskonalący umiejętności matematyczne jest krótki (a może też trochę dlatego, że dr Mroczyńska, zanim postanowiła zostać matematyczką, uczyła się w szkole muzycznej, a dziś – poza pracą na uniwersytecie - uczy małych muzyków). - Matematyka to język uniwersalny, w dodatku piękny i uporządkowany jak muzyka. Każdy go zrozumie, o ile nauczyciel dobierze odpowiednie narzędzia dydaktyczne i przede wszystkim odkryje potencjał w każdym uczniu, nawet tym, który wolniej się uczy – zapewnia.

Uczenie zdolnych to żadne wyzwanie, przekonanie tych, których do matematyki zraziły dotychczasowe niepowodzenia, że uczyć się warto, to prawdziwe wyzwanie.

- Czy mit, który mówi, że matematyka i w ogóle nauki ścisłe to męska domena, upadł już całkowicie?
- Raczej nie ma już takiego myślenia. Nauczyciele wiedzą dobrze, że dziewczynki i chłopców uczy się matematyki dokładnie tak samo, choć warto pamiętać, że uczennice chętniej przysiądą nad szeregiem podobnych do siebie zadań (ćwiczenie czyni mistrzynię), a chłopcy chętniej wciągną się w rozwiązanie jednego zadania, za to wyróżniającego się na tle innych – do pracy motywują ich bowiem wyzwania. Mam wrażenie, że mężczyźni-matematycy myślą globalnie i dotykają tej dziedziny głębiej. Natomiast kobiety szukają dla siebie większej przestrzenni do rozwoju, np. chcą uczyć dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, co wcale nie jest proste. Wymaga cierpliwości, empatii, wytrwałości, wielozadaniowości i odporności na stres – mówi dr Mroczyńska.

- Czy kobietom jest trudniej odnieść sukces w tej dziedzinie?
- Mężczyznom jest chyba trochę łatwiej, ale to nie jest kwestia talentu czy pracowitości. Kiedy pracowałam nad doktoratem, mój promotor powiedział: jeśli chcesz do czegoś w nauce dojść, musisz poświęć jej co najmniej trzy godziny dziennie. Ale przez ten czas musisz dać z siebie wszystko, zaangażować się bez reszty. Proszę mi wskazać kobietę: matkę, żonę, córkę, siostrę, która może pozwolić sobie na luksus skupienia się na jednej rzeczy w ciągu dnia. Jesteśmy wielozadaniowe, będąc w pracy, planujemy logistykę popołudniowych zajęć, bo zarządzamy rodziną. Kiedy w moim życiu pojawiło się dziecko, taki czas, który poświęcam tylko nauce, znajduję dopiero późnym wieczorem - mówi dr Mroczyńska.

Matematyka jest dla wszystkich (choć – co zbadali amerykańscy naukowcy – dużo uczniów czuje przed nią lęk) i to od dziecka (inni amerykańcy naukowcy obserwowali reakcje małych dzieci: pokazywali im dwie zabawki, gdy w pewnym momencie zamiast dwóch, pokazali trzy, dzieci były zdziwione, co jest dowodem na to, że myślenie logiczne, pojęcie liczby, jest nam dane od kołyski).

- Czego brakuje w szkołach? Dlaczego uczniowie matematyki się tak boją?
- Za mało poświęcamy jej czasu i zapominamy o jej praktycznych zastosowaniach, o tym, że matematyka to wszystko, co nas otacza: rządzi architekturą, bankowością, muzyką a nawet jest obecna w kuchni... A przecież nic prostszego: gdy wytłumaczymy uczniom, na co im się przyda obliczanie funkcji w dorosłym życiu, chętniej się ich będą uczyć.

- A na co im się przyda?

- A do obliczenia odsetek od lokaty, na przykład.

Dr Agata Karska z Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK znalazła się wśród 18 naukowców, których Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) wyłoniła do utworzenia regionalnych centrów wiedzy o kosmicznym teleskopie Jamesa Webba, następcy słynnego teleskopu Hubble’a. Badaczka z UMK jest jedyną Polką w tym gronie - to znów UMK. Z astrofizyczką rozmawialiśmy przed tym sukces, kiedy opowiadała nam m.in. o tym, jak zbierała doświadczenia na zagranicznych uczelniach. - W astrochemii jest nas mniej więcej pół na pół, kobiety-ekspertki w tej dziedzinie zajmują też ważne, prestiżowe stanowiska. Ale to w zasadzie koniec dobrych informacji. Problem niedoboru kobiet w nauce cały czas jest aktualny, choć wśród studentów dominują... studentki. Nauka staje się męskim poletkiem na etapie robienia doktoratu i później, kiedy kobiety są w tym wieku, że zaczynają myśleć także o macierzyństwie. Łączenie roli mamy z intensywną pracą naukową, zwłaszcza taką, w której trzeba ściśle trzymać się terminów, to codzienna walka – mówiła wtedy. Dziś jest pochłonięta pochłonięta wdrażaniem uczelni badawczej.

