Nie będziemy już wozić powietrza
Miejski Zakład Komunikacji wycofał się z obsługi terenu Niegosławic. Bo ludzie nie jeździli, a gmina nie dopłacała do kosztów zakładu
MZK działał w Niegosławicach tylko przez trzy tygodnie. W tym czasie okazało się, że z autobusów korzystają dwie-trzy osoby. To zbyt mało, żeby otrzymać całą linię.
- Rozmowy z wójtem Niegosławic trwały od czerwca ub. roku - wspomina Bogdan Mucha, prezes MZK. - Umowa była taka, że zapewnimy komunikację do Zimnej Brzeźnicy, która jest praktycznie transportową czarną dziurą. Na początku koszty miała pokrywać gmina i zakład, po połowie.
Prezes zaznacza, że poniósł koszty w wysokości ok. 5 tys. zł. Trzeba było oznaczyć przystanki, zawrzeć umowę na garażowanie dwóch autobusów - jednego na linii, drugiego w przypadku awarii, itp. Do tego była szeroka akcja promocyjna. Informacje o kursach trafiły do sklepów, na słupy i w winne miejsca.
- Nasze wozy mają monitoring - tłumaczy B. Mucha. - Pierwszy tydzień nie było żadnego pasażera. W kolejnych dwóch były dwie-trzy osoby. Przed świętami poprosiłem wójta o dopłacenie połowy kosztów i przygotowałem umowę na pokrycie 100 proc. od stycznia. Stwierdził, że nie było między nami żadnej umowy i nie może dopłacić do nierentownych. Przestaliśmy więc tam jeździć. Wznowimy kursy, gdy gmina zapłaci.
Wójt Jan Kosiński przyznaje, że autobusy już nie jeżdżą. - Prezes żądał dopłaty, ale nie wyraziła na to zgody rada gminy - wyjaśnia wójt. - Nie mogę też zawrzeć umowy od nowego roku, bo musiałbym rozpisać przetarg na transport. Jestem po rozmowach z inną firmą, która się zastanawia nad uruchomieniem u nas linii, bez żadnych dopłat. Uważam, że MZK zrezygnował zbyt szybko. Żeby mieszkańcy się przyzwyczaili, trzeba było dwóch-trzech miesięcy. Ludzie najpierw chcieli autobusów, a jak były, nie jeździli...