Nawet w deszczu biegamy z szerokim uśmiechem
Piotr Wilczewski dokładnie dwa lata temu po raz pierwszy skrzyknął gorzowian do tego, by wspólnie pobiegać. Co się przez ten czas zmieniło?
Dziś o 19.00 w Parku Kopernika odbędzie się setne, gorzowskie czwartkowe bieganie. Świętujecie jakoś szczególnie ten dzień?
Tak, to już dokładnie dwa lata od kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, by wspólnie pobiegać. Dlatego też z tej okazji, przebiegniemy dokładnie tę trasę, którą pokonaliśmy za pierwszym razem. A żeby poświętować, umówiliśmy się jeszcze na sobotnią integrację (śmiech).
Jak wyglądały wasze początki? Skąd w ogóle wziął się pomysł na to, by taką grupę stworzyć?
Pasja do biegania obudziła się we mnie już jakiś czas temu. Ale trudno jest zmotywować się samemu do tego, by wyjść z domu i biegać. Często znajdzie się jakąś wymówkę, by tego nie robić - wiem to dobrze po sobie (śmiech). Stwierdziłem więc, że w grupie będzie z pewnością o wiele raźniej, a motywacja nas nie opuści. Tym bardziej, że Szczecin już miał taką rozbieganą ekipę. I tak dałem informację na Facebooka. Na pierwsze spotkanie przyszło 7 osób. Później z tygodnia na tydzień było nas coraz więcej.
Ile osób teraz liczy ekipa?
Cała ekipa to z pewnością ok. 100 osób. Nasz rekord to bieg w 65 osób. Oczywiście jest nas więcej, ale nie zdarza się, żebyśmy biegali w pełnym składzie. Ale poniżej 30 osób też już nie schodzimy.
Ale do ekipy czwartkowego biegania mogą dołączyć ci, którzy już biegają...
Niekoniecznie! Nasze trasy liczą obecnie ok. 10 km. Ale zasada jest prosta: możesz przebiec tyle, ile chcesz. Już w trakcie biegu rozdrabniamy się na trzy grupy biegnące innym tempem. Na pewno nikt nie będzie sam. Jeśli ma siły na to, by pokonać 2 km, czy też 5 km, to żaden problem. Ważne jest, by aktywnie spędzić czas. Poza tym liczy się atmosfera i ludzie. Czasami śmieję się, że to spotkania towarzyskie podczas biegania. To też jest bardzo ważne! U nas rozpoczęły się naprawdę fajne znajomości.
Fajne znajomości to raz, ale dwa to chyba spore metamorfozy. Duże utraty wagi, zostanie maratończykiem...
To fakt, to też się zdarza (śmiech). Wiele osób poradziło sobie ze zbędnymi kilogramami, dla innych bieganie stało się tak wielką pasją, że teraz startują w maratonach.
Czyli ekipa czwartkowego biegania ma swoich wychowanków?
(Śmiech) No możemy tak powiedzieć!
Dziękują za to?
Tak, zdarza się, ale jest to bardzo miłe.
Ale wasza ekipa nie tylko spotyka się co czwartek, ale organizuje też świąteczne, charytatywne biegi.
To są supermomenty. Po pierwsze bierze w nich wiele osób. Startują nawet dzieci, w których być może zostanie ta żyłka biegacza. Ale co ważne, działamy wszyscy pro publico bono i pokazujemy, że czasami warto coś dać innym od siebie. To sprawie megaradość!