Netflix a sprawa polska
Cztery godziny wyjęte z życia, ale było warto. Nie tylko dlatego, żeby dowiedzieć się, co wywołało tak zdecydowaną reakcję polskiego premiera i MSZ, którą potem opisywały media na świecie. Serial „Iwan Groźny z Treblinki” - dosłowne tłumaczenie oryginalnego tytułu to „Diabeł z sąsiedztwa” - to wstrząsający dokument. Nawet dla tych, którzy historię Iwana Demianiuka znali już z grubsza wcześniej.
U nas wywołał jednak wyłącznie oburzenie, bo choć mało kto go oglądał, to fakt, że Mateusz Morawiecki wysłał emocjonalny list - i to w środku procesu tworzenia nowego rządu - do szefa platformy streamingowej, miał mówić sam za siebie. W mediach rezonowało to paskiem: „Czy serial Netfliksa obraża Polaków?”. To interesujące, zważywszy że o Polsce i Polakach w zasadzie nie ma w nim nic.
Kontrowersje wywołało wpisanie obozów zagłady we współczesną mapę Polski. Poza tym: zbrodnie są niemieckie, zbrodniarz z Ukrainy, a wstydliwe grzechy amerykańskie. Wprost stawiany jest bowiem zarzut, że USA po wojnie dawały u siebie schronienie nazistom. My jesteśmy tam tylko nieszczęsnym kartograficznym tłem, co uprawnia może do stawiania zarzutu o brak należytej staranności w opracowaniu ilustracji - pojawiają się nawet błędy w nazwach miejscowości - ale zaangażowanie w sprawę najwyższych władz to strzelanie z armaty do wróbla. A oskarżenie o „zaciemnianie historycznych faktów i wybielanie rzeczywistych sprawców zbrodni”, nijak do tego serialu niepasujące, dowodzi jedynie, jak bardzo przewrażliwieni jesteśmy na własnym punkcie.
Można przypuszczać, że za osobistą interwencją premiera kryje się również przekonanie, że pamięć historyczna przenosi się dziś głównie przez popkulturę, czy wręcz - to w niej uprawia się politykę historyczną. Stąd co rusz na agendę wracają takie sprawy jak ta, stąd też głośno wyrażana chęć opowiadania światu w filmach o polskim bohaterstwie. Historii jest w bród, tyle tylko, że my jeszcze te filmy musimy nauczyć się kręcić i zapewnić im stukrotność obecnych budżetów na kino historyczne. Bo niestety z takiego paździerza, jakim są fabuły z ostatnich lat o Dywizjonie 303, Pileckim czy żołnierzach wyklętych nie da się postawić nawet krzywego wejścia do izby pamięci. Nie tylko dla świata, ale nawet dla siebie.
Jednak spokojnie, nie martwmy się, że nie zdążymy. Jeśli w istocie działalność na tym polu ma kluczowe znaczenie, to nie musimy kreować spiskowej atmosfery, że ktoś - czytaj: Niemcy - próbuje wybielić się naszym kosztem. W światowej bibliotece dzieł literackich i filmowych jednym z potężniejszych działów, wciąż rozwijanym, jest ten poświęcony Holokaustowi i II WŚ, również gros gier komputerowych pełni rolę wręcz edukacyjną z tego zakresu. Czarniejszego charakteru niż nazistowskie Niemcy w popkulturze nie ma. I nie będzie.
A jeśli my czujemy się w niej niedowartościowani, to wywoływanie afer wokół drobiazgów tego nie zmieni. Lepiej, aby TVP weszła z Netfliksem w kooperatywę. Tak jak jeszcze niedawno planowano.