Nie całkiem siekierezada
Czy 80 drzew do wycinki to dużo? Mieszkańcy Studzieńca są w stanie zaakceptować taką ilość w imię poprawy bezpieczeństwa. Ekolodzy już nie.
Ciężko dziś orzec, kto i w jakim stopniu jest odpowiedzialny za zamieszanie wokół alei lip biegnącej przez Studzieniec w gminie Kożuchów. Jednak informacja, że grubo ponad 200 drzew ma pójść pod topór w związku z remontem biegnącej przez wieś drogi, wywołała spore poruszenie.
Zaczęło się od happeningu zorganizowanego przez zielonogórskich ekologów, którzy owinęli część drzew w symboliczne całuny pogrzebowe. Dzień później odbyło się spotkanie, na którym zebrali się mieszkańcy, ekolodzy, samorządowcy i zarządca drogi. - To było bardzo ciekawe i pouczające doświadczenie. Spotkali się ludzie o skrajnych poglądach na otaczający świat. Jedni drugim bez wątpienia dali wiele do myślenia i poruszyli wrażliwe struny - pisze na Facebooku Joanna Liddane, inicjatorka happeningu.
Jednak szybko okazało się, że informacje o wycięciu niemal całej alei są... przesadzone. - O całym konflikcie dowiedziałem się dwa dni przed zebraniem. A trzeba było je zwołać, bo ludzie już zgłupieli. Ktoś im coś wmawiał... A zebranie dużo wyjaśniło - mówi sołtys Studzieńca Adrian Michalak. - To jest chyba kwestia złej informacji, bo ludzie twierdzili, że 80 proc. drzew będzie wyciętych. A po uświadomieniu, że chodzi o 80 z 280, od razu zmieniali zdanie. Myślę, że ktoś ich po prostu okłamał - wyjaśnia.
W głosowaniu tylko trzy osoby opowiedziały się przeciwko wycince
Na zebraniu pojawiło się ponad 100 mieszkańców. W głosowaniu tylko trzy osoby opowiedziały się przeciwko wycince. - Inwestycję to każdy chce. Sprawa ciągnie się od 2011, były konsultacje, cztery warianty. Ludzie wybrali ten, co jest teraz realizowany. I z tego co wiem, to jest największy kompromis. Bo ja jestem za tym, żeby aleja była. I ona będzie - tłumaczy Michalak. - Wioska ma ponad dwa kilometry. Nikt nie chce iść taki kawał drogi przez błoto zamiast po chodniku. To nie jest bezpieczne. Jedna osoba powiedziała, że woli mieć na sumieniu kilkadziesiąt lip niż jedno życie ludzkie - mówi. I dodaje: - Ekolodzy próbowali sprzedać swoje racje, ale one do mieszkańców nie trafiały.
Mieszkańcy wsi wypowiadają się w podobnym tonie. - Musi być trochę bezpieczeństwa i trochę ekologii. Nie jest tak, że wszystkie wytną. Lipy potrzebne, bo od śniegu i wiatru chronią - mówią dwie starsze panie, przyglądające się robotnikom ścinającym gałęzie. - Raz szłam poboczem do koleżanki... Za tyłkiem dwa samochody mi się mijały, dobrze że jeden i drugi wyhamował. - A ja jak idę z autobusu, to muszę wchodzić za skarpę i między drzewami stanąć i czekać aż przejadą... - opowiadają.
To spotkanie tylko nas utwierdziło w przekonaniu, że zgoda mieszkańców na inwestycję jest
Wypracowanie kompromisu między Powiatowym Zarządem Dróg a mieszkańcami potwierdza też starosta nowosolski Waldemar Wrześniak. - Mylna jest informacja, że cała aleja ma być usunięta. To nieprawda. To jest około 80 drzew, które z uwagi na bezpieczeństwo zostały zakwalifikowane do wycinki - mówi. - Pozwolenie na budowę zostało wydane w 2012 roku, obowiązuje od czterech lat. Przez ten czas nikt z mieszkańców czy innych organów nie wnosił sprzeciwu. To spotkanie tylko nas utwierdziło w przekonaniu, że zgoda mieszkańców na inwestycję jest - komentuje.
Jednak ekolodzy wiedzą swoje. Joanna Liddane przekonuje, że spór nie toczy się o zasadność inwestycji, tylko o liczbę drzew, które z nią kolidują. - Ci, którzy protestowali przeciwko wycince, też chcą tej drogi. Ale nie w takiej wersji, w jakiej zrobili ją urzędnicy. 80 drzew do wycinki to nie jest kompromis. Ta aleja będzie poszatkowana! - denerwuje się Liddane. - Urzędnicy nie pokwapili się, żeby wytłumaczyć ludziom, dlaczego wyszło aż tyle kolizji w tym projekcie. Naszym zdaniem można było ich uniknąć - kwituje.
Wykonawca remontu ma zostać wyłoniony już pod koniec marca i niemal z marszu ruszyć z pracami. Inwestycja jest bowiem związana terminami w związku z uzyskanym dofinansowaniem w ramach programu rządowych schetynówek.