Grzyby ratują przed zalewem plastiku

- Zwyciężczynią X edycji konkursu Innowacja jest kobietą została dr hab. Grażyna Barbara Dąbrowska z Katedry Genetyki, Wydziału Nauk Biologicznych i Weterynaryjnych UMK. Laureatka zgłosiła do konkursu współautorski projekt (autorki zgłoszenia patentowego: G.B. Dąbrowska, Z. Znajewska, E. Olewnik-Kruszkowska, G. Szczepańska) zatytułowany „Sposób otrzymywania preparatu biologicznego pochodzenia grzybicznego przyspieszającego degradację tworzyw polimerowych oraz preparat biologiczny”. Projekt przedstawiony do konkursu opisuje preparat z grzybów i innych mikroorganizmów występujących na terenie Polski, który przyspiesza rozkład plastików (nawet tych biologicznie niedegradowalnych) o około 20 proc. - chwali się znów UMK.

- W laboratoriach pracuje coraz więcej kobiet, to zauważalna tendencja, a ich badania są coraz bardziej znaczące. Praca tutaj wymaga umiejętności wykonywania wielu czynności w ograniczonym, krótkim czasie, a do takiej lepiej chyba przystosowują się kobiety. Trochę przypomina to pracę w kuchni, ale przecież i w kuchni nie tylko kobiety dobrze sobie radzą – mówi prof. Dąbrowska. - To, że w prowadzonym przeze mnie zespole znalazły się same kobiety to przypadek, ale patrząc na swoje zainteresowania naukowe mogę powiedzieć, że bycie kobietą, matką, ma znaczenie w wyborze projektów, w które się angażuję. Mam dzieci i jestem świadoma tego, jak bardzo eksploatujemy naszą planetę, wyniszczamy ją, co ma bezpośrednie przełożenie na kondycję populacji i zwiększa ryzyko występowania chorób cywilizacyjnych.
Ta wiedza w zestawieniu z prostym, codziennym doświadczeniem, jakim jest wynoszenie worka śmieci, które jej 5-osobowa rodzina produkuje w ciągu jednego dnia, każe profesor Dąbrowskiej działać.

27.03.2018 torun bez makijarzu pani agata karska do rozmowy d witt fot. grzegorz olkowski / polska press
Andrzej Romański Zespół prof. Dąbrowskiej przygotował preparat z grzybów i innych mikroorganizmów występujących na terenie Polski, który przyspiesza rozkład plastików (nawet tych biologicznie niedegradowalnych) o około 20 proc.

- Kiedy w laboratorium uda się odkryć nowy gen, jest radość. Tylko co z tego wynika? Zanim uda się przeprowadzić nad nim badania i przełożyć je na konkretne rozwiązania, minie mnóstwo czasu. Wybieram zatem takie badania, których wyniki mają szansę na bezpośrednie, praktyczne zastosowanie - mówi prof. Dąbrowska.
Dokładnie takie (a do tego tanie) są znalezione przez zespół prof. Dąbrowskiej grzyby, które dzięki temu, że produkują określone enzymy, przyspieszają degradację tworzyw sztucznych (także tych uznawanych za niedegradowane).
- Chciałyśmy znaleźć sposób, który byłby naturalny, biologiczny. Mikroorganizmy zdolne do rozkładania tworzyw sztucznych, głównie PET, ale nie tylko, znalazłyśmy w zanieczyszczonych glebach. Wcześniej tych grzybów nikt nie łączył z degradacją tworzyw sztucznych. Mogą one żyć w różnych środowiskach: radzą sobie zarówno tam, gdzie jest duże zasolenie, jak i tam, gdzie występuje duże stężenie metali ciężkich. To rozwiązanie będzie miało zastosowanie np. na miejskich wysypiskach czy w miejscach po nielegalnych składowiskach odpadów - opowiada prof. Dąbrowska.
Zespół pracuje dalej: są pomysły, by udoskonalić genetycznie mikroorganizmy, tak, aby jeszcze szybciej rozkładały plastik oraz by stworzyć bakterie o podobnych do „grzybowych” właściwościach.
- Ostatnim krokiem będzie wdrożenie tych rozwiązań. Mam nadzieję, że teraz, kiedy Uniwersytet Mikołaja Kopernika uzyskał status uczelni badawczej, będzie to prostsze niż wcześniej. Obecnie współpracujemy z Akademickim Inkubatorem Przedsiębiorczości UMK, wierzę, że wspólne działania pozwolą na znalezienie partnera biznesowego - mówi prof. Dąbrowska.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